Luksus własnego zdania Jana Rokity. Ban na smartfony

Czytaj dalej
Jan Rokita

Luksus własnego zdania Jana Rokity. Ban na smartfony

Jan Rokita

Właśnie podpisałem w sieci petycję do ministra edukacji o to, by w Polsce został wprowadzony zakaz używania smartfonów przez dzieci w szkole. Inicjatorką petycji jest katolicka fundacja Centrum Życia i Rodziny, ale moje motywy nie mają zgoła nic wspólnego z religią.

Zresztą taki zakaz już piąty rok szkolny całkiem nieźle działa we Francji – kraju, który rządzi się radykalnie świecką ideologią polityczną. Kiedy w roku 2018 wprowadzano go tam z inicjatywy liberalnego Emmanuela Macrona, patrzyłem na ów eksperyment z zaciekawieniem. Znając bowiem (choćby z obserwacji moich studentów) skalę przywiązania i uzależnienia młodych od smartfonów, spodziewałem się nad Sekwaną jakiejś „rewolucji małolatów”, wspieranych przez postępowych rodziców, nie godzących się na ograniczanie przez państwo wolności ich dzieci. Tak właśnie stało się wcześniej w Nowym Jorku, gdzie liberalny burmistrz de Blasio w 2015 roku zniósł „ban na smartfony” w tamtejszych szkołach.

Myślałem więc, że współczesny model permisywnego wychowania, którego dogmatem jest zakaz zakazywania dzieciom czegokolwiek, w imię świętych praw dziecka, stał się praktyką na tyle powszechną i ugruntowaną, że nie sposób się mu już przeciwstawić. Nawet – jeśli ewidentnym jego skutkiem jest upadek wychowania i cofka intelektualna młodego pokolenia. Dziś już wiem, że przynajmniej gdy idzie o Francję, to (Bogu dzięki) się pomyliłem. „Rewolucji małolatów” nie było. A co ważniejsze – dorośli stanęli jednak po stronie państwa, zaniepokojonego tym, że powszechne i nieustanne używanie smartfonów przez dzieci w szkole przyczynia się do wewnętrznego rozkładu francuskiej oświaty. I dziś w zasadzie nie ma już poważnych głosów postulujących wycofanie się z zakazu.

Oczywiście, media odnotowują co rusz kłopoty w tej czy innej szkole z wyegzekwowaniem praktyki pozostawiania smartfonów w specjalnych koszykach, przy wchodzeniu na teren szkoły. Niektórzy nauczyciele dochodzą do wniosku (nie jestem przekonany czy słusznie), że nie ma co robić problemu z jednego, czy dwóch

najbardziej uzależnionych uczniów łamiących zakaz, skoro z nowymi regułami postępowania oswoiła się już znacząca większość. Ale co ciekawe, francuski eksperyment zaczyna być naśladowany przez władze chińskie, a także coraz liczniejsze szkoły w Anglii i USA. Sprzyjają temu badania naukowe, wykazujące nadspodziewanie dobre skutki zakazu. 2/3 uczniów zaczęło robić lepsze notatki z zajęć, uzyskując średnio o półtora stopnia wyższe oceny na egzaminach. Co więcej, wygląda na to, że najbardziej korzystają na zakazie uczniowie słabsi, co badaczy z angielskiej LSE skłoniło do sformułowania konkluzji, iż zakaz smartfonów jest „najtańszym sposobem zmniejszania nierówności edukacyjnych”.

Być może to właśnie sprawia, że we Francji wspierają ów nowy rygor szkolny nie tylko konserwatyści, z natury rzeczy bardziej skłonni do wszelkich rygorów, ale i liberałowie, zmartwieni pogarszającą się jakością francuskiej oświaty. Prawdę mówiąc, dziw bierze, że w Polsce, od tylu lat rządzonej przez konserwatystów, inicjatywa szkolnego „banu na smartfony” pojawia się dopiero teraz. I to bynajmniej nie dzięki prezydentowi (jak we Francji), albo ministrowi edukacji, ale za sprawą obywatelskiej fundacji, inspirowanej katolickim myśleniem o szkole. Ciekawe jak postąpi z tą inicjatywą minister Czarnek. Z mojej perspektywy będzie to probierz autentyczności jego konserwatywnej postawy.

Jan Rokita

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.