Luksus własnego zdania Jana Rokity. Doczepianie wagonika

Czytaj dalej
Jan Rokita

Luksus własnego zdania Jana Rokity. Doczepianie wagonika

Jan Rokita

Reparacyjna akcja Kaczyńskiego przeciw Niemcom nie będzie mieć dużych reperkusji międzynarodowych. Co prawda, zarówno niemieccy politycy in gremio, jak i niemieckie media, proklamowały bezzasadność polskich roszczeń, co nie jest zaskoczeniem. Ale w Niemczech, zajętych teraz zimą oraz cenami prądu i gazu, akcja Kaczyńskiego ma mniejszy oddźwięk, niż można było przypuszczać. Podobnie jest w unijnej Europie i USA.

Jako że nikt nie spodziewa się rychło jakichś realnych kłopotów wynikających ze zgłoszenia polskich roszczeń, więc też, przynajmniej na razie, zachodnie rządowe kancelarie ignorują całą rzecz, tak stanowczo podniesioną przez Kaczyńskiego.
Inaczej rzecz się ma, gdy idzie o politykę krajową. Wystarczy spojrzeć na meandry, jakimi w ciągu ostatnich dni podążają opinie byłego szefa Platformy Grzegorza Schetyny. 1 września, na falach Radia RMF, obwieścił on, że „sprawa reparacji została zakończona w roku 1953”, oraz że przyszły centrolewicowy rząd z pewnością do niej nie powróci. Cztery dni później – 5 września, tym razem w radiowej Trójce, skarżył się, że jego partia „chętnie by w tej sprawie pomogła”, ale nikt niestety z rządu jej o to nie poprosił. A co do samej istoty niemieckich reparacji dodawał, że: „każdy polski polityk coś takiego poprze”. Minęły dalsze trzy dni i 8 września na falach Radia Plus Schetyna konstatował (na sposób iście pytyjski), iż: „ta sprawa się nie zakończy, bo tak dużo się zdarzyło i to zostało położone, rzucone, na ten umowny polityczny stół”. Po drodze pierwsze, antyreparacyjne stanowisko Schetyny, odrzucił inny były szef Platformy Borys Budka. To nie bez znaczenia, bo Budka, odkąd Tusk pozbawił go funkcji szefa partii, uznał, że najlepiej dla niego samego będzie mówić tylko to, co myśli Tusk.

Akcja Kaczyńskiego jest ewidentnym kłopotem dla opozycji. Nie dlatego, by jej liderzy mieli jakieś „patriotyczne wyrzuty sumienia” z odrzuceniem roszczeń wobec Niemiec. Nie mieli ich przecież, gdy wspierali unijne retorsje finansowe, nakładane na Polskę. Również nie z tej przyczyny, by obawiali się przypięcia całej opozycji łatki „rzecznika interesów niemieckich w Polsce”. Ten argument, używany przez pisowską propagandę bez rozsądku i umiaru, tak się zużył, że większych szkód, od tych, które już opozycji poczynił, dalej zapewne nie poczyni. Kto wierzy, że Tusk jest agentem Berlina, nie przestanie wierzyć, a kto nie wierzy, za sprawą reparacji też nie uwierzy.

Myślę, że istota kłopotu opozycji z reparacjami polega na niekorzystnym dla niej rozkładzie opinii w polskim społeczeństwie. Sondaże są jasne: podział jest ostry, ale o słuszności reparacji przekonana jest bezwzględna większość. Dla PiS-u, którego poparcie spadło znacznie poniżej 40%, podjęcie akcji, w której słuszność wierzy więcej niż połowa wyborców, jest gratką przedwyborczą nie byle jaką. Stąd też rzecz będzie mieć zapewne swój polityczny ciąg dalszy. Dla Platformy przyłączenie się do antyniemieckiej akcji, nawet w jakiejś mętnej, zniuansowanej postaci (jak to w trzeciej wersji czyni Schetyna), oznacza nic innego, jak doczepienie platformerskiego wagonika do pędzącego pisowskiego pociągu. Ale z kolei odmowa doczepienia tego wagonika buduje ostry podział, w którym PiS zapewnia sobie poparcie bezwzględnej większości obywateli. W ten sposób spełnia się czarny przedwyborczy koszmar Tuska. I stąd zamęt, którego ofiarą padł zbyt wyrywny Grzegorz Schetyna.

Jan Rokita

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.