Jan Baran zawsze miał pociąg do kucharzenia
Restauracja Pod Baranem to miejsce, gdzie zjeść można maczankę, dziczyznę i żurek po krakowsku. I takie, gdzie można spotkać Edwarda Dwurnika, Jerzego Dudka, Zbigniewa Wodeckiego, a nawet prezydenta Komorowskiego.
Przy świętej Gertrudy 21 od lat krzyżują się drogi noblistów, sportowców, prezydentów, malarzy, muzyków i generałów. Bo Jan Baran karmi całą Polskę i kawałek świata. To właśnie u niego Wisława Szymborska zamawiała przed słynnymi loteryjkami strogonowa, do którego szef dorzucał zawsze nalewkę.Wiśniową albo pigwową.
Jadał tu Czesław Miłosz i inni nobliści. Jan Baran nie potrafi ich zliczyć. Jest usprawiedliwiony. Jego restaurację, położoną u stóp Wawelu, szczególnie upodobali sobie znani tego świata. Chwalą ją za charakter miejsca, świetne potrawy, obsługę i żurek (ten ukochał sobie np. poeta Adam Zagajewski).
Trudno się więc dziwić, że gdy prezydent Bronisław Komorowski chciał spotkać się w Krakowie z noblistką, ta postawiła tylko jeden warunek: U Barana. – Prezydent na przystawkę dostał śledzika, a do niego pięćdziesiątkę. Pani Szymborska łososia i białe wino. Wznosimy toast, kiedy noblistka mnie pyta: a ja nie dostanę wódki? – opowiada Jan Baran.
Szef Baran jest perfekcjonistą. Zawsze taki był. Niezależnie czy przyrządzał grochówkę dla żołnierzy, czy dla klientów Warsa. – Gotowałem na węglowym piecu. Temperatura osiągała czasami 60 stopni Celsjusza. A my przygotowywaliśmy śniadania, zupy, drugie dania i kolacje. Pełne menu – wspomina.
Kolej z czasem porzucił. Pociąg do gotowania pozostał. Dziś do Jana Barana przychodzi się na wędzone przez niego kiełbasy i ryby, karpia po żydowsku oraz różnorodne nalewki. Smakuje nie tylko stałym gościom, ale i testerom Michelina, którzy od kilku lat rekomendują to miejsce.