Katarzyna Rosińska: Gdy jesteśmy widoczni, czujemy się silniejsi
Jeśli uznalibyśmy, że białostoczanie nie są na nas gotowi, to byłby krok w tył, ponowne schowanie się do szafy - mówi Katarzyna Rosińska ze stowarzyszenia Tęczowy Białystok.
Jesteśmy gotowi na Tęczowy Białystok?
Tego pytania w ogóle nie powinno być.
Dlaczego?
Pewne rzeczy w Polsce już się zadziały. W innych miastach takie stowarzyszenia już od lat prężnie działają. Jest to przede wszystkim walka o prawa człowieka. Ja wiem, że walczę w dobrej i słusznej sprawie. A czy Białystok jest na to gotowy? W każdym mieście zdarzają się incydenty o charakterze, który mógłby się nie spodobać organizacjom takim jak Tęczowy Białystok. Ale jeżeli założylibyśmy, że Białystok nie jest gotowy na takie stowarzyszenie jak nasze, to znów byłby krok w tył, znowu krok w głąb szafy - osób niecispłciowe i nieheteronormatywne przyznałyby - tak, tam jest nasze miejsce. A tak nie może być.
W mieście, gdzie słychać okrzyki: Nie tęczowa, nie różowa, tylko Polska narodowa takie wychodzenie z szafy może być niebezpieczne...
Dlatego to nie jest zmuszanie nikogo do jakichś coming outów. To jest wyciągnięcie ręki w stronę osób nieheteronormatywnych, niecispłciowych - że jest takie miejsce w mieście, jest taka grupa, gdzie można poczuć się bezpiecznie. Jeżeli w przestrzeni miejskiej są osoby nieheteronormatywne, niecispłciowe i widzą, że źle się dzieje w mieście, to mają silne poczucie zagrożenia. Tęczowy Białystok sprawia: raz - że zmieniają się realia, dwa - że mają się do kogo zwrócić po pomoc. Poza tym czujemy się silniejsi, jeśli jesteśmy widoczni, jeśli się zrzeszamy.
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.