Jest fajnie, ale potem trzeba płacić rachunek
Tradycją stały się coroczne protesty rolników. Narzekają jak nie na suszę, to na zbyt duże opady, na klęskę urodzaju albo nieurodzaju. Zwykle po kieszeni dostawali przedstawiciele jednej z rolniczych branż i tylko oni protestowali. W tym roku straty liczą wszyscy, od hodowców trzody, przez uprawiających buraki i zboża, po sadowników. Pierwsi w obawie, że będą musieli wybić stada, bo rząd nie radzi sobie z afrykańskim pomorem świń, a odszkodowania nie pokrywają strat. Plantatorzy owoców narzekają na niskie ceny skupu. Innym nie w smak zalew tanich zagranicznych jarzyn i warzyw.
Rolnicy winią za to polityków, którzy, ich zdaniem, zaniedbują rolnictwo - może nawet celowo, jak twierdzą niektórzy. Bo jak nie rosyjskie embargo, to dobija ich handel i przemysł przetwórczy oddany kapitałowi zagranicznemu. Gdyby był w polskich rękach, byłoby inaczej - tego są pewni.
Nie do przyjęcia jest, że oddając zbiory do skupu, rolnicy cenę poznają na następny dzień.
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.