Kozak Mamaja - symbol ukraińskiej wolności

Czytaj dalej
Eliza Tropke

Kozak Mamaja - symbol ukraińskiej wolności

Eliza Tropke

Ukraiński rzeźbiarz prof. Mykola Lampeka pracuje nad najnowszymi dziełami w Galerii Sztuki Batko mieszczącej się we wsi Ochojno nieopodal Świątnik Górnych. Powstaje tam rzeźba z kamienia i szereg prac ceramicznych, w tym wizerunek kozaka Mamaja, który Instytut Literatury będzie wręczał pisarzom jako nagrodę w konkursach. O sytuacji w Ukrainie i procesie twórczym opowiada artysta oraz współwłaścicielka galerii Wiesława Batko.

Jak udało się pani odnaleźć i zaprosić do Polski tak znakomitego artystę, jakim jest prof. Mykola Lampeka?
Wiesława Batko: Galeria Sztuki Batko ma już w Ukrainie pewną renomę i artyści przekazują sobie wiadomości o tym, że jest takie miejsce, do którego warto przyjechać. Wcześniej gościliśmy akwarelistę Anatolija Kazimiruka, który opowiedział nam o Mikołaju. Jego opowieść bardzo nas z mężem zaintrygowała.

Dlaczego?
W. B.: Przede wszystkim dlatego, że Mikołaj jest rzeźbiarzem, a to bardzo trudna dziedzina sztuki, nie tylko dla twórców, ale i dla galerii, które podejmują z nimi współpracę. Ciężko jest takie dzieło sprowadzić do galerii z powodu jego przeważnie dużych gabarytów i wagi. Wyeksponowanie go nie jest tym samym, co powieszenie na ścianie obrazu. Ale my lubimy wyzwania, tym bardziej że uświadomiliśmy sobie, iż nie tylko mamy szansę zaprezentować u nas rzeźbę, ale także być świadkami jej narodzin, procesu twórczego, który jest niezwykle interesujący. W przypadku Mikołaja ma to jeszcze dodatkowy walor, gdyż pracuje on nie tylko w kamieniu, ale też w glinie. A w naszej galerii od lat odbywają się warsztaty ceramiczne. Współpracujemy na przykład z Liceum Plastycznym w Nowym Wiśniczu, pokazując prace poplenerowe młodych artystów.

Ucieszył się pan z zaproszenia do Polski?
Mykola Lampeka: Bardzo, jestem szczęśliwy, że mogłem przyjechać do Ochojna. Dziękuję Polakom, że tak pomagają nam w tym trudnym czasie i to w tak cudowny sposób. W Galerii Batko panuje fantastyczna atmosfera, na co ma wpływ nie tylko otaczająca ją przyroda, ale przede wszystkim ludzie, którzy prowadzą to miejsce. Chce się w nim pracować, pracować i pracować.

Czy to pierwszy taki dłuższy pana pobyt w Polsce?
M. K.: Miałem okazję odwiedzić już Polskę, ale było to dawno, jakieś 30 lat temu. Widzę, jak wasz kraj się bardzo zmienił, stał się prawdziwie europejski, taki czysty. Wciąż jestem pod wrażeniem wystaw, jakie widziałem na Wawelu i w kilku krakowskich muzeach.
Niedawno opuścił pan Kijów. Jak wygląda tam w tej chwili sytuacja artystów?
M. K.: Wciąż próbujemy pracować, choć to nie jest łatwe. Wielu naszych twórców wyjechało. Moi przyjaciele pracują teraz tak jak ja w waszym kraju, na przykład w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku. Wszyscy staramy się wciąż tworzyć, wierząc, że jest to nasz wkład w przyszłe zwycięstwo.

Pan jest też wykładowcą na kilku ukraińskich uniwersytetach. Czy studenci kierunków artystycznych mają normalne zajęcia?
M. K.: Kontynuujemy pracę na uczelniach, choć sporo studentów wyjechało i studiuje za granicą. Ale zgłosili się następni kandydaci. Właśnie przeprowadziliśmy egzaminy rekrutacyjne. Dlatego muszę wrócić do Ukrainy na początku września, by przygotować harmonogram zajęć. Zaraz jednak z powrotem przyjadę do Galerii Batko, by kończyć moje rzeźby.
Jak wojna wpłynęła na twórczość pana studentów?
M. K.: Najpierw na ich twórczość miał duży wpływ covid i konieczność przejścia na zdalny system nauczania. To oczywiście musiało się odbić na jakości studiów. Teraz proponujemy studentom powrót do normalnych zajęć, co podniesie ich poziom. Choć niektórzy z nich z powodu wojny wciąż muszą uczyć się zdalnie.

A pan doświadcza na co dzień skutków ataku Rosji na Ukrainę?
M. K.: Mieszkam na lewym brzegu Dniepru, a moja uczelnia znajduje się po jego prawej stronie. Kiedy ogłaszany jest alarm powietrzny, komunikacja miejska przestaje działać i nic nie kursuje przez łączące rzekę mosty. Nieraz muszę spędzać kilka godzin w metrze, aby wrócić do domu. Mieszkam pod lasem. Widziałem w nim już niejeden pocisk, zniszczone wierzchołki drzew, powybijane szyby w oknach okolicznych domów. Zresztą już na samym początku wojny 500 metrów od nas spadła bomba, co było wtedy wielkim szokiem. Teraz powoli zaczynamy oswajać tę sytuację, choć tak naprawdę nie da się jej oswoić.

Wróćmy więc choć na chwilę do lepszych czasów, kiedy ataki wroga nie burzyły jeszcze pana spokoju. Dlaczego zdecydował się pan zająć ceramiką? Czym urzekł pana ten gatunek sztuki?
M. K.: Kiedy w 1977 roku chciałem rozpocząć studia na lwowskiej uczelni artystycznej, nie było tam takiego kierunku jak rzeźba. Wybrałem ceramikę, bo ma ona dużo wspólnego z tą dziedziną sztuki. Szybko ją polubiłem i po studiach przez 16 lat pracowałem w fabryce, w której wypalano naczynia z gliny. Zajmowałem się tam dizajnem, projektowałem na przykład różne serwisy, które wchodziły do produkcji. Kiedy w wyniku kryzysu fabryka musiała zostać zamknięta, podjąłem pracę na uczelni i już 25 lat jestem wykładowcą. Zajmuję się tym równolegle z twórczością rzeźbiarską. Ze względu na specyfikę tego zajęcia, najlepiej pracuje mi się latem, więc co roku staram się bywać na plenerach rzeźbiarskich. Dzięki temu dwa razy pracowałem już w Kazachstanie, Francji, a także w tureckim Izmirze.

Jak określiłby pan styl, w którym pan tworzy?
M. K.: Trudno to określić. Jedne moje prace są figuratywne, a inne abstrakcyjne.
A jakie będzie dzieło, które przygotowuje pan dla Instytutu Literatury, by mogło być wręczane jako nagroda w konkursach organizowanych przez tę instytucję?
M. K.: Będzie to ceramiczny wizerunek kozaka Mamaja. To ukraiński bohater ludowy, najczęściej przedstawiany w pozycji siedzącej. Gra on na tradycyjnym instrumencie, jakim jest bandura. Ta postać jest symbolem wolności. Szczególnie teraz, w czasie wojny ma on dla nas wielkie znaczenie. Kiedyś już robiłem takiego ceramicznego kozaka, tylko w mniejszym rozmiarze. Obecnie z panią Wiesławą próbujemy zrobić go w różnych technikach. Trochę się przeliczyłem i wykonałem go większego niż piec w Galerii Batko. Nie wchodzi do niego pionowo, jego wypalanie musi odbywać się w pozycji leżącej. Ale mam nadzieję, że mimo tej przeszkody uda mi się go zrobić tak, jak sobie zaplanowałem i będzie bardzo ładny.

Zlecenie Instytutu Literatury nie jest pierwszym zleceniem na ceramikę, które pan realizuje. Pracował pan dla Ministerstwa Kultury Ukrainy, Administracji Prezydenckiej Ukrainy czy Administracji Kijowa. Która z tych prac była dla pana najważniejsza?
Trudno powiedzieć, każdy projekt jest ważny. Na przykład dla Ministerstwa Kultury robiłem wazę, która miała być prezentem dla Kazachstanu. Znalazł się na niej portret Tarasa Szewczenki, naszego narodowego poety. Matka mojej żony namalowała go w tradycyjnej technice, jaką jest petrikiwka. To popularne u nas wzory stosowane w malarstwie dekoracyjnym. Ważne też były dla mnie dekoracyjne kratki wentylacyjne, wykonane do sali konferencyjnej Administracji Prezydenckiej Ukrainy. Miałem również zaszczyt robić pamiątkowy, rzeźbiarski wizerunek Michała Archanioła z okazji obchodów 350-lecia rocznicy założenia Charkowa oraz modele płytek dla Domu Metropolitalnego Katedry Świętej Zofii w Kijowie. To dla nas bardzo ważny zabytek będący na liście światowego dziedzictwa UNESCO.

A gdzie możemy zobaczyć pana monumentalne rzeźby?
M. K.: W wielu miejscach, zarówno w Ukrainie, jak i za granicą, gdzie bywałem na plenerach. Przez 6 lat pracowałem w Mikołajowie pod Lwowem i tam też zostawiłem swoje rzeźby. Można je spotkać też w Bukowelu - naszym ośrodku narciarskim w górach. Tam rzeźbiłem w kamieniu, ale też w lodzie i śniegu. Pod Kijowem znajduje się moja 7-metrowa rzeźba z drzewa, nosząca tytuł „Powrót”, ponieważ poświęcona jest powrotowi ptaków. Praca ta nawiązuje do napaści Rosjan na Donbas i Krym.

Czyli temat rzeźby nasuwa panu czas, miejsce i kontekst, w jakim ona powstaje.
M. K.: Tworząc duże rzeźby, najczęściej improwizuję i uzależniam je od materiału, jakim w danym miejscu dysponuję. On zawsze mi podpowiada temat. W Ochojnie mam do dyspozycji pińczowski piaskowiec. To miękki kamień, łatwo poddający się dłutu.

Co z niego powstanie?
M. K.: Jeszcze nie wiem, dopiero rozpocząłem proces twórczy.

Pani Wiesławo, czy obserwuje pani ten proces?
W. B.: Oczywiście, codziennie w tym uczestniczę i bardzo przeżywam to, co Mikołaj robi, jakbym to ja sama tworzyła. Zresztą nie tylko ja. Rano pierwszą rzeczą, jaką wszyscy w domu robimy, jest zobaczenie, jak prace się posunęły. Cały dzień słychać stukanie Mikołaja młotkiem w dłuto. Brzmi to jak odgłosy dzięcioła. Nie przeszkadzają nam nawet tony pyłu, które unoszą się w powietrzu. Jest to tak cudowne doświadczenie, że nie potrzebujemy wyjeżdżać na wakacje.

A czy wiecie już, gdzie stanie ta rzeźba?
W. B.: Przy galerii mamy bardzo duży ogród, w którym znajdzie ona dla siebie miejsce. Ale gdzie stanie konkretnie, jeszcze nie wiemy i myślę, że będziemy się na ten temat spierać. Rzeźba ma to do siebie, iż można ją oglądać z każdej strony, będziemy więc szukać dla niej najbardziej optymalnego miejsca. Gdzie ona się znajdzie, przekonają się uczestniczy wernisażu i goście, którzy już po nim będą odwiedzać naszą galerię.

Eliza Tropke

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.