Dawid Golik

Krakowski Oddział IPN i „Dziennik Polski” przypominają. O Polskę bez obcych wpływów

Wiosna 1949 r. Stoją od lewej ks. Władysław Gurgacz „Sem”, ppor. Stefan Balicki „Bylina” i sierż. Stanisław Szajna „Orzeł”. Fot. ze zbiorów IPN Wiosna 1949 r. Stoją od lewej ks. Władysław Gurgacz „Sem”, ppor. Stefan Balicki „Bylina” i sierż. Stanisław Szajna „Orzeł”.
Dawid Golik

14 września 1949 r. Stefan Balicki i Stanisław Szajna byli towarzyszami ks. Władysława Gurgacza i razem z nim zostali zamordowani na dziedzińcu więzienia przy ul. Montelupich w Krakowie.

Ich życiorysy nie ograniczają się do współpracy z niezłomnym jezuitą i działalności w Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowców (PPAN). Gdy przystępowali do powstałej na Sądecczyźnie organizacji byli już bowiem żołnierzami z krwi i kości, na których wojna i okupacja odcisnęły silnie swoje piętno.

Weteran spod Kołobrzegu

Stefan Balicki był z tej dwójki starszy. Urodził się w 1922 r. w Łodzi i mimo, że był synem tkacza zdołał przed wojną ukończyć czteroklasowe gimnazjum. Jako siedemnastoletni ochotnik brał też udział w walkach o Warszawę w 1939 r. Niedługo później, już po przegranej kampanii, musiał opuścić rodzinne strony i trafił do Krosna. Tam pracował w przemyśle naftowym i choć nigdzie się do tego w późniejszym czasie nie przyznał, wiele wskazuje na to, że był w tym czasie żołnierzem lub współpracownikiem AK.

Gdy przez Podkarpacie przetoczył się front, Balicki postanowił wstąpić do, jak mu się wydawało, polskiego wojska. Po krótkim przeszkoleniu znalazł się na początku 1945 r. w szeregach 18. pułku piechoty wchodzącego w skład 6. Dywizji Piechoty . W stopniu chorążego uczestniczył m.in. w walkach o Wał Pomorski i Kołobrzeg, za co odznaczony był Krzyżem Walecznych i Krzyżem Grunwaldu. 18 kwietnia 1945 r. został ciężko ranny podczas forsowania Odry. Uraz lewego barku był na tyle poważny, że doprowadził do niemal całkowitej utraty władzy w ręce i zwolnienia Balickiego z wojska. Dopiero po kilku miesiącach poszukiwań udało mu się znaleźć pracę, do której dzięki doświadczeniu wojskowemu mógł się mimo inwalidztwa nadawać. W ten sposób w sierpniu 1946 r. został w stopniu podporucznika zastępcą komendanta powiatowego Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej w Wałbrzychu. Jako „element niepewny” został usunięty po niecałym roku, wyrzucono go też z szeregów Polskiej Partii Socjalistycznej. Zaufanie jakim darzyli go ludzie sprawiło jednak, że do 1948 r. pełnił funkcję wójta gminy Kuźnice Świdnickie. Na Dolnym Śląsku poznał też swoją przyszłą żonę, pochodzącą z Sądecczyzny Józefę Węglarz.

Dostrzegając zaostrzające się represje komunistów, które prędzej czy później mogły też objąć jego, zdecydował się ostatecznie wraz z żoną na wyjazd w jej rodzinne strony. Próbował wówczas uzyskać pracę w Domu Wypoczynkowym Inwalidów Wojennych w Krynicy - bezskutecznie. Nie należał do partii, nie był zwolennikiem władzy - jego zasługi frontowe i średnie wykształcenie nie mogły więc mieć żadnego znaczenia. Rozczarowany powojenną Polską, zamiast rozpaczać nad swoją sytuacją życiową, zdecydował się nawiązać kontakt z działającą jeszcze na Sądecczyźnie partyzantką niepodległościową. 3 kwietnia 1949 r. wstąpił do oddziału „Żandarmeria” PPAN. Jako doświadczony żołnierz otrzymał funkcję oficera szkoleniowego grupy, przyjął też pseudonim „Bylina”. Podczas późniejszej rozprawy w jasny sposób opisywał powody, dla których związał się z partyzantami: „Do org[anizacji] wstąpiłem dlatego, gdyż chciałem walczyć o Polskę dla Polaków, bez żadnych obcych wpływów”.

Sierżant „Orzeł”

Stanisław Szajna pochodził z Kresów. Urodził się w 1924 r. w Szuminie w pow. samborskim, tam też ukończył 6 klas szkoły powszechnej. W czasie wojny związał się z AK, w której szeregach walczył z Niemcami podczas akcji „Burza”. Po zajęciu Kresów przez Armię Czerwoną, jak wielu mieszkańców ziem wschodnich, został zmuszony do wyjazdu na zachód. W ten sposób znalazł się w podkarpackim Haczowie, gdzie dzięki rodzinie otrzymał pracę. Szybko jednak, najprawdopodobniej także dzięki kontaktom z innymi przebywającymi na tym terenie akowcami, wrócił do działalności konspiracyjnej, a latem 1945 r. wstąpił do jednego z funkcjonujących w pow. brzozowskim oddziałów partyzantki niepodległościowej. Z czasem wszedł też w skład oddziału „Straży” Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość . Posługiwał się wówczas stopniem sierżanta i pseudonimami „Jacek”, „Stach” i „Zemsta”. Jego bezpośrednim przełożonym był por. Jan Matejak „Brzeski”.

W niedostępnej przez wiele lat dla postronnych osób księdze pochówków grabarze zapisali lakonicznie: „Nie ekshumować (nie było napisów na trumnach)”.

Kiedy w kwietniu 1946 r. wraz z dwoma innymi żołnierzami podziemia został aresztowany przez bezpiekę, natychmiast zdecydowano się na jego odbicie z posterunku MO w Haczowie. Zakończona sukcesem akcja odbiła się głośnym echem w całym powiecie.

Po rozwiązaniu „Straży”, Szajna przez jakiś czas był związany z Samodzielnym Batalionem Operacyjnym NSZ Antoniego Żubryda, po czym we wrześniu 1946 r. wyjechał do pow. kłodzkiego, gdzie się ukrywał. Na Podkarpacie powrócił dopiero podczas amnestii, ujawniając się 27 marca 1947 r. w Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego.

Najprawdopodobniej w 1947 r., za pośrednictwem Matejaka, Szajna poznał ks. Gurgacza, z którym połączyła go szczera przyjaźń. Niewykluczone, że wpływ na nią miała głęboka wiara młodego żołnierza, który był członkiem Sodalicji Mariańskiej, czyli stowarzyszenia skupiającego świeckich katolików.

Kiedy na początku 1948 r. mieszkający w Krynicy jezuita związał się z PPAN, do organizacji przystąpił również Matejak, a kilka miesięcy później znalazł się w niej Szajna, przyjmując pseudonim „Orzeł”. Od tej pory odpowiadał on za osobistą ochronę ks. Gurgacza i pełnił funkcję jego adiutanta, towarzysząc mu w wyjazdach i przenosząc korespondencję. Dla dowódcy PPAN, Stanisława Pióry „Emira”, duże znaczenie miał też partyzancki staż „Orła”, który czynił z niego jednego z najbardziej doświadczonych i ostrzelanych członków „Żandarmerii”. Nieprzypadkowo to właśnie „Orzeł” wykonał egzekucję na podejrzewanym o współpracę z komunistami mieszkańcu Piwnicznej, którego partyzanci zatrzymali w pobliżu swojego obozowiska w kwietniu 1949 r.

Skazani na śmierć i zapomnienie

Późną wiosną 1949 r. „Żandarmeria” PPAN podzieliła się na trzy mniejsze patrole w celu łatwiejszego unikania obław bezpieki. Na czele jednego z nich stanął Balicki, a w jego szeregach znaleźli się też Szajna i ks. Gurgacz. Działalność tej grupy nie trwała jednak długo. Cała trójka została aresztowana w Krakowie 2 lipca 1949 r. po nieudanej próbie rekwizycji pieniędzy z państwowego banku, potrzebnych na „zalegalizowanie” konspiratorów na Ziemiach Zachodnich. Akcja nie powiodła się m.in. dlatego, że biorący w niej udział partyzanci nie zdecydowali się na użycie broni wobec konwojentów. Poza wspomnianą trójką w rękach bezpieki znaleźli się też Leon Nowakowski „Góral”, Adam Legutko „Młodzik” i współpracujący z partyzantami kleryk jezuicki - Michał Żak. Wytoczono im pokazowy proces, w którym w sposób szczególny podkreślano rolę księdza jako pro-wodyra i inspiratora „bandyckich czynów” partyzantów. Pokazywano ich jednocześnie jako zwyrodnialców i wykolejeńców, celowo umniejszając udział Balickiego i Szajny w walkach z Niemcami podczas wojny.

14 sierpnia 1949 r. przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Krakowie zapadł wyrok skazujący Stefana Balickiego, ks. Władysława Gurgacza, Stanisława Szajnę oraz Michała Żaka na śmierć. Temu ostatniemu karę śmierci zamieniono ostatecznie na dożywocie, dzięki czemu mógł po latach dać świadectwo o losie swoich towarzyszy. Wyrok na Balickim, Gurgaczu i Szajnie wykonano wieczorem 14 września 1949 r. Kat więzienny metodą katyńską, czyli strzałem w tył głowy, uśmiercał kolejno każdego z nich. Do ks. Gurgacza strzelał dwukrotnie, gdyż za pierwszym razem tylko go ranił. Po dwóch dniach ciała partyzantów przywieziono na cmentarz Rakowicki i zagrzebano w dwóch dołach w części wojskowej cmentarza. Na grobach bohaterów celowo zabrakło ich nazwisk, o miejscu pochówki nie poinformowano ani rodzin, ani jezuitów. W niedostępnej przez wiele lat dla postronnych osób księdze pochówków grabarze zapisali lakonicznie: „Nie ekshumować (nie było napisów na trumnach)”.

Cykl powstaje we współpracy z krakowskim oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej. Autorzy są historykami, pracownikami IPN.

Dawid Golik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.