Konflikt za wschodnią granicą. W Przemyślu część osób łączy go z protestami na granicy z Polską
Od środy, od godz. 9 rano na części terytorium Ukrainy będzie obowiązywał stan wojenny. Ma potrwać miesiąc, choć może być wydłużony lub skrócony. Czy w przygranicznym Podkarpackiem, zwłaszcza w Przemyślu, mamy się czego obawiać?
Stan wojenny został wprowadzony dekretem ukraińskiego prezydenta Petro Poroszenki i zatwierdzony przez Radę Najwyższą Ukrainy. Jest następstwem zdarzeń, do których w niedzielę doszło na Morzu Azowskim, pomiędzy rosyjskimi i ukraińskimi okrętami. Obowiązuje tylko w dziesięciu wschodnich obwodach ukraińskich, graniczących z Rosją, Naddniestrzem oraz obwodach na Morzem Czarnym i Azo-wskim.
Czy zdarzenie z okrętami wojennymi rosyjskimi i ukraińskimi, do którego doszło ponad 1500 km od Podkarpacia, może mieć wpływ na nasz region?
Niedziela była szczególnym dniem dla przygranicznym terenów Podkarpackiego. Z powodu zmiany ukraińskich przepisów celno-skarbowych, ukraińscy kierowcy zablokowali drogi dojazdowe do przejść granicznych z Polską. W efekcie na granicy, na ponad dobę, zostały wstrzymane odprawy i zaczęły się tworzyć ogromne kolejki samochodów, zwłaszcza ciężarowych. W poniedziałek pojawiły się opinie, że te protesty i sytuacja na Morzu Azowskim mogą być ze sobą powiązane.
W dalszej części artykułu:
- co mówi dr hab. Andrzej Zapałowski, ekspert ds. stosunków polsko - ukraińskich?
- o obawach mieszkańców Przemyśla
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.