Jan Rokita: Ubezwłasnowolnić prezydenta

Czytaj dalej
Jan Rokita

Jan Rokita: Ubezwłasnowolnić prezydenta

Jan Rokita

Trzy dni po aresztowaniu posłów opozycyjnych trzy sprawy, związane z tą ponurą historią, wymagają klarownej i bardzo chłodnej oceny, tak, by nie poddać się panującemu zamętowi.

Rzecz pierwsza: prezydent Duda postąpił legalnie i odważnie, starając się ochronić przed aresztowaniem dwóch twórców CBA, oskarżonych przed laty o nadużycie władzy, a następnie ułaskawionych przez głowę państwa. Warto przypomnieć, że przez całe lata fakt owego ułaskawienia był oczywisty dla polskich sądów, a dopiero w połowie 2023 roku, w obliczu kampanii wyborczej, grupa sędziów Sądu Najwyższego dążąca za wszelką cenę do zmiany władzy, zdecydowała o nagłym powrocie do tej sprawy, kwestionując prezydenckie uprawnienie ułaskawiania oskarżonych.

W moich oczach prezydent zyskał spore uznanie, nie patrząc tylko bezsilnie, jak pozbawia się go konstytucyjnych uprawnień, ale zapraszając ułaskawionych posłów do swego Pałacu, aby w ten sposób zapewnić im ochronę, a zarazem skutecznie odeprzeć zamach na swoje kompetencje. Niestety, w finale prezydentowi nie starczyło konsekwencji, aby taki plan zrealizować. Dlatego przegrał to starcie.

Rzecz druga: bezpośrednią przyczyną przegranej prezydenta stała się zdrada jego ochroniarzy, którzy pod nieobecność głowy państwa wprowadzili do pałacu policję. To jest przypadek bez precedensu, nie dlatego bynajmniej, że policji nie wolno nigdy wchodzić do siedziby głowy państwa, jak skłonni są mniemać niektórzy. Ale dlatego, że borowcy zostali użyci do siłowego rozwiązania ostrego sporu politycznego. Na całym świecie ochrona głowy państwa ma tylko jeden obowiązek: wierności prezydentowi, aż do poświęcenia życia, jeśli będzie taka konieczność.

Tym razem ochroniarze uczestniczyli w spisku przeciw prezydentowi, bo tak kazał im premier Tusk i minister Kierwiński. Działali podstępnie w tym celu, aby w politycznym ze swej istoty sporze rządu z prezydentem, Tusk wygrał, a Duda został upokorzony. Tak spektakularnego użycia służb specjalnych w konflikcie politycznym dotąd w wolnej Polsce nie było. To tylko w Afryce znamy z ostatnich lat takie przypadki, gdy ochroniarze spiskują przeciw prezydentowi, albo nawet strzelają mu znienacka w plecy w jego pałacu, jak to się przydarzyło jakiś czas temu prezydentowi Konga - Laurentowi Kabili.

I rzecz trzecia: jest jasne, że po ostatnim wtorku prezydent Duda nie może czuć się w swoim pałacu bezpiecznie. Raz złamany etos ochroniarzy już nie wróci. Oficerowie, którym Tusk raz kazał działać przeciw prezydentowi, będą takie rozkazy otrzymywać również w przyszłości. A pokusa używania służb dla ubezwłasnowolnienia prezydenta będzie tylko rosnąć, w miarę jak mnożyć się będą konflikty pomiędzy rządem i prezydentem. Tym razem nie mamy do czynienia z polityczną zabawą, czy znaną z demokratycznej polityki przepychanką o stołki. Mamy szefa rządu, który wygląda na zdeterminowanego, aby prezydenta zneutralizować, pozbawić możliwości działania, a najlepiej ustawiczną presją zmusić do dymisji.

Czy premier Tusk potrafi doprowadzić do psychologicznego oblężenia pałacu, ośmieszenia i skompromitowania prezydenta? Czy wie jak postępować i kogo użyć, aby prezydent został zastraszony, wykończony nerwowo, a przez to stał się niegroźny jako przeciwnik? Cóż! Andrzej Duda był ministrem w kancelarii Lecha Kaczyńskiego w latach 2008-2010, więc można przypuszczać, że kto jak kto, ale on zna najlepiej odpowiedzi na te pytania.

Jan Rokita

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.