Kroniki zwykłego człowieka. Mundialgate

Czytaj dalej
Marcin Kędzierski

Kroniki zwykłego człowieka. Mundialgate

Marcin Kędzierski

Zupełnie niespodziewanie tematyka mundialowa wkroczyła do świata polityki. Nie wiem, kto lub co podkusiło premiera Morawieckiego, by w kryzysowych czasach obiecywać miliony piłkarzom, którzy podobne kwoty zarabiają nieraz w tydzień. Rozumiem, że prawdopodobieństwo wyjścia z grupy było radykalnie niskie.

Podobnie jak niskie były szanse, że społeczne nastroje po przejściu do drugiej rundy będą słodko-gorzkie. Jednak nawet gdyby kraj zalała euforia, wciąż te kilkadziesiąt milionów kolą w oczy ludzi, którzy z obawą myślą o czekających ich świątecznych zakupach.

Z drugiej strony premier ma pecha. Gdyby nie wybuchła afera z podziałem premii, która żyje w mediach od kilku dni, prawdopodobnie łatwiej byłoby się z tej propozycji wycofać. A tak każdy kolejny dzień negatywnie weryfikuje przekaz rządu, że żadnej obietnicy nie było. Skoro bowiem piłkarze realnie kłócili się o podział premii, to znaczy, że potraktowali ją poważnie. Próba ratowania sytuacji zapowiedzią spotkania premiera z Robertem Lewandowskim, który w tym czasie był już w drodze na wakacje, jedynie pogrążyła szefa rządu. Trudno zresztą nie odnieść wrażenie, że choć sam premier zastawił na siebie pułapkę, to piłkarze go do tej pułapki zapędzili.

Dlatego dziś kilka słów chciałbym poświęcić właśnie piłkarzom. Nie ulega wątpliwości, że kilku z nich, z Robertem Lewandowskim na czele, to absolutne gwiazdy, a jednocześnie społeczne autorytety. To sprawia, że cała afera ma dodatkowy smaczek. Nie byłem świadkiem wydarzeń w Katarze, ale relacje medialne pozwalają nieco je zrekonstruować. Pierwsze informacje mówiły o tym, że trener Czesław Michniewicz chciał rozdzielić premię równo pomiędzy wszystkimi piłkarzami i sztab (łącznie ponad 60 osób) w proporcji 80:20. Takiej propozycji miał nie zaakceptować kapitan reprezentacji, który chciał zmienić podział na 90:10 oraz podzielić środki przeznaczone dla piłkarzy zgodnie z uznaniem rady drużyny, reprezentującej głównie starszych piłkarzy, i liczbą rozegranych minut.

Sytuacja zmieniła się o 180 stopni, kiedy jeden z portali ujawnił, że to jednak Lewandowski domagał się równego podziału pieniędzy pomiędzy piłkarzami, a to Michniewicz chciał różnicować wypłaty (wiadomość o zmniejszeniu puli dla sztabu została potwierdzona). Wreszcie w czwartek pojawiła się informacja, że żadnego sporu nie było, a kapitan reprezentacji chciał podzielić po równo, tylko po to, aby przekazać te środki na cele charytatywne.

Nie wiem, jak było. Nie mogę jednak nie odnieść wrażenia, że kolejne wersje to próba pudrowania wizerunku Roberta Lewandowskiego. Nie wydaje mi się bowiem zbyt logiczne, by trener Michniewicz chciał konfliktów między zawodnikami, więc bezpieczniej było mu zaproponować równy podział. A już twierdzenie, że kapitan chciał bardziej korzystnego dla piłkarzy podziału premii (kosztem sztabu), tylko po to, by później te pieniądze przeznaczyć na cele charytatywne, wydaje się kuriozalne.

Wiem za to, że nie poznamy prawdy, bo nawet jeśli czarnym charakterem całej historii okażą się gwiazdy reprezentacji, nikt nie będzie chciał tego ujawnić – ani piłkarze, ani trener, ani PZPN. Dlatego sensownym wydaje mi się apel Krzysztofa Stanowskiego – aby uniknąć takich historii w przyszłości, przestańmy w ogóle płacić za występy z orzełkiem na piersi. W piłce nożnej jest już tak absurdalnie dużo pieniędzy, że dosypywanie kolejnych milionów niczego dobrego nie przyniesie.

W gruncie rzeczy takie rozwiązanie powinno być najbardziej na rękę samym piłkarzom. Inaczej będą oni bowiem ryzykować rysy na swoim społecznym autorytecie.

Marcin Kędzierski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.