Jan Rokita

Jan Rokita: Złe skutki złej polityki. O zakazie nauki rosyjskiego

Jan Rokita Fot. archiwum
Jan Rokita

Po trzech dekadach od odzyskania niepodległości Łotwa zakazuje w szkołach nauki języka rosyjskiego. Takie zarządzenie ogłosiła we wtorek tamtejsza minister edukacji Anda Čakša. Decyzja zapada w kraju, w którym - wedle badań z marca 2024 - rosyjski jest językiem ojczystym dla 38% mieszkańców, a w stolicy kraju Rydze - nawet dla przeszło połowy. Od kilku lat na Łotwie są już likwidowane szkoły mniejszościowe, w których rosyjski był językiem wykładowym; ich likwidację przewidziała ustawa z 2022 roku.

Ale teraz chodzi o to, aby rosyjski został prawnie zakazany w łotewskich szkołach i uczelniach nawet jako drugi albo trzeci język obcy. Od pani minister Čakšy dowiadujemy się, iż łotewską normą jest to, że najczęściej wykładanym tam językiem obcym jest angielski, tak jak chyba w całej Europie. Ale rząd w Rydze nie może znieść tego, że uczniowie i studenci, jako drugi język obcy - często wybierają właśnie rosyjski. I dlatego to też zostaje zakazane.

Łotwa, podobnie jak Ukraina, ma od lat kłopot z rosyjskojęzyczną ludnością, nieumiejącą posługiwać się językiem łotewskim. Ta ogromna rosyjskojęzyczna mniejszość jest oczywiście częścią historycznego dziedzictwa carskiej, a potem sowieckiej okupacji. Można zrozumieć, że w takich okolicznościach Ryga chce wymusić na swoich mieszkańcach co najmniej taki poziom lojalności, aby posługiwali się oni językiem urzędowym. Rzecz jednak w tym, iż od 2022 roku rząd Łotwy podejmuje rozliczne decyzje „lettonizacyjne” (czyli unaradawiające) w sposób emocjonalny i chaotyczny, co nie tylko wywołuje protesty i podsyca wrogość narodową w kraju, ale w ostatecznym rozrachunku okazuje się nieudolne i nieskuteczne.

I tak np. uchwalono prawo o deportacji mieszkańców, którzy nie chcą zdawać egzaminu z języka łotewskiego, ale teraz okazuje się, że nie da się ich deportować, bo zabrania tego prawo międzynarodowe, zakazujące sztucznego tworzenia bezpaństwowców. Albo też Łotewskiej Cerkwi Prawosławnej kazano ustawą oderwać się od Moskwy, ale (inaczej niźli zrobiono to w Kijowie) rząd palcem nie kiwnął, aby postarać się w Konstantynopolu o autokefalię, więc ustawa pozostaje bezskuteczna.

Teraz rząd wprowadza całkowity „ban” na język rosyjski. W przypadku sąsiadującej z Rosją małej Łotwy, to trochę tak, jakby Luksemburg zakazał nauczania niemieckiego, albo Belgia francuskiego. Minister Čakša tłumaczy, że taki krok „potwierdza naszą przynależność do europejskiej przestrzeni kultury i wartości demokratycznych”. Zdaje się jednak, że tym razem jest dokładnie odwrotnie. Nie ma w Europie żadnego demokratycznego kraju (co warto podkreślić: łącznie z walczącą z Moskalami Ukrainą), który rządowym przymusem zakazywałby nauczania jakiegoś języka obcego.

Raczej wygląda to więc na nacjonalistyczną obsesję rządu w Rydze, niźli na świadectwo politycznego rozsądku. Zapewne zresztą nie za długo Łotwa sama doświadczy złych skutków własnej złej polityki. Przez długie lata rosyjskojęzycznych mieszkańców Łotwy reprezentowała umiarkowana i proeuropejska Partia Zgoda, wygrywająca wszystkie kolejne wybory, choć nieuczestnicząca w żadnym rządzie. Teraz, za sprawą nowej represyjnej polityki wobec rosyjskojęzycznych mieszkańców, partia ta rozpada się, a górę biorą otwarcie promoskiewskie i antyłotewskie ruchy radykalne. Na własne życzenie Łotwa niszczy sobie wewnętrzny pokój społeczny i wystawia się w ten sposób na sztych Putinowi.

Jan Rokita

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.