Ameryka dla wielu Polaków jest mitem, ziemią obiecaną. Dla Amerykanów zresztą też. Amerykanie w swoje mity chcą wierzyć. I nieprzerwanie je budują. Tam, gdzie warto, i tam, gdzie powodów do mitologizacji jest niewiele. Osobiście śladami amerykańskich legend podążać uwielbiam. Czasem, by się pośmiać, czasem, by zapłakać.
Do Halifax - stolicy kanadyjskiej prowincji Nowa Szkocja - pojechałem, by przyjrzeć się m.in. Muzeum Emigracji w dawnym porcie, do którego przybywały statki z imigrantami. Miejsce to równie symboliczne jak Wyspa Ellisa w Nowym Jorku. Ellis Island jest bowiem miejscem wstydu amerykańskiej demokracji. Przynajmniej tak skonstruowano ekspozycję w miejscu, gdzie miliony zaczęły swój amerykański sen, a dziesiątki tysięcy przeżyły tragedię odrzucenia. Wiedziałem tymczasem, że muzeum w Halifax traktuje selekcję przybyszów i kandydatów na Kanadyjczyków nieco radośniej. Choć to akurat temat na zupełnie inną opowieść...
Pasażerskie parowce zmierzające do amerykańskich i kanadyjskich portów to jeden z podstawowych mitów założycielskich Ameryki. Europejczycy, a po części cały pozostały świat, szukając raju, płynęli do Ameryki. Z Polski pod zaborami, a potem niepodległej także. I w Halifax - podobnie jak na Ellis Island - jest sporo polskich śladów.
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.