Luksus własnego zdania Jana Rokity. Brudne łapska Brukseli

Czytaj dalej
Fot. fot. archiwum prywatne
Jan Rokita

Luksus własnego zdania Jana Rokity. Brudne łapska Brukseli

Jan Rokita

Zmartwiłem się, gdy zrozumiałem, że kwestia wydawania polskich dzieci zagranicznym opiekunom też stała się narzędziem walki partyjnej. Jest to bowiem materia tak wrażliwa i w gruncie rzeczy tak niepolityczna, że winna zostać uregulowana poza jakimkolwiek sporem partyjnym.

Chodzi o przypadki konfliktów rodzinnych w małżeństwach i nieformalnych związkach mieszanych, licznych we współczesnych realiach, a często o koszmarnym przebiegu i skutkach. Zazwyczaj dzieje się tak, że udręczona kobieta wraz z dziećmi ucieka wtedy przed mężczyzną, a często także jego rodziną, do swej ojczyzny, licząc na ochronę jej samej i jej dzieci, mających polskie obywatelstwo. I bywa czasem tak, że jest ścigana przez policję, prokuratury i sądy obcych krajów, jako „porywaczka”, a dzieci za sprawą wyroków sądowych ciupasem są odstawiane do obcych krajów.

Tę praktykę utrudniła, bo wcale nie zablokowała, ubiegłoroczna zmiana polskiej procedury cywilnej, umożliwiająca czasową blokadę wydania dzieci za granicę, o ile minister sprawiedliwości podejmuje kroki prawne na rzecz zmiany sądowego wyroku. Chwała ministrowi sprawiedliwości, że takie prawo swego czasu zainicjował.

To się jednak nie podoba Komisji Europejskiej, która wytacza teraz ciężkie działa przeciw temu prawu. Chyba nie ma dwóch zdań, że żądania Brukseli w takiej sprawie trzeba odrzucić. Niestety, brutalna antybrukselska retoryka, jaką posłużył się w tym przypadku minister sprawiedliwości, oraz celowe uwikłanie sprawy w ostre piętnowanie rządu Tuska, tylko utrudni, a nie ułatwi opór wobec Komisji.

„Brudne łapska Komisji sięgające po polskie dzieci” oraz oskarżenia wobec Tuska muszą bowiem sprawić, że potencjalny społeczny konsens w tej sprawie zostanie zniszczony. W warunkach rozpoczętej de facto kampanii wyborczej Platforma weźmie teraz zapewne w obronę Komisję Europejską, a nie los dzieci. A taki efekt przyda się być może do propagandowej rozprawy z PO i Brukselą, ale w najmniejszym nawet stopniu nie przyczyni się do wygranej z Komisją.

Bo ta ubiegłoroczna nowela procedury cywilnej może być tylko prowizorką, która zapewne a la longue nie utrzyma się w starciu z europejskimi trybunałami. Rozwiązanie, którego ta sprawa wymaga – to (jak mi się zdaje) oczywista nowela konstytucji, która wszakże wymagałaby współdziałania obu wielkich stron polskiego sporu politycznego.

Konstytucja w tekście art. 55 jednoznacznie zakazuje ekstradycji obywatela polskiego, niezależnie od tego, kim on jest; nawet wtedy, gdy jest mordercą. Jeśli uczciwie spojrzeć na intencje twórców konstytucji, szło im o zagwarantowanie pewnej, wydawałoby się oczywistej zasady, wedle której honor państwa polskiego nakazuje chronić każdego własnego obywatela, a nie wydawać go obcym władzom.

Jest jasne, że dzieci obywateli polskich ta reguła winna dotyczyć w szczególności. Niestety nie dotyczy, bo z formalnego punktu widzenia wydawanie dzieci za granicę nie jest równoznaczne z „ekstradycją”. Trzeba więc tylko rozszerzyć przepis art. 55 na wszystkie przypadki wydawania obywateli polskich, także, a może w szczególności, tych nieletnich.

Taka trwała i nieusuwalna konstytucyjna gwarancja należy się polskim matkom i ich dzieciom. Wolałbym, gdyby minister sprawiedliwości podjął wysiłek zgodnego przeprowadzenia takiej zmiany, aniżeli przy tej okazji piętnował „brudne łapska Komisji” oraz (prawdziwe czy też nie całkiem prawdziwe) przewiny Tuska.

Jan Rokita

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.