Luksus własnego zdania Jana Rokity: Izraelska lekcja

Czytaj dalej
Jan Rokita

Luksus własnego zdania Jana Rokity: Izraelska lekcja

Jan Rokita

Trudno podważyć przypuszczenie, że palestyńscy terroryści nie podjęliby akurat teraz tak zuchwałego ataku na Żydów, gdyby demokracja izraelska nie pogrążyła się w kryzysie. Co prawda, wielowiekowe dzieje Żydów dowodzą, iż podziały i kłótnie, tak na tle religii, jak i polityki, zawsze stanowiły cechę charakterystyczną społeczności żydowskiej.

Niemniej odkąd powstało na nowo państwo żydowskie, wydawało się, że większość Izraelczyków zmuszonych do życia w stanie ustawicznego zagrożenia, ożywia jakiś wyjątkowy i podziwiany w świecie duch państwowy. Bo tylko za sprawą takiego ducha możliwe stało się nie tylko to, że Żydzi w niezliczonych opałach potrafili obronić swoje państwo wobec muzułmańskiej nawały. Ale też, że w żydowskich kibucach potrafiono z nadzwyczajną dyscypliną i poświęceniem przekształcać pustynię w urodzajne pola i sady albo tworzyć technologie, które wkrótce miały uczynić Izrael jednym z najnowocześniejszych państw świata.

I aż do 2023 roku Izrael nie doświadczył tak głębokiego wewnętrznego konfliktu. Zapalnikiem okazał się spór o sądy, tak dobrze nam znany, bo i w Polsce stał się on detonatorem znacznie poważniejszego konfliktu. Kwestia tzw. „ustaw Lewina” wyzwoliła społeczną rewoltę, zaś obrona władzy politycznej sędziów zlała się z eksplozją izraelskiego wariantu „wojny kulturowej”, która już wcześniej musiała tlić się wśród izraelskich Żydów. Tel Awiw stał się nagle miastem wielkich manifestacji progejowskich, a tysiące Żydów gromadziły się pod banerami głoszącymi z jednej strony konieczność obalenia demokratycznego rządu i „ratowania izraelskiej demokracji”, z drugiej - pochwałę przerywania ciąży. Po raz pierwszy okazało się, że odmienności światopoglądu i obyczaju wśród Żydów mogą doprowadzić do paraliżu państwa izraelskiego i dezintegracji wspólnoty politycznej.

To wtedy właśnie uderzyli mordercy z Hamasu. Tak jakby tylko czekali na ów moment doszczętnego wzajemnego skłócenia się Żydów. I ku zdumieniu samych Żydów, ale i całego świata, okazało się, że sparaliżowany Izrael nie potrafi już obronić domów zwykłych ludzi w kibucach na południu kraju. Że umocnienia graniczne są fikcją, że armia przez cały dzień nie jest w stanie nadejść z pomocą, że zdeterminowana grupa morderców może bezkarnie zabijać ludzi w ich domach, a potem jeszcze uprowadzić zakładników. W jednej z izraelskich gazet przeczytałem komentarz do owych zdarzeń, w którym rozgoryczony autor pisze, iż pierwszy raz w życiu poczuł się nie tak jak dumny Izraelczyk w swoim państwie, ale jak ktoś skazany na życie w upadłej Somalii.

Paradoksalnie, ta ponura historia, jaka właśnie dzieje się w Izraelu, nie jest całkiem bez związku z niedzielnymi polskimi wyborami. W drastycznej formie przypomina ona bowiem ignorowaną prawdę o tym, że gwałtowna polityczna dezintegracja kraju zawsze może mieć swoją dotkliwą cenę. Jeśli więc ktokolwiek w Polsce z satysfakcją myślałby dziś o tym, jak przez ostatnie tygodnie podjudzał ludzi do jeszcze bardziej zajadłej wrogości wobec tej czy innej partii, to powinien choć przez chwilę popatrzeć sobie w sieci na obrazki z Izraela. I może wtedy by pojął, że pracując w ciągu kończącej się kampanii nad wykopaniem jeszcze głębszych rowów społecznych podziałów i przyczyniając się do jeszcze większego skłócenia ludzi, z pewnością źle się przysłużył Polsce przez te ostatnie tygodnie. Takie właśnie jest sedno obecnej izraelskiej lekcji.

Jan Rokita

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.