Kroniki zwykłego człowieka. Władza jest gdzie indziej
W komentarzach poświęconych polityce Zjednoczonego (jeszcze) Królestwa słychać ostatnio, czy premier Liz Truss zdoła uspokoić rynki, które panicznie zareagowały na propozycje nowego budżetu. Jeśli bowiem to się nie uda, gwiazda Truss może zgasnąć równie szybko, jak się zapaliła. Problem w tym, że wycofanie się niemal ze wszystkich zapowiedzianych zmian, ba, nawet podjęcie odwrotnych decyzji, niekoniecznie musi poskromić gniew rynków. Można wręcz odnieść wrażenie, parafrazując słowa angielskiej pieśni, że Brytania nie rządzi już falami, a jest nimi miotana.
Sytuacja w Londynie jest oczywiście znacznie bardziej skomplikowana, ale celem tego tekstu nie jest pogłębiona analiza brytyjskiej sceny politycznej. Idzie o coś innego – nawet rząd nuklearnego imperium może okazać się bezradny w zetknięciu z… No właśnie kim? Rynkami? A kto to są te rynki?
Analogiczna refleksja towarzyszy mi, kiedy obserwuje spory pomiędzy rządem Zjednoczonej Prawicy a unijnymi instytucjami oraz środowiskiem sędziowskim, które odgrywa w tych sporach niebagatelną rolę.
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.