Bartosz Wojsa

Kryminalne zagadki PRL-u. Czyli o pościgach polonezem i burdach w "Małpim Gaju"

Kryminalne zagadki PRL-u. Czyli o pościgach polonezem i burdach w "Małpim Gaju"
Bartosz Wojsa

Zabieramy Was w kryminalną podróż do Jastrzębia lat 70-80. Rosną nowe bloki, na ulicach syrenki, trabanty, a przed sklepami kolejki. Ale pod tą fasadą świat drobnych przestępców, meliny w prywatnych mieszkaniach i "dziewczyny do towarzystwa" dla młodych górników. Jak wyglądało Jastrzębie oczami ówczesnych milicjantów? Poznajcie historię naszych bohaterów…

Ryszard Wiśniewski, niegdyś komendant posterunku w Ruptawie, potem nawet wiceszef policji w Jastrzębiu przypomina, że Jastrzębie do końca lat 70. było jednym wielkim placem budowy. Wokół miejsc handlowych kwitła drobna przestępczość. Obecny był handel alkoholem, zegarkami elektronicznymi, dolarami i innymi towarami przywożonymi z krajów zachodnich - informuje milicjant. Nic dziwnego, w "zwykłych sklepach" na półkach było pusto. - Tuż obok trwała budowa kopalń i blokowisk. To także rodziło pokusy. Ludzie podbierali stamtąd materiały i później mieli kłopoty - mówi emerytowany milicjant, Bogdan Żabiński.

Ekscesy w "Małpim Gaju"

Problemy? Alkohol i wszystko, co się z nim wiąże. W całej Polsce piwo sprzedawano od godziny 13, a w Jastrzębiu od rana! To za sprawą pierwszego sekretarza partii, Edwarda Gierka, który wysłuchał skarg górników dotyczących tego, że po szychcie nie mogą się napisać zimnego piwa. Zapowiedział wówczas, że będą mieli piwo od rana i słowa dotrzymał - opowiada pan Ryszard Wiśniewski. Piwo lało się strumieniami m.in. w barze "Małpi Gaj", który w latach 60.-70. mieścił się w Zdroju. Był on jednym z miejsc, w których dochodziło do największej liczby zatrzymań. To właśnie tam mundurowi zatrzymywali różnych złodziejaszków, a nawet osoby poszukiwane listami gończymi. Emerytowany milicjant wymienia jeszcze Bary Pod Dębem w Bziu, Skarbnik na Szerokiej, Siódemkę w Moszczenicy, a także Ruptawiankę w Ruptawie, gdzie miały miejsce przestępcze porachunki i nielegalny handel.

- Grasowały tam watahy szulerów, którzy działali w szczególności wtedy, gdy ludzie byli po wypłatach. Grali z górnikami w tzw. "trzy kubki" i w ten sposób ogrywali ich ze wszystkich pieniędzy. Naiwnych nie brakowało - dodaje pan Ryszard. Problem narkomanii praktycznie nie istniał - co najwyżej dzieciaki wąchały gorącą pastę do butów, chcąc "zaszpanować" przed kolegami. Dyskoteki i potańcówki nie były tak powszechne, jak dzisiaj.

Łapali przestępców i… załatwiali dowóz dla rodzącej

Węgiel był skarbem Jastrzębia. Rosły kopalnie, nowe blokowiska. Do pracy przyjeżdżali tysiącami ludzie z całej Polski. Nowe osiedla oznaczały nowe problemy, z którymi wcześniej milicjanci rzadko mieli do czynienia. - Wiele było niebezpiecznych miejsc, na tzw. "nowym mieście", czyli na osiedlach, kopalniach i placach przykopalnianych, łącznie z całą siecią lokali. Obecna też była prostytucja - mówi Ryszard Wiśniewski, który służył w Jastrzębiu przez 27 lat. Dawni milicjanci wspominają, że mieszkańcy mieli do nich zaufanie. Ze względu na brak sądów, prokuratury, adwokatów, notariuszy, opieki społecznej i innych instytucje, komenda milicji była w czasach PRL-u niemal jedynym miejscem, do którego można było się zgłosić i otrzymać szybką pomoc.

- Osobiście, w 1974 roku jako komendant posterunku w Ruptawie, byłem proszony o udzielenie pomocy kobiecie, która właśnie rodziła. Musiałem prędko zorganizować furmankę, która zawiozłaby ją do szpitala - opowiada pan Wiśniewski. Bogdan Żabiński w trakcie swojej służby zajmował się techniką kryminalistyczną - jego zadanie polegało na rysowaniu szkiców, robieniu zdjęć na miejscu przestępstwa oraz wykrywaniu śladów kryminalistycznych, które mogłyby naprowadzić policję na ślad przestępców. - Najbardziej wstrząsały mną zdarzenia, w których uczestniczyły dzieci. Pamiętam wypadek, gdy 4-letnie dziecko wpadło do kanału ściekowego i utonęło. Przerażająca jest bezsilność rodziców i ich rozpacz - opowiada Żabiński, który w trakcie swojej 25-letniej widział bardzo wiele drastycznych scen.

- Do takich zdarzeń można się mimo wszystko przyzwyczaić. Im więcej lat pracujesz w tym zawodzie, tym coraz częściej sytuacje przestają cię zaskakiwać - dodaje były milicjant. 66-letni Józef Szmidt w latach 80. zaczynał pracę. Jak sam wspomina, wysłano go wówczas do makabrycznego wypadku. - W starszą panią wjechał autobus, nie udało się jej uratować. Najtrudniejsze w tym wszystkim było to, że na miejscu byłem zupełnie sam, a brakowało mi doświadczenia - mówi.
Jedno pamiętają: w tamtych czasach prawo nie było tak łaskawe dla przestępców jak dziś. - Za czasów mojej służby milicjant był osobą bardzo szanowaną i poważaną. Kiedyś samo wyzwanie milicjanta od razu kończyło się odsiadką, a teraz można ewentualnie wystawić takiemu delikwentowi mandat, co i tak skończy się kolejnymi wyzwiskami - konstatuje Bogdan Żabiński.

Polonezem na akcje jak porucznik Borewicz

Obecnie w mieście bezpieczeństwa strzeże około 200 policjantów z Komendy Miejskiej Policji, a ilu ich było za czasów pana Ryszarda? Nieco więcej, choć konkretnej liczby nikt nie pamięta. - Mniej więcej do 1975 roku najpierw posterunek policji, a później komisariat mieścił się w dzielnicy Zdrój przy ul. 1 Maja. Teraz komenda znajduje się oczywiście przy Śląskiej, bliżej centrum - wyjaśnia pan Żabiński. Na akcje jeździli syrenami, warszawami, nysami, były też motocykle urale z przyczepką. Lata 80 to już fiaty 125p oraz kultowe polonezy, jak u porucznika Borewicza.

Jak sami przyznają, tamte pojazdy może nie były najlepsze, ale - wbrew opinii - nie psuły się często. Mundury były wygodne? Panowie wspominają, że w latach 60-70 musieli nosić niebieskie marynarki gabardynowe, niezależnie od pory roku czy temperatury, sukienne czarne spodnie z lampasami, długi sukienny płaszcz zimowy i czapkę z paskiem pod brodą. Do tego skórzana solidna raportówka w kolorze czarnym. Milicjanci mówią, że najbardziej przeszkadzał im zimowy płaszcz, który ograniczał swobodę wykonywanych przez ruchów. - Myślę, że wtedy pościg za zbirem był ogólnie skazany na porażkę - żartuje pan Żabiński.

Kim są bohaterowie?

Bogdan Żabiński, Ryszard Wiśniewski i Józef Szmidt są przedstawicielami Stowarzyszenia Emerytów i Rencistów Policyjnych, które działa w Jastrzębiu od 1993 roku, czyli już 21 lat. W momencie założenia koła należało do niego 46 osób. Obecnie koło liczy 80 członków. Pan Bogdan Żabiński jest prezesem stowarzyszenia, Józef Szmidt wiceprezesem, a Ryszard Wiśniewski najdłużej - bo od samego powstania stowarzyszenia - należącym do grupy członkiem. - Utrzymujemy stały kontakt z Weteranami Policji Czeskiej, a także uczestniczymy w spotkaniach integracyjnych emerytów policyjnych pochodzących m.in. właśnie z Czech i Litwy - dodają byli milicjanci. Czym obecnie zajmują się byli mundurowi?
Ryszard Wiśniewski pracuje w ochronie w kopalni. Z kolei Bogdan Żabiński jest ochroniarzem w jednym z jastrzębskich banków. Natomiast Józef Szmidt na co dzień jeździ taksówką.

Bartosz Wojsa

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.