Jan Rokita

Luksus własnego zdania Jana Rokity: A więc Trump!

Luksus własnego zdania Jana Rokity: A więc Trump!
Jan Rokita

To co wydawało się możliwe, właśnie zamieniło się w pewność. Oto dwaj kluczowi liderzy Partii Republikańskiej, dotąd uważani za wahających się, ogłosili swoje poparcie dla prezydenckiej kandydatury Donalda Trumpa. We wtorek decyzję taką podjął Stephen Scalise – przywódca Republikanów w Izbie Reprezentantów, zaś w środę główny rzecznik partii (tzw. whip) poseł Thomas Emmer.

Scalise napisał na Twitterze, że pod przywództwem Trumpa „chce walczyć w imieniu amerykańskich rodzin, które uginają się teraz pod ciężarem fatalnej polityki Bidena”. Zaś Emmer argumentował, iż zjednoczenie prawicy wokół Trumpa jest absolutną koniecznością, gdyż lewica „użyje wszystkich środków, aby utrzymać przy władzy Bidena i jego nieudacznikowską politykę”. Decyzje obu liderów oznaczają zamknięcie w Partii Republikańskiej debaty nad zaletami i wadami kandydatury Trumpa i zgodę na prawicy co do jej kandydata.

Taka jedność, osiągnięta na pół roku przed konwencją wyborczą i nim zdążyły wystartować partyjne prawybory - jest sukcesem prawicy. Tym bardziej, że Republikanie są w wielu kwestiach mocno skonfliktowani, co dobitnie ujawniło się jesienią, przy okazji odwołania i wyboru nowego spikera Izby Reprezentantów. Liczni wrogowie Trumpa na amerykańskiej lewicy i w tamtejszym wymiarze sprawiedliwości, mogli się zatem spodziewać, że niezliczone ataki na byłego prezydenta, wytaczane mu ciągle nowe procesy, blisko setka zarzutów (tak, to nie pomyłka!!!) jakie postawili mu prokuratorzy, oraz ponawiane groźby aresztowania – doprowadzą do podsycenia rywalizacji i konfliktu na prawicy. Tymczasem stało się odwrotnie. Cała emocjonująca zazwyczaj procedura republikańskich prawyborów tym razem zostanie pozbawiona realnego znaczenia. A nominacja prezydencka, którą Trump otrzyma w połowie lipca podczas konwencji Republikanów w Milwaukee, nawet jeśliby w tym czasie przebywał w więzieniu, będzie już tylko formalnością. No i oczywiście wielkim wydarzeniem kampanijno-medialnym.

Co prawda drogę do prezydentury mogliby jeszcze Trumpowi zablokować sędziowie Sądu Najwyższego, o ile uznaliby go za buntownika przeciw konstytucji i wykluczyli z wyborów na mocy Czternastej Poprawki. Ale wszyscy wiedzą, że prawdopodobieństwo takiego bezprecedensowego w dziejach Ameryki aktu jest bliskie zera. Raz dlatego, że prawicową większość w Sądzie Najwyższym tworzą sędziowie mianowani właśnie przez Trumpa. Dwa – bo byłby to w istocie akt rewolucyjny, który miałby szanse doprowadzić do ludowego buntu. Gdyby amerykański Sąd Najwyższy tworzyli sędziowie pokroju naszych zrewoltowanych sędziów z „Iustitii”, to wszystko byłoby możliwe. Wygląda jednak na to, że póki co, wzniecenie rewolucji przez sędziów w Ameryce, nie jest Bogu dzięki realne.

Ta wczesna decyzja o nominacji prezydenckiej Trumpa ma istotne znaczenie także dla Polski. Nasz nowy centrolewicowy rząd traktowany jest bowiem w świecie jako część globalnego ideologicznego frontu antytrumpistowskiego. Dobrze zatem, że zarówno premier Tusk, jak i minister Sikorski, mają szansę dowiedzieć się na samym początku swego urzędowania, że Donald Trump ma wszelkie szanse, aby dokładnie za rok powrócić do Białego Domu. To jasne, że w dzisiejszych międzynarodowych realiach, w których wojna mocarstw jest niemal na wyciągnięcie dłoni, Polska potrzebować będzie ścisłej i nie tylko formalnej więzi politycznej z przyszłym prezydentem USA. Tusk i Sikorski mają teraz czas, aby ją zbudować.

Jan Rokita

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.