Ks. Robert Nęcek

Kubańska misja kardynała Dziwisza. Z dziennika byłego rzecznika kurii (3)

Pomnik Jezusa Chrystusa stoi na wzgórzu niedaleko portu w Hawanie. Został postawiony w 1953 roku Fot. 123rf Pomnik Jezusa Chrystusa stoi na wzgórzu niedaleko portu w Hawanie. Został postawiony w 1953 roku
Ks. Robert Nęcek

Na premierze hiszpańskiej wersji filmu „Świadectwo”, opartego na książce kard. Dziwisza, pojawił się przedstawiciel Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Kuby odpowiedzialny za sprawy religii. Mówiliśmy na niego „Zimne Oczko”, bo wszystkich lustrował.

O wizycie w kraju Fidela i Raula Castro w polskiej prasie wiele się pisało. Na zaproszenie metropolity Hawany, kardynała Jaime Ortega y Alamino i ambasadora Rycerzy Maltańskich, Przemysława Hausera, w lutym 2010 roku towarzyszyłem kardynałowi Stanisławowi Dziwiszowi podczas wizyty na Kubie. Do tego towarzyszenia dołączył nuncjusz apostolski arcybiskup Angelo Becciu, obecnie pracujący w Sekretariacie Stanu Stolicy Apostolskiej.

Misja kubańska dotyczyła premiery hiszpańskiej wersji filmu „Świadectwo”, która miała miejsce 24 lutego w miejscowej katedrze.

Od czasu pielgrzymki Jana Pawła II (1998 rok) minęło sporo czasu. Jednak chrześcijanie na Kubie mieli już większą swobodę, a Kościół mocniejszy głos.

Chrystus za drzewami

Warto przypomnieć, że w hawańskiej dzielnicy Casablanca dziesiątki lat temu ustawiono posąg Chrystusa. Było to na tydzień przed rewolucją. Fidel Castro obawiał się go usunąć, więc kazał zasadzić wokół niego drzewa, aby go zasłoniły. Dopiero kiedy Jan Paweł II przyjechał, władze zdecydowały o ich wycięciu.

Od tego czasu Chrystus jest w Hawanie znów widziany przez wszystkich. Na nowo daje o sobie znać. Kuba początku XXI wieku charakteryzowała się totalną biedą, nawet nędzą. Więzi społeczne uległy rozkładowi. Polityka nakłaniała do donosicielstwa, aborcja była dostępna na życzenie, a rodzina - przez przeszło pół wieku traktowana jako zagrożenie, bo kultywowała wartości wrogie reżimowi - nie odzyskała godności.

Jednak wymiar miłości też się objawiał. Chociażby w tym, że Przemysław Hauser, polski producent filmowy i dyplomata, a w latach 2007-2011 ambasador Zakonu Maltańskiego na Kubie, zbudował jadłodajnie, w których ludzie otrzymywali ciepłe posiłki i opiekował się szpitalem dla trędowatych, który wyposażył w aparaturę medyczną z Polski i USA.

Ambasador Hauser, który jest również producentem „Świadectwa” podkreślał, że najgorzej jest dać ludziom nadzieję, a później ją odebrać, dlatego pomoc musi być precyzyjna i systematyczna. Z drugiej jednak strony na Kubie powtarzano, że nie ma komu pomagać, bo nie ma żadnej biedy. Można jedynie współpracować.

Tylko że współpracować można jedynie wtedy, kiedy jest się zaproszonym do współpracy. W tym kontekście kardynał Dziwisz postrzegany był przez Kubańczyków - o czym świadczyła wypełniona po brzegi katedra na projekcji filmu „Świadectwo” - jako świadek życia wielkiego papieża.

W wystąpieniach skierowanych do tutejszych kleryków w nowo wybudowanym seminarium, czy do parafian w Los Pinos, przypominał papieską mszę podczas pielgrzymki. A raczej ją interpretował: mówił, że wszyscy poczuli się wówczas upodmiotowieni, poczuli się osobami wolnymi. Na spotkaniu z seminarzystami przytoczył też znamienne słowa Jana Pawła II z pielgrzymki do Polski: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze tej ziemi”.

Organizatorzy zastanawiali się żartobliwie nad tym, ile mogło być podsłuchów na tej konferencji. Tym bardziej że po prezentacji „Świadectwa”, kiedy biskupi kubańscy zaprosili nas na kolację, smutni panowie ze służb ostentacyjnie odprowadzali nas pod same drzwi. Nawiasem mówiąc, w październiku odbyło się oficjalne otwarcie seminarium, w którym wziął udział brat Fidela, Raul Castro.

„Zimne Oczko” patrzy

Na premierze filmu pojawił się przedstawiciel Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Kuby odpowiedzialny za sprawy religii. Mówiliśmy na niego „Zimne Oczko”, bo wszystkich lustrował.

Jako ciekawostkę podam, że sformułowanie „niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze tej ziemi” trzeba było wyciąć z filmu, gdyż stanowiło to warunek pozwolenia na jednorazową emisję w katedrze. Niektóre sceny „Świadectwa”, mające w naszych warunkach charakter jedynie wspomnieniowy, na Kubie odbierane były jako rewolucyjne.

W Hawanie, w jednym z kościołów było jeszcze spotkanie z młodzieżą. Biskupi zauważyli, że od lat nie było w kościele tylu młodych ludzi. Oprócz Kubańczyków byli też przedstawiciele młodzieży z Meksyku i Timoru Wschodniego.

Kościół był rozśpiewany, entuzjastyczny, aplauzów nie szło zliczyć. Stwierdzenie biskupów hawańskich było ważne, gdyż regularnie do kościoła uczęszcza najwyżej trzy procent ludzi.

Wizyta na Kubie zbiegła się ze śmiercią opozycjonisty Orlando Zapata Tamayo, który umierał w szpitalu. Zapata głodował 85 dni w proteście przeciwko nieludzkim warunkom, w jakich przetrzymuje się aresztowanych dysydentów. Trudno było powiedzieć, którzy z tutejszych więźniów politycznych są „religijni”, gdyż z punktu widzenia władzy te pojęcia są równoznaczne. Wielu siedzi w więzieniach za napisanie społecznego projektu konstytucji - to wyroki jeszcze z 2003 roku. Angażowanie się w życie Kościoła było ryzykowne, bo denuncjowanie wszelkich form działalności, także wspólnotowych, religijnych było na porządku dziennym. W użyciu dominowała zasada: „im mniej wiesz, tym krócej będziesz przesłuchiwany”.

Żeby zrozumieć uwarunkowania kubańskie, trzeba pamiętać o atmosferze, jaka na Kubie panowała i jaką promowano. Dzieci w szkołach na rozpoczęcie zajęć, przy akompaniamencie bębenków wykrzykiwały: „Niech żyje Fidel. Niech żyje wolna Kuba!”.

Byłem świadkiem sceny, kiedy mężczyzna, który wyszedł z kościoła, wskazując na krzyż spytał: „Co to za facet na tym drzewie?”.

Ideologia rządzi

Biskupi kubańscy podkreślali konieczność pracy od podstaw, gdyż szalejąca ideologia sączona dzieciom już w szkołach wywołała ogromne spustoszenie w umysłach. Młody proboszcz wyznał mi, że studiował filozofię dłużej i dogłębniej niż klerycy w seminariach zachodnich, ponieważ traktował to jako odtrutkę na promowaną w szkole ideologię.

To prowadziło do rzeczy przedziwnych. Kiedy pytano młodych, co studiują, co druga osoba odpowiadała - medycynę. Dlaczego? Otóż Castro - kiedy sprowadzał ropę od Chaveza z Wenezueli albo autobusy z Chin - nie mając czym płacić, płacił lekarzami. Biorąc pod uwagę, że średnia kubańska pensja wynosiła 25 dolarów, lekarz w Chinach czy Wenezueli zarabiał więcej, więc był zadowolony. Różnicę, jaka zachodziła między kwotą wypłacaną lekarzowi a faktycznym wynagrodzeniem, inkasowało państwo. I dla tej pensji młodzież chce po dziś dzień studiować medycynę.

Kubańska podróż była wyjątkowa. Zobaczyłem to, co zazwyczaj trudno jest zobaczyć turyście.

Po wszystkim wróciliśmy do ambasady Rycerzy Maltańskich, by następnego dnia udać się do Londynu, a z Londynu do Krakowa.

Ks. Robert Nęcek

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.