Marcin Kędzierski

Kroniki zwykłego człowieka. Ukraińcy, nie przesadźcie

Kroniki zwykłego człowieka. Ukraińcy, nie przesadźcie
Marcin Kędzierski

Od wtorkowego wieczoru debata publiczna żyje sprawą incydentu pod Hrubieszowem. Z każdą godziną pojawiają się nowe informacje, które pozostawiają coraz mniej wątpliwości. Wbrew pierwotnym emocjom, które oskarżały Rosję o bezpośrednie sprawstwo ataku, dziś już wiemy z dużą dozą prawdopodobieństwa, że rakieta, która spadła na Przewodów, należała do ukraińskiej obrony przeciwlotniczej. Kijów nie ponosi oczywiście pełnej odpowiedzialności za to zdarzenie. W końcu ukraińskie siły zbrojne zostały zmuszone do aktywnej obrony przed kolejnym zmasowanym atakiem rakietowym ze strony Rosji. Taki przynajmniej przekaz płynie zarówno ze strony świata polityki, jak i świata mediów.

Pytanie, czy taka sama jest powszechna społeczna emocja wśród Polaków, zwłaszcza w sytuacji, w której władze Ukrainy długo wypierały się, że to nie był ich pocisk, tylko rosyjski. Niezależnie bowiem od napięcia politycznego wokół tej sprawy na linii Kijów-Warszawa, ma ona także bardzo istotny kontekst społeczny. Aby go lepiej zrozumieć, warto odwołać się do opublikowanych niedawno badań, prowadzonych przez prof. Przemysława Sadurę i Sławomira Sierakowskiego, o których zresztą wspominałem już w ubiegłym tygodniu. Autorzy tych badań wskazują, że choć na poziomie politycznym polskie społeczeństwie popiera wsparcie dla Ukrainy, ma coraz gorszą opinię o Ukraińcach, którzy przybyli do Polski w ostatnich miesiącach.

Nie ma znaczenia, że część tych emocji bazuje na zmyślonych historiach. Problem, które te emocje mogą spowodować, jest już bowiem jak najbardziej realny. Co gorsze, nawet jeśli za sprawą przybycia do Polski ponad miliona uchodźców pojawiają się zrozumiałe i trudne do uniknięcia napięcia, jak np. w ochronie zdrowia czy edukacji, ciężko znaleźć ich echa w mediach. Także politycy, za wyjątkiem Konfederacji, unikają tego tematu jak ognia, prawdopodobnie dlatego, aby nie wzmacniać ewentualnego antyukraińskiego resentymentu. Sęk w tym, że systemowe przemilczanie takich zjawisk może jedynie wzmacniać postawy niechęci, bo „ktoś chce coś ukryć”. Co prawda protesty organizowane pod hasłem „Stop ukrainizacji Polski” okazały się frekwencyjną klapą, to jednak badania pokazują, że pod powierzchnią zaczyna się powoli gotować.

Nie da się wykluczyć, że wypieranie przez rząd w Kijowie jakiejkolwiek odpowiedzialności za śmierć dwóch polskich obywateli może być kroplą, która przeleje czarę goryczy. Tym bardziej, że wraz z kolejnymi atakami na infrastrukturę krytyczną oraz nadejściem zimy prawdopodobieństwo wystąpienia kolejnej fali uchodźców wyraźnie wzrasta. Trudno się spodziewać, aby podobnie jak wiosną Polacy tak ochoczo otwarli swoje serca i domy na przybyszów zza wschodniej granicy, zwłaszcza, że wielu z nas może czuć się tą dotychczasową pomocą zwyczajnie zmęczona.

Nie można zapominać, że wsparcie naszego wschodniego sąsiada kosztowało nas już według różnych szacunków 30-40 mld PLN (mowa zarówno o budżecie państwa, jak i kieszeniach przeciętnych Polaków), a dodatkowo za sprawą zwiększonej konsumpcji trudniej nam dziś walczyć z podstawowym wrogiem społecznym, czyli inflacją. Rząd w Kijowie, zwłaszcza w świetle możliwej konieczności ewakuacji ukraińskich miast, powinien mieć tego świadomość. W imię dobra własnych obywateli.

Marcin Kędzierski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.