Luksus własnego zdania Jana Rokity. Jak ze zrzutami dla Warszawy…

Czytaj dalej
Fot. fot. archiwum prywatne
Jan Rokita

Luksus własnego zdania Jana Rokity. Jak ze zrzutami dla Warszawy…

Jan Rokita

Żałosna gra, jaka toczy się w Europie i Ameryce wokół dostaw nowoczesnych czołgów dla walczącej Ukrainy, będzie odnotowana przez historię jako wyjątkowo kompromitujący epizod w dziejach zachodniej polityki. A Polakowi trudno uniknąć skojarzeń z podobną dyplomatyczną przepychanką z 1944 roku, której stawką były zrzuty broni dla walczącej Warszawy. Biden, Scholz, Sunak, Macron, ale niestety także Duda i Morawiecki nie są zapewne świadomi, jak bardzo pogrążają w tych dniach swój przyszły historyczny wizerunek.

Kijów nie kryje tego, że od lata 2022 roku zabiega na Zachodzie o siedemset wozów bojowych (zaczęto je w końcu dostarczać) i trzysta nowoczesnych czołgów, gdyż w ocenie naczelnego dowódcy ukraińskiego gen. Załużnego, bez tego sprzętu nie da się dalej prowadzić bitwy o Donbas. Ten publicznie znany pogląd i prośby Załużnego są znane w całym świecie i ustawicznie przypominane przez media. A sam Zełeński z goryczą mówi: „Nie ma żadnego racjonalnego powodu, dla którego Ukrainie odmawia się ciągle zaopatrzenia w czołgi typu zachodniego”.

W tym samym czasie oglądamy zdjęcia agencyjne z holenderskiego portu Vlissingen, gdzie wyładowuje się ciężki sprzęt przybywający do Europy zza oceanu, ale nadal nie ma tam wymarzonych „Abramsów” dla Ukrainy. Biden tłumaczy zaś na niedawnej konferencji prasowej z Zełeńskim, że nie może wysyłać niezbędnej Ukraińcom broni z… dbałości o jedność NATO, bo nie godzą się na to europejscy sojusznicy. W końcu tylko Sunak i Duda deklarują, po wielu tygodniach niejasności i przepychanek, że Anglia i Polska gotowe są wysłać „Challengery” i „Leopardy”, o które błagają od pół roku Ukraińcy, ale w śladowych ilościach.

Anglia skądinąd nie jest pancerną potęgą, a jeszcze dwa lata temu zastanawiała się nad zezłomowaniem swoich „Challengerów”. Z kolei Polska ma trochę niemieckich „Leopardów”, ale tak naprawdę dopiero buduje własną potęgę pancerną w oparciu o współpracę z Koreą. Tymczasem w Europie jest dziś ponad dwa i pół tysiąca „Leopardów”, tyle tylko, że jeszcze w ostatnią środę, rzecznik niemieckiego rządu udawał Greka, oświadczając, iż nic nie słyszał, aby ktokolwiek prosił Berlin o zgodę na wysłanie czołgów niemieckiej produkcji na Ukrainę.

Niestety w tej całej piramidzie półprawd i wykrętów, do jakich uciekają się rządy, od Waszyngtonu po Berlin, Polski także nie stać na jasność i prostotę poglądów, taką choćby, jaką Morawiecki manifestował wiosną, objeżdżając Europę pod hasłem „budzenia sumień”. Warszawa nie jest rzecz jasna kluczowym potencjalnym dostawcą czołgów dla armii ukraińskiej. Ale polscy przywódcy nie musieliby brać udziału w tej kompromitującej grze.

Od tygodni Duda i Morawiecki gadają o jakichś nieklarownych „warunkach” i jakiejś nieistniejącej „koalicji”, bez której Polska nie może wysłać czołgów na Ukrainę, sprawiając niestety wrażenie niewiele lepsze, aniżeli odwołujący się do wykrętów Biden, Sunak czy Scholz. O Macronie już nawet nie mówiąc, gdyż ten w sprawie czołgów oportunistycznie nabrał wody w usta.

A wśród tych tandetnych przepychanek pomiędzy politycznymi przyjaciółmi Ukrainy, przebija się tylko głos jakiegoś nieznanego ukraińskiego żołnierza z bijącej się w Donbasie 46 brygady pancernej, który w ostatnią środę, na antenie CNN, mówi z rozpaczą, iż Ukraińcy właśnie przegrywają bitwę o Sołedar, a „naszych trupów nikt tu już nawet nie próbuje liczyć”.

Jan Rokita

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.