Kacper Ryx i Józef Mohr. Zanurzyć się w dawnym Krakowie. Świat historycznych kryminałów Mariusza Wollnego

Czytaj dalej
Fot. Paweł Stachnik
Paweł Stachnik

Kacper Ryx i Józef Mohr. Zanurzyć się w dawnym Krakowie. Świat historycznych kryminałów Mariusza Wollnego

Paweł Stachnik

- Szczegóły można znaleźć w prasie z epoki, archiwaliach, czasem w książkach naukowych, a przede wszystkim we wspomnieniach o dawnym Krakowie. Jest trochę takich wspaniałych książek, np. napisanych przez Zygmunta Leśnodorskiego, Stanisława Broniewskiego, Władysława Krygowskiego, Marię z Mohrów Kietlińską, Magdalenę Samozwaniec czy Tadeusza Sochę albo małżeństwo Kotarbińskich. A już najwspanialszą pozycją wspomnieniową o dawnym Krakowie jest „Nie od razu Kraków zbudowano” Karola Estreichera juniora – mówi Mariusz Wollny, autor książek historyczno-kryminalnych o dawnym Krakowie. Właśnie ukazała się najnowsza z nich, nosi tytuł „Niewidzialny wróg”.

W 2006 r stworzył pan postać Kacpra Ryksa, studenta Akademii Krakowskiej i królewskiego inwestygatora, rozwiązującego w XVI-wiecznym Krakowie zagadki kryminalne. Ryx zdobył wśród czytelników (nie tylko krakowskich zresztą) dużą popularność, stał się bohaterem czterech powieści, pięciu tomów opowiadań i przewodnika po mieście. Nie żal było panu rozstawać się z nim?

Chyba każdy autor po pewnym czasie zaczyna odczuwać zmęczenie swoim bohaterem, bez względu na to, jak bardzo jest do niego przywiązany. Napisałem cztery dość grube powieści, potem jeszcze pięć opowiadań o Ryksie, więc odchodziłem od niego na raty. Powstała też gra planszowa i wspomniany przewodnik, a potem jeszcze trylogia o synu Ryksa – Kacprze Turopońskim (choć to były powieści w zupełnie innym stylu). Wiem, że czytelnicy lubili mojego bohatera, ale cykl od samego początku był zaplanowany na cztery tomy i musiał kiedyś się skończyć. Kontynuowanie serii w nieskończoność często obraca się przeciw samemu autorowi, bo dzieło może się zmienić w karykaturę.

Skąd wziął się pomysł na bohatera pańskich nowych kryminalnych książek – komisarza Józefa Edwarda Mohra?

Gdzieś w 2005 r., czyli dopiero na początku pisania przygód Ryksa, natknąłem się na książkę Jana Rogóża zatytułowaną „Kryminalny Kraków”. Autor zamieszczał w „Dzienniku Polskim” artykuły o zbrodniach i przestępstwach w XIX-wiecznym Krakowie, a następnie je zebrał w książce (potem wydał m.in. także dwa tomy krakowskiego pitavala). Zobaczyłem w niej zdjęcie, na którym obok siebie stali trzej krakowscy policjanci: detektyw Bronisław Karcz, komisarz Józef Mohr i ajent Edward Hradecki. Bardzo mi się to zdjęcie spodobało. Przeczytałem w niej rozdział poświęcony detektywowi Bronisławowi Karczowi, którego nazywano „krakowskim Sherlockiem Holmesem” i dowiedziałem się, że naprawdę miał na imię Baruch i był Żydem z Podgórza. I to właśnie wtedy zdecydowałem, że to będą bohaterowie moich następnych książek kryminalnych, które kiedyś napiszę.

Józef Edward Mohr pojawił się po raz pierwszy w 2020 r. w powieści rozpoczynającej cykl, a zatytułowanej „Biały towar”. On i jego towarzysze – Bronisław Karcz, Tadeusz Żeleński, Edward Hradecki to postaci historyczne.

Pomysł na biografię komisarza Mohra nasunęła mi krakowska pamiętnikarka Maria z Mohrów Kietlińska. Jej „Wspomnienia” to niezwykły obraz XIX-wiecznego Krakowa, kopalnia ciekawych wydarzeń, wątków i postaci. I niektóre z nich wykorzystałem w powieści. Komisarza Józefa Edward Mohra skleiłem z dwóch prawdziwych osób: starszego brata Marii, Edwarda Mohra, oraz policjanta Józefa Mohra. Tego drugiego podsunęła mi wicedyrektor Archiwum Narodowego w Krakowie dr Kamila Follprecht. Rodzina Mohrów w ogóle była ciekawa. Ojciec Marii, lekarz miejski, dr Michał Edward Mohr, obalił rozpowszechniony pogląd, że obcięcie kołtuna powoduje śmierć nosiciela. W 1848 r. był członkiem Gwardii Narodowej w Krakowie. Z kolei jej stryj, prof. Karol Mohr, w 1830 r., po raz pierwszy eksperymentalnie zastosował gaz do oświetlenia ulicznego w Krakowie, ustawiając latarnie gazowe na ul. Gołębiej. Nazwisko Mohr bardzo mi się spodobało, bo jak słusznie twierdzi Marek Krajewski, jest dobre dla bohatera powieści kryminalnej – mocne, krótkie i obco brzmiące. Prawie jak Mock (śmiech).

Również główna postać żeńska i bohaterka „Niewidzialnego wroga”, Zuzanna Skrzyńska, ma autentyczny pierwowzór.

Jej wątek także zaczerpnąłem z nieocenionych „Wspomnień” Marii z Mohrów Kietlińskiej. Otóż gospodyni rodziny znalazła kiedyś na ulicy bezdomną dziewczynkę i przyprowadziła ją do domu. Dziewczynka Zuzka wyróżniała się urodą i przypominała Cygankę. Kietlińscy zaopiekowali się nią, przyjęli na służbę i wyedukowali. Tyle że gdy dziewczyna osiągnęła 17 lat, zniknęła. Parę lat później Edward w Wiedniu ujrzał ją z daleka w karocy i dowiedział się, że wyszła za pewnego czeskiego magnata i zamieszkała w jego pałacu w Pradze. Podobno cieszyła się tam szacunkiem i popularnością. Oczywiście nikt się nie domyślał się, że wcześniej była bezdomną w Krakowie. Z części tej historii skorzystałem w „Sprawach komisarza Mohra”.

Zuzanna, która pojawiła się jako postać nieco drugoplanowa w „Białym towarze”, w „Niewidzialnym wrogu” odgrywa już o wiele ważniejszą rolę: jako prywatny detektyw samodzielnie prowadzi śledztwo. Skąd decyzja, żeby uczynić z niej główną postać powieści?

Cóż, jak się ma taką żonę i takie trzy córki jak ja (do których wychowania solidnie się przyczyniłem), to siłą rzeczy człowiek musi zostać feministą albo wyprowadzić się z domu. Dzisiejsze czasy pokazują dowodnie, że kobiety potrafią być i lepiej wykształcone, i zdolniejsze, i bardziej pracowite od większości mężczyzn. Mimo to wciąż muszą to udowadniać i dobijać się równych praw. Jak ich poprzedniczki – emancypantki i sufrażystki sprzed ponad stu lat. Dlatego w obu moich cyklach powieściowych bohaterki to kobiety silne, energiczne i wyraziste, równorzędne partnerki mężczyzn. Takie kobiety lubię i dlatego Zuzanna, a wcześniej Janka (towarzyszka Ryksa), takie są. Ale spokojnie – może w następnym tomie znów ktoś inny z piątki głównych bohaterów wysunie się na pierwszy plan? Może wreszcie będzie to tytułowy Mohr?

W pańskich powieściach zawsze pojawiają się postacie znane z historii. W „Białym towarze” i „Niewidzialnym wrogu” są to m.in.: Tadeusz Boy-Żeleński, Ignacy Daszyński, Stanisław Przybyszewski, Stanisław Wyspiański, Józef Piłsudski, brat Albert Chmielowski, Karol Olszewski, Antonina Domańska. Czy takie swobodne wykorzystywanie postaci historycznych nie wiąże się z jakimś ryzykiem? Wszak można narazić się na zarzut, że to przecież nieprawda.

Dlatego właśnie tyle czasu i pracy naukowej kosztuje mnie kwerenda historyczna. Postacie historyczne z ich wyglądem, charakterami, poglądami, zachowują się i działają zgodnie z faktografią, czasem (wcale często) nawet wkładam im w usta prawdziwe kwestie, które ktoś odnotował albo sami je wygłosili w swoich własnych piśmiennych dziełach. Przecież Daszyński siedział w więzieniu i tam zaprzyjaźnił się z żydowskim gangsterem, a ten pomógł mu potem zebrać materiał do memoriału o handlu białymi kobietami, co przypłacił życiem tak, jak to opisałem w „Białym towarze”. Ostatni kat krakowski na emeryturze został bezwzględnym Królem Żebraków, a Piłsudski bywał u Gałeckich (Strugów) w ich krakowskim mieszkaniu, zaś Wyspiański naprawdę miał w oczach rentgena. To wszystko fakty. Ja je znam i wykorzystuję, czego więc mam się bać? Wiedza, tak bardzo w Polsce niedoceniana, to potężny oręż. Jeśli trochę ubarwiam, to takie jest prawo pisarza. W nocie historycznej na końcu książek zawsze wszystko drobiazgowo wyjaśniam. Dzięki temu moi czytelnicy naprawdę mogą się w pełni zanurzyć w opisywanych przeze mnie czasach i odetchnąć ich zbliżoną do autentycznej atmosferą. Oni to czują i cenią. Dlatego nie narzekam na brak fanów i nie zamierzam zmieniać stylu.

Jak bardzo pisarz może pozwolić sobie na wykorzystywanie historycznych postaci i wydarzeń w swojej fikcyjnej przecież opowieści fabularnej?

Jak chce. Przecież Dumas w „Trzech muszkieterach” opisał kardynała Richelieu jako podłego intryganta. Ta odrażająca postać prześladowała śliczną królową i jej szlachetnego kochanka-Anglika (głównego wroga Francji!) oraz ciosała kołki na głowie poczciwego króla. Tymczasem prawda jest taka, że królowa była głupia, król leniwy, a Francję w kupie trzymał tylko kardynał. I co? Czytelnicy na całym świecie przyjęli wersję Dumasa. Ale ja nie jestem takim ryzykantem – postacie historyczne w moich książkach są opisane wiernie i zgodnie z faktografią.

Rozumiem, że wybór takich, a nie innych bohaterów zdeterminował okres, w jakim toczy akcja „Spraw komisarza Mohra”.

Tak, ale wpływ na to miały także inne kwestie. Akcja „Białego towaru” i wydanego właśnie „Niewidzialnego wroga” toczy się w Krakowie na przełomie XIX i na początku XX w. Ten okres w życiu miasta uważam za drugi po renesansie jego najlepszy czas. To wtedy na metr kwadratowy powierzchni przypadało tu tak wielu genialnych ludzi: artystów, naukowców, polityków. To tutaj dzięki autonomii galicyjskiej mogła swobodnie rozwijać się polska kultura, nauka i życie polityczne. Tego nie było w ówczesnej Warszawie, Poznaniu, ani nawet Lwowie. Dzięki reformom z lat 60. XIX w. cesarstwo austro-węgierskie było państwem prawa, w którym obwiązywała praworządność. Socjaliści w zaborze rosyjskim dostawali karę śmierci albo wędrowali na katorgę. A w Krakowie mogli mieć proces i trafić do więzienia, ale mogli też zostać uniewinnieni (jak to było w przypadku Waryńskiego i jego towarzyszy) i w miarę swobodnie działać na scenie politycznej (jak Daszyński i jego partyjni koledzy, co zresztą pokazuję w „Białym towarze”). Kraków był też rzeczywistą stolicą polskiej kultury, nota bene inaczej niż dziś. Dziś bowiem, wbrew deklaracjom, kultura pod Wawelem wcale nie rozwija się lepiej niż, powiedzmy, w Warszawie czy we Wrocławiu.

Teraz trochę z innej beczki: w „Niewidzialnym wrogu” pojawia się wątek północnoamerykański…

Przez wiele lat interesowałem się bardzo kulturą Indian północnoamerykańskich. Przeczytałem wszystkie dostępne w Polsce książki na ten temat. Pisywałam artykuły do fachowego kwartalnika „Tawacin”, to zainteresowanie pozostało mi do dziś; nadal kupuję nowości książkowe o Indianach. Zawsze chciałem też napisać western. To marzenie częściowo się spełniło właśnie w „Niewidzialnym wrogu”. Sekwencja otwierająca tom ma trochę taki właśnie charakter i dzieje się w Meksyku. Ma to swoje fabularne uzasadnienie. W „Białym towarze” jego bohater, Olgierd Korsak, wyrusza do Ameryki Południowej szukać zaginionego ojczyma. W „Niewidzialnym wrogu” poszukuje natomiast w Meksyku swego ojca – powstańca styczniowego. To autentyczna historia. Gdy arcyksiążę Maksymilian Habsburg z poduszczenia Francji chciał w 1864 r. objąć tron Meksyku, wybuchła tam przeciw niemu narodowa rebelia. Do jej tłumienia w Galicji zwerbowano pod przymusem grupę byłych powstańców styczniowych i wysłano za ocean. Umieściłem wśród nich ojca Olgierda Korsaka, żuawa śmierci, który w tymże Meksyku zaginął. A syn chciałby go odnaleźć…

Pańskie książki słyną z pieczołowicie odtworzonych realiów przedstawionego świata. Kraków – zarówno ten XVI-wieczny, jak i ten galicyjski – podczas lektury stają przed oczami czytelników jak żywe. Jak wygląda pańska praca dokumentacyjna?

Zanim zasiądę do pisania odbywam kwerendę biblioteczną i archiwalną. Czytam mnóstwo książek naukowych i popularnonaukowych, przeglądam dokumenty, prasę z epoki. Dawniej taka praca przygotowawcza była niezwykle czasochłonna. Udawałem się do Biblioteki Jagiellońskiej, zamawiałem potrzebne materiały do czytelni, czekałem na dostarczenie, a potem przeglądałem i czytałem cały dzień (oczywiście z przerwą w południe na wietrzenie czytelni). Teraz jest znacznie łatwiej. Wiele publikacji jest dostępnych w internecie, zdigitalizowano na przykład wszystkie numery dziennika „Czas”, który jest nieocenionym źródłem wszelakich informacji, politycznych, ekonomicznych, handlowych, towarzyskich i obyczajowych. Korzystam też ze zbiorów Archiwum Narodowego w Krakowie. Odtwarzanie realiów XIX-wiecznego Krakowa jest oczywiście i tak łatwiejsze niż w przypadku miasta XVI-, czy XVII-wiecznego. Mamy znacznie więcej materiałów źródłowych, są także fotografie, obrazy, rysunki itd. Z drugiej jednak strony nadal są takie sfery ówczesnej rzeczywistości, które nie zostały naukowo opisane. Podawałem już ten przykład, ale przytoczę go raz jeszcze, bo nic się nie zmieniło: nadal nie ma naukowego opracowania dziejów krakowskiej c.k. policji w latach 1866-1918. Ktoś, kto chciałby poznać jej historię, strukturę, pracowników, osiągnięcia, nie ma do czego sięgnąć. Wprawdzie jest naukowa praca o policji w Wolnym Mieście Krakowie, ale to coś zupełnie innego niż c.k. policja z okresu autonomii. Takich braków mógłbym wyliczyć więcej.

Niemniej, zachwyt czytelników budzą takie szczegóły jak cena cukierka sztolwerk, który ze smakiem zajadają młodzi bohaterowie „Białego towaru”, wygląd kiosku z wodą sodową firmy Rząca i Chmurski przy ul. Dietlowskiej, zapachy wnętrza sklepu Antoniego Rothe…

Takie drobiazgi budują klimat. To także efekt wytężonej pracy dokumentacyjnej. Takie szczegóły można znaleźć w prasie z epoki, czasem w książkach naukowych, a przede wszystkim we wspomnieniach o dawnym Krakowie. Jest trochę takich wspaniałych książek, np. napisanych przez Zygmunta Leśnodorskiego, Stanisława Broniewskiego, Władysława Krygowskiego, Marię z Mohrów Kietlińską, Magdalenę Samozwaniec czy Tadeusza Sochę albo małżeństwo Kotarbińskich. A już najwspanialszą pozycją wspomnieniową o dawnym Krakowie jest „Nie od razu Kraków zbudowano” Karola Estreichera juniora. To fenomenalna praca, z której można się dowiedzieć wielu rzeczy, jakich nie uświadczy się w innych publikacjach. Na przykład tego, że w latach 80. XIX w. nad Wisłą pod Wawelem, na wprost wylotu dzisiejszej ulicy Bernardyńskiej, mieszkał w dworku ostatni krakowski kat, a między Stradomiem a Kazimierzem, na rozległym śmietnisku w dawnym korycie starej Wisły gnieździła się Rzeczpospolita Dziadowska…

Czego możemy się spodziewać w kolejnych tomach „Spraw komisarza Mohra”?

Następnych faktów i fakcików, na ogół zupełnie nieznanych, które sprawiają wrażenie wyssanych z palca przez powieściopisarza. A są jak najbardziej rzeczywiste, najwyżej trochę „podrasowane”. Taki jest bowiem niezmienny cel całego mojego pisania – wykazać, że polska (w tym krakowska) historia była równie ciekawa jak dzieje Anglii (i Londynu) czy Francji (i Paryża). Wystarczy tylko zadać sobie trud, by odszukać te sensacyjne ciekawostki i w miarę interesujący sposób wykorzystać w powieści. Dlatego nazywam swoje książki powieściami popularnonaukowymi i cieszę się, że jest na nie popyt. Choć jak na literaturę popularną wcale nie są łatwe i lekkie, to najwidoczniej można je czytać z przyjemnością. A wracając do pytania: w tomie trzecim Olgierd nie będzie musiał wyjeżdżać, by spotkać Indian i rewolwerowców – to oni przyjadą do niego. Do Krakowa zawita bowiem słynny Cyrk Buffalo Billa. Do tego miasto nawiedzi fala napadów na banki. Zaś w tomie czwartym i ostatnim, rozgrywającym się około 1910 r., będzie już czuć zbliżającą się Wielką Wojnę, w Krakowie zaroi się od szpiegów, potoczy się gra wywiadów… I na razie wystarczy tych szczegółów.

Mariusz Wollny (ur. 1958 we Wrocławiu), krakowski pisarz, z wykształcenia etnograf i historyk, autor powieści historycznych i kryminalnych, książek popularnonaukowych i opowiadań dla dzieci. Dużą popularność zdobył jego cykl historyczno-kryminalny o królewskim śledczym Kacprze Ryksie, rozgrywający się w XVI-wiecznym Krakowie, a także seria „Kroniki dymitriad”, z synem Ryksa jako bohaterem. Napisał także popularnonaukowe dzieje dawnej Polski pt. „Był sobie król...”. Teraz pracuje nad cyklem powieściowym w stylu retro „Sprawy komisarza Mohra”.

Paweł Stachnik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.