Jak za 2 miliony kupić ponad 120. Odkrywamy kulisy małopolskiego przekrętu stulecia

Czytaj dalej
Fot. Andrzej Banas
Paweł Zastrzeżyński i Marcin Mamoń

Jak za 2 miliony kupić ponad 120. Odkrywamy kulisy małopolskiego przekrętu stulecia

Paweł Zastrzeżyński i Marcin Mamoń

- Kluczowe jest, dlaczego ktoś podjął decyzję o sprzedaży tej spółki - mówi nam urzędnik przed laty związany z Małopolską Siecią Szerokopasmową. No właśnie: dlaczego? Bo na pytanie „kto” znamy odpowiedź: podpisy pod umową oddania wojewódzkiej spółki w prywatne ręce złożyli w 2012 roku członkowie ówczesnego Zarządu Województwa Małopolskiego, z marszałkiem Markiem Sową na czele. Do dzisiaj za tamte fatalne decyzje i ich konsekwencje nikt z nich nie odpowiedział. Przeciwnie. Ci ludzie pełnią wciąż wysokie funkcje publiczne. Sowa jest posłem, inni brylują w Sejmiku Małopolskim albo trzymają się dyrektorskich stołków w instytucjach publicznych. Prokuratura od lat prowadzi w tej sprawie śledztwo, ale jego końca nie widać.

- To wyglądało na włoski klimat. Czasami przy winie opowiadam, jak po 89 roku doświadczyłem układu mafijnego - mówi nam informator giganta telekomunikacyjnego, który chciał nabyć Małopolską Sieć Szerokopasmową. - Pamiętam spotkanie w ministerstwie na Chałbińskiego. Na pytanie, dlaczego zostaliśmy wykluczeni, człowiek uciekł i zamknął się w kiblu. Trochę w życiu zawodowym pracowałem, różne projekty robiliśmy, ale żeby ktoś, kto reprezentuje sektor publiczny, w kiblu się przede mną zamykał? Mówię: Panie! Może byśmy pogadali na ten temat? A gość nie wychodzi - opowiada. z

W Prokuraturze Regionalnej w Krakowie prowadzone jest śledztwo w sprawie „nieprawidłowości przy realizacji Małopolskiej Sieci Szerokopasmowej”. Katarzyna Duda, rzecznik tej prokuratury, mówi nam, że na obecnym etapie nie może określić konkretnego terminu zakończenia śledztwa. Z każdym rokiem materiału jest więcej. Akta liczą już 310 tomów, każdy po ok. 200 stron.

Pierwszy dokument datowany jest na 19 listopada 2013 r. To mail wysłany na adres [email protected]. Autor przekazał w nim link do artykułu „Afera, która dobije Platformę” z Gazety Polskiej. Kilka dni później Zbigniew Ziobro - wówczas poseł opozycji, dziś prokurator generalny - złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.

W tej aferze miliony straciła Małopolska, straciła Unia Europejska i stracili zwykli ludzie, którzy czasem żegnali się z majątkiem całego życia. Województwo Małopolskie, jedyny udziałowca Małopolskiej Sieci Szerokopasmowej, ostatecznie sprzedało ją anonimowej spółce - Hyperion SA. Spółkę kontrolował znany biznesmen Andrzej P., podejrzewany o korupcję przy prywatyzacji państwowych przedsiębiorstw. Jej prezesem był z kolei Tomasz Sz. - działacz Unii Wolności, potem wiceprezydent Krakowa, w końcu poseł PO, przeciwko któremu toczyło się wówczas śledztwo w sprawie niegospodarności zarządu Krakowa. Chodziło m.in. o przyjmowanie łapówek.

Czy po tylu latach wciąż jest szansa, żeby winni staną przed wymiarem sprawiedliwości? Czy którykolwiek z urzędników poniesie konsekwencje za domniemane gigantyczne oszustwa? Kiedy powstała decyzja kierunkowa w jej sprawie i jakie były prawdziwe intencje decydentów? Po 10 latach wracamy do jednej z największych afer w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Małopolskiego, którym zarządzał marszałek Marek Sowa, dziś poseł PO.

Internet dla wykluczonych

Projekt zakładał budowę własnej sieci światłowodowej oraz wykorzystanie istniejącej infrastruktury operatorów telekomunikacyjnych. Cel: zapewnienie do końca 2014 roku dostępu do usług szerokopasmowych 90 proc. gospodarstw domowych oraz 100 proc. instytucji publicznych i przedsiębiorstw w Małopolsce. Chodziło szczególnie o obszary zagrożone tzw. wykluczeniem cyfrowym: 720 tys. użytkowników, z czego 600 tys. na wsiach. Do nowoczesnej technologii dostęp miało zyskać m.in. 300 szkół. Całkowity koszt projektu był szacowany na 192 miliony złotych, z czego ok. 64 milionów miała dać Unia Europejska, a wkład własny miał wynosić kolejno: ok. 200 tysięcy w roku 2012, 22 miliony w 2013, 31 milionów w 2014 i ok. 10 milionów w 2015 roku.

8 lipca 2011 roku Radni Województwa (większość PO i PSL) powołują MSS Sp. z o.o. z siedzibą w Krakowie. Po 20 dniach Zarząd Województwa Małopolskiego, z Marszałkiem Sową i wiceprzewodniczącymi Romanem Ciepielą i Wojciechem Kozakiem na czele, wykonują uchwałę Rady Sejmiku i powołują jednoosobową spółkę. Prezesem Zarządu MSS, z rekomendacji Marka Sowy, zostaje Sławomir Kopeć. Wkład pieniężny Województwa to 750 tys. złotych plus tzw. dokumentacja techniczna o wartości ok. 1,2 miliona złotych. Jak się z czasem okazało, nikomu do niczego niepotrzebna. Stała się przedmiotem szczegółowego śledztwa CBA.

Dawid lepszy od Goliata

10 listopada 2011 r. samorządowcy publicznie zapraszają potencjalnych inwestorów do konkursu. Założenie: sprzedać udziały inwestorowi, by pozyskać pieniądze na realizację inwestycji - budowę a następnie eksploatację MSS. Wszystko jest procedowane w ominięciu ustawy o zamówieniach publicznych. W pierwszym etapie zgłasza się osiem podmiotów: HUAWEI Polska sp. z o.o., Telekomunikacja Polska SA, Telekom sp. z o.o., MNI Telecom SA, Polkomtel SA, Telekomunikacja SA, Netia, Telefonia Dialog SA.

W czasie podejmowania decyzji o wyłonieniu oferenta, sprzedający nie daje gwarancji, że firma, która wygra, otrzyma zapowiadane 64 mln zł dotacji z Unii Europejskiej. Taki przynajmniej jest oficjalny przekaz.

Ostatecznie na placu boju pozostały jedynie Telekomunikacja Polska SA z siedzibą w Warszawie (Orange) i MNI Telecom SA z siedzibą w Radomiu. MNI znana była na rynku loterii SMS-owych, a pod koniec pierwszej dekady lat 2000, zarabiała też na numerze telefonicznym 0700. W tamtych czasach sprytne wyciąganie od klientów pieniędzy za przeróżne usługi via SMS czy płatne numery telefoniczne, w tym sex telefony, było prawdziwą plagą.

TP SA wypadła z gry, gdy okazało się, że Województwo nie daje firmie gwarancji na uzyskanie kilkudziesięciomilionowej dotacji z UE. Pytanie, czy taką pewność miał jej konkurent? Odpowiedź znajdujemy w jednej z notatek CBA znajdującej się aktach śledztwa. Czytamy w niej, że prezes spółki i znany od kilku lat prokuraturze były wiceprezydent Krakowa Tomasz Sz., miał nie tylko „pełen dostęp do dokumentów spółki MSS i wiedzę na temat sytuacji spółki.”, ale „ww. wiedzę mógł wykorzystać, przygotowując ofertę”.

Znajomy „Perszinga” i ludzie dawnych służb

Niedługo po zaproszeniu do negocjacji w sprawie zakupu MSS, uchwałą ZWM powołany zostaje Zespół Zadaniowy ds. przygotowania i prowadzenia negocjacji w sprawie sprzedaży MSS. W skład zespołu wchodzą: Przewodniczący Witold X. (nazwisko do wiad. red.), Tomasz Szanser, Sławomir Kopeć i Anna Gniewek.

W tym czasie o spółce MNI zrobiło się głośno. Chodziło o zarzuty przyjmowania łapówek i prania brudnych pieniędzy m. in. przy prywatyzacji LOT-u i STOEN. Usłyszeli je mec. Michał Tomczak, którego kancelaria miała prowadzić obsługę spółek off-shore, gen. Gromosław Czempiński, były pułkownik MO, oficer SB i szef Urzędu Ochrony Państwa i Andrzej P., który był prezesem MNI, a jednocześnie współpracownikiem byłego ministra skarbu Wiesława Kaczmarka z SLD, a w latach 80. tajnym współpracownikiem SB ps. „Jurek”. W styczniu 1990 roku, już po Okrągłym Stole, jego akta zostały zniszczone. Czyżby dlatego, że służby miały dla niego jakieś specjalne zadania w pokomunistycznej rzeczywistości?

Niektóre z informacji prasowych zainteresowały zespół zadaniowy ZWM. W jednym z protokołów przewodniczący pytał o sprawę zajęcia komorniczego na majątku grupy MNI na wniosek TP SA. Prezes Telecomu - spółki z grupy MNI - Tomasz Sz. zbagatelizował to. Stwierdził, że chodzi o „postępowanie zabezpieczające, a nie egzekucję komorniczą i nie wpłynie to na proces negocjacji ani na realizację projektu MSS”. Zaledwie pół roku później konta MNI zostały zajęte przez komornika na kwotę 58 mln zł. To mniej więcej tyle, ile spółka MNI miała otrzymać z dotacji unijnych dla MSS, którą właśnie nabyła. Czy to zbieg okoliczności? Czy taki był plan? Czy wyegzekwowane przez komornika pieniądze miały być załatane dotacją unijną na MSS?

Udało nam się skontaktować z byłym rzecznikiem prasowym grupy MNI, który - jak twierdzi - od 10 lat nie ma nic wspólnego z Andrzejem P. - Już chciałbym zapomnieć o tym panu - wzdycha. - Nie to, żebyśmy się rozstali w gniewie, ale mi nie zapłacił. On chyba nikomu nie płacił - mówi. Nasz informator przypomina, że P. był oskarżany o nieprawidłowości podczas prywatyzacji TP SA. - Poprzez usługi doradcze brali pieniądze od inwestorów, którzy wygrywali przetargi. Ministrem skarbu w rządzie PO był Grad. A w MSS P. był zaangażowany poprzez spółkę, którą prowadziła jego żona. Według mnie to są ludzie dawnych służb. I tyle - puentuje.

Ryszard Bogucki, skazany na 25 lat za zabójstwo „Perszinga” - chyba najbardziej znany gangster w Polsce lat 90. - doskonale pamięta Andrzeja P. W 2013 roku, w rozmowie z Piotrem Nisztorem i Wojciechem Dudzińskim, mówił tak: Przypominam sobie, jak przekonywał mnie, że potrafi wygenerować milion dolarów bez pieniędzy, na kartce papieru. Mówił, że ten milion będzie funkcjonował w obiegu prawnym i może posłużyć do wielu rzeczy, jako instrument inżynierii finansowej.

Wiarygodność na oświadczeniach i wekslach

W kwietniu 2012 na jednym z kolejnych posiedzeń Zespołu Zadaniowego ustalano szczegóły negocjacji z MNI Telecom SA. Spółka była wtedy w złej kondycji finansowej. W protokole z posiedzenia zespołu czytamy, że „podmiot nie jest w stanie samodzielnie uzyskać kredytu i być może uzyska go przy wsparciu innych spółek z Grupy MNI.” Władysław Szumliński, członek zespołu, zaproponował, aby na najbliższym spotkaniu negocjacyjnym wezwać MNI Telecom do złożenia wyjaśnień nt. tak dużych strat.

Zarząd Województwa nie mógł o tym nie wiedzieć. Marszałek Sowa i inni przed wydaniem ostatecznej decyzji mieli obowiązek śledzić negocjacje i czytać protokoły z posiedzeń zespołu. Nie mogli też nie zauważyć, że pod cytowanym protokołem zabrakło podpisu przewodniczącego zespołu, a zarazem członka ZWM (nazwisko do wiad. red.). Dzisiaj ten człowiek przyznaje, że został odwołany w wyniku różnicy zdań z Sową. Przewodniczący nie chciał sprzedawać spółki w całości, tylko pozyskać inwestora, nad którym Województwo miałoby kontrolę. Dlaczego stało się inaczej? - Trudno mi zrozumieć - mówi. - Znając wewnętrzne układy i mechanizmy podejmowania decyzji, mogę się domyślić, że to było na prośbę marszałka.

Dwa miesiące później (maj 2012) Zespół Zadaniowy, już bez starego przewodniczącego, rekomenduje Zarządowi Województwa wybór MNI na oferenta do nabycia wojewódzkiej spółki.

Tomasz Szanser, nowy szef zespołu, potwierdza nam, że wiarygodność finansowa MNI opierała się jedynie na oświadczeniach spółki i wekslach. Zaprzecza jednak, by miały być wywierane na niego naciski w tej sprawie. Dlaczego więc wybrali bankruta? - MNI na papierze wyglądało atrakcyjniej, więc zarekomendowałem ich wybór – przyznaje bezceremonialne, ale od razu zastrzega, że był zwolennikiem „podwójnego trzymania”: aby Zarząd Województwa miał kontrolę przynajmniej nad tym, jak będzie wydawane dofinansowanie unijne.

Oni albo nikt

Potem było już z górki. Jeszcze w tym samym miesiącu we wniosku z posiedzenia ZWM znalazły się jednoznaczne wytyczne w trybie pilnym (konsultowane wg naszych źródeł z Jackiem Krupą): „Ustalić ostateczną kwotę dofinansowania z MRPO (środki z UE - red.) dla projektu i w przypadku jej zmiany dokonać korekty w odpowiednich dokumentach”. I dalej: „Przygotować i w trybie pilnym podpisać preumowę na realizację w ramach MRPO projektu «Małopolska Sieć Szerokopasmowa»”. „Przygotować i przedstawić na Sesji Sejmiku (…) projekt uchwały ZWM w sprawie wyrażenia zgody na zbycie udziałów spółki MSS Sp. z o.o.”.

Radni (większość PO-PSL) oczywiście byli za. Kupujący MSS chcieli mieć jednak absolutną pewność, że spółka wraz z dotacjami trafi w ich ręce. Kilka dni po przegłosowanej uchwale w Sejmiku prawnicy MNI Telecom SA składają pozew przeciwko Województwu Małopolskiemu. - Czyli albo my, albo nikt - komentuje dzisiaj Szanser. - Oni wiedzieli, że nie ma czasu i liczyli, że w ten sposób wywrą presję na Zarządzie, żeby przyjął ich ofertę. Długi MNI rosły. Firmę mogła uratować unijna dotacja. Ale do tego MNI musiało przejąć małopolską spółkę. To się udało: dwa miesiące później Andrzej P. i jego wspólnicy mogli otwierać szampana.

W Biuletynie Informacji Publicznej z 7.08.2012 r. czytamy, że „z uwagi na przebieg negocjacji i nikłe zainteresowanie oferentów w tej formule, Zarząd Województwa Małopolskiego uznał, iż w tej sytuacji powtarzanie postępowania jest nieuzasadnione, a jedyną procedurą, która może dać realną szansę na skuteczną realizację przedsięwzięcia, jest sprzedaż posiadanych udziałów i przekazanie realizacji projektu całkowicie w ręce prywatne”. Tydzień później ZWM podejmuje uchwałę o zgłoszenie do nabycia Spółki MSS za 2,5 mln zł. Pod uchwałą podpisani są ówcześni i wciąż aktywni politycy Platformy i PSL: Marek Sowa (dziś poseł PO), wicemarszałkowie Roman Ciepiela (dzisiaj prezydent Tarnowa), Wojciech Kozak (dziś sejmikowy radny z PSL), Stanisław Sorys (wojewoda małopolski w latach 2007-2010, dziś radny Sejmiku z PSL) i Jacek Krupa (były poseł PO, marszałek Małopolski w latach 2015-2018, od 2018 r. sejmikowy radny z klubu PO-Nowoczesna). Każdy z nich jest odpowiedzialny za oddanie MSS w prywatne ręce i utratę kontroli nad wojewódzką spółką.

MSS ostatecznie nie trafia do MNI Telecom (pierwszy przetarg, gdzie spółka była jedynym oferentem, zakończył się bez rozstrzygnięcia), lecz do mało znanej wcześniej spółki Hyperion SA. - tak decyduje dwa tygodnie później zarząd województwa (wciąż w tym samym składzie). Firma zgłosiła się dwa dni po zakończeniu pierwszego przetargu i tak, jak wcześniej MNI, nie miała żadnej konkurencji. Oferent wymógł na sprzedającym zmiany w umowie, niezgodne z przedstawioną ofertą nabycia udziałów, uzależniając sfinalizowanie transakcji od tego, „czy spółka MSS podpisze umowę o dofinansowanie projektu ze środków unijnych”. Tak przynajmniej wynika z ustaleń CBA.

UE spłaci długi

Tego samego dnia Prezesem Rady Nadzorczej Hyperion SA zostaje znany już Tomasz Sz., prezes MNI Telecom. Reszta to szczegóły techniczne. Kopeć, prezes MSS, niemal natychmiast składa na ręce Dyrektora Departamentu Funduszy Europejskich, Piotra Szymańskiego, wniosek o dofinansowanie MSS. Pismo podpisał Hubert Guz, zastępca Szymańskiego. Na zaledwie kilkustronicowym dokumencie znajdujemy aż 14 zastrzeżeń. Czytamy, że „w wyniku przeprowadzonej oceny stwierdzono błędy/braki informacyjne w złożonej dokumentacji” i że „nawet jeśli dojdzie do wybudowania sieci, to nie wiadomo, jak będzie ona finansowana.”

Dziś Sz. nie chce rozmawiać z mediami. Twierdzi, że nic nie pamięta, bo był to jeden z pięciu tysięcy projektów, które obsługiwał dotacyjnie jego departament w Urzędzie Marszałkowskim. Żąda też, by nie przesyłać do niego więcej pytań w tej sprawie. Zastępca Szymańskiego, Hubert Guz, również ma kłopoty z pamięcią.

25 marca 2013 r. Zarząd Województwa Małopolskiego (M. Sowa, R. Ciepiela, W. Kozak, S. Sorys, J. Krupa) podejmuje uchwałę w sprawie wyboru dofinansowania MSS ze środków Funduszy Europejskich. Dzień później zostaje podpisana umowa z Hyperionem SA reprezentowanym przez prezesa zarządu Tomasza Sz. Samorządowa spółka zostaje sprzedana za 2,6 mln zł. Z umowy, którą zabezpieczyło CBA, wynika, że nabywca „posiada pełną zdolność do zawarcia niniejszej umowy i wykonania swoich zobowiązań wynikających z niniejszej umowy”, a przedmiotem umowy nie jest zamówienie publiczne.

Czy w tym czasie coś się zmienia w sytuacji Hyperiona SA? W papierach tak, a te - jak już wiemy - „wyglądały atrakcyjniej”. Gwarancje finansowe daje Hyperionowi nie kto inny, ale MNI SA - spółka , której komornik zajął kilkadziesiąt milionów złotych. Siedziby obu spółek: Hyperion i MNI znajdowały się w tym czasie pod tym samym adresem, przy Żurawiej 8 w Warszawie.

Inżynieria finansowa i skok na obligacje

Wygląda to tak: jedna ze spółek - w osobie jej właściciela, Andrzeja P. - wysyła do drugiej spółki, też należącej do Andrzeja P., pismo o gwarancjach do 80 milionów złotych dla sfinansowania projektu. P1, będący w poważnych tarapatach finansowych, zapewnia P2, który też ma puste kieszenie, że jeśli zabraknie mu pieniędzy, to mu je da. Skąd je weźmie? Od ludzi, którym - obiecując Eldorado - zabierze 50 milionów, wypuszczając cztery serie obligacji na inwestycję, która nigdy nie doczeka się realizacji.

P2 (Hyperion SA), mając już w ręce kwit od P1 (MNI SA), wydaje dwa dni później oświadczenie, z którego można się dowiedzieć, że spółka już „posiada zabezpieczenie wkładu własnego w wysokości 80 mln złotych” a także że zgromadzenie podwyższyło kapitał zakładowy o ok. 24 mln, poprzez emisję ok. 24 mln akcji o wartości 1 zł. Prawie jak w Ziemi Obiecanej Reymonta: „Ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic (...). To razem właśnie mamy tyle, w sam raz tyle, żeby założyć wielką fabrykę“.

Pieniądze postanowiono więc zabrać ludziom, którzy nie mieli pojęcia, o co chodzi w tym „biznesie”. Wystarczyło, że słyszą: Urząd Marszałkowski i Unia Europejska za tym stoją. To budziło zaufanie.

Dokument podpisał Tomasz Sz. Wkrótce w innej sprawie sąd I instancji nieprawomocnie uznał go za winnego korupcji i niegospodarności, w tym przyjęcia 120 tys. zł łapówki, skazując go na karę 3,5 roku pozbawienia wolności.

Fundusze Europejskie w Urzędzie Marszałkowskim nie wypłacą jednak środków, jeśli inwestor nie przedstawi realnego planu, w jaki sposób będzie finansować kilkusetmilionową inwestycję. Hyperion SA nie miał pieniędzy. Trzeba więc było je „wymyślić”. Przed przekazaniem już zabezpieczonej dotacji z UE przez Urząd Marszałkowski, właściciele Hyperiona wpadają na pomysł, aby wypuścić obligacje i w ten sposób pozyskać gotówkę. Urząd Marszałkowski uznaje to za wiarygodne zabezpieczenie finansowania projektu. Gdy MSS jest już w rękach Hyperiona, spółka samodzielnie wypuszcza serie obligacji. W prospekcie emisyjnym przekonuje inwestorów, że zabezpieczeniem emisji obligacji będzie budowana infrastruktura światłowodowa, poręczenia majątkowe oraz akt notarialny, w którym Hyperion jako ew. dłużnik podda się egzekucji. Spółka zapewnia też, że jest w trakcie finalizacji rozmów z bankami o pozyskanie kredytu inwestycyjnego w kwocie 67 mln, jednak - jak wynika z zabezpieczonej w prokuraturze dokumentacji finansowej MNI i Hyperiona - żaden bank nie udzieliłby kredytu bez realnego zabezpieczenia.

Niczego nie ma

Pod koniec czerwca 2013 roku zostaje podpisana umowa między Zarządem Województwa a Małopolską Siecią Szerokopasmową - należącą już nie do Województwa, a prywatnej firmy - o dofinansowanie projektu z Unii Europejskiej. W ten sposób Andrzej P. „kupił” 64 mln złotych z UE za ułamek procenta tej kwoty. Umowę podpisali Marszałek Sowa i Stanisław Sorys, koalicjanci z PO i PSL.

Pozostało przelać kwotę na konto MSS. Nie było to jednak proste.

Niekończące się problemy spółek Hyperiona i MNI generują kolejne aneksy do umowy. Podpisują je Tomasz Sz. i - za Urząd Marszałkowski - Piotr Szymański i Hubert Guz. Szymański dziś jest dyrektorem kolejnej publicznej instytucji i dużej inwestycji realizowanej przez Miasto Kraków. Chodzi o Cogiteon, czyli Małopolskie Centrum Nauki, którego gmach za co najmniej 175 mln złotych powstaje na krakowskich Czyżynach. Hubert Guz, w tamtym czasie zastępca Szymańskiego, objął po nim stanowisko dyrektorskie. Po kilku latach postanowił zostać przedsiębiorcą. Na jego stronie internetowej możemy przeczytać cytat Darwina: „Przetrwają nie najsilniejsi i nie najbardziej inteligentni, lecz ci, którzy najlepiej dostosują się do zmian”.

Projekt MSS otrzymuje prawie 90 proc. kwoty z dotacji UE w kilku transzach. Ostatnia wypłata ma miejsce dzień przed pierwszym posiedzeniem nowo wybranego Sejmu, gdzie większość zdobył PiS. Po stronie przegranych z Platformy posłem do Sejmu zostaje Marek Sowa, który w związku z tym przestaje pełnić funkcję marszałka.

Dalej nie ma już nic. Zniknęły pieniądze z dotacji, obligacji, gwarancji. Wszystko zniknęło. W marcu 2017 r. Zarząd Województwa uznaje projekt za niefunkcjonujący, tj. nieukończony. Bardzo negatywnie ocenia działania urzędników w tej sprawie Najwyższa Izba Kontroli. W adresowanym do Marszałka Sowy piśmie pokontrolnym czytamy, że całe przedsięwzięcie „było nierzetelnie przygotowane, a jego koncepcja ulegała zmianom bez uzasadnienia (…). Sprzedano udziały w MSS przy odrzuceniu korzystniejszej pod względem finansowym oferty”. Zarzutów jest znacznie więcej.

- Jak u mnie na wsi podpinali światłowód, zapytałem się firmy prywatnej, czy biorą (przyłącz - red.) z MSS, a oni na to: Panie, nie ma tu czegoś takiego - mówi nam Piotr Gój, menadżer projektu w czasie, gdy właścicielem MSS było jeszcze województwo.
Proceder sprzedaży obligacji przez Hyperion branżowy portal Business Insider nazwał „Małopolskim przekrętem stulecia”.

„Jak nazywają się ludzie, którzy sięgają do czyichś kieszeni?”

Kto na tym stracił? Najmniej urzędnicy, którzy podpisali umowę o sprzedaży MSS. Żyją z polityki, pełnią odpowiedzialne funkcje publiczne, niektórzy odnaleźli się w biznesie. Trochę milionów straciła Unia Europejska. Najwięcej stracili zwykli ludzie.

- W 2014 roku przekazałem, kupując obligacje Hyperion, oszczędności życia na budowę sieci światłowodowej w Małopolsce - opowiada jeden z nich, Arkadiusz Kupaj. - Miał być to projekt bezpieczny, współfinansowany przez Unię Europejską i koordynowany przez Małopolski Urząd Marszałkowski. Jestem drobnym inwestorem, który w dobrej wierze zainwestował dorobek życia w rozwój Małopolski i Polski, a tymczasem czuję się bezradny, mając przeświadczenie, że ktoś nas zwyczajnie oszukał i nie były to wyłącznie podmioty prywatne, ale przede wszystkim publiczne w postaci Urzędu Marszałkowskiego - puentuje.

Marek Sowa jako poseł opozycji jest znany z tropienia rzekomych nieprawidłowości w urzędach kierowanych przez PiS i prześwietlania karier menadżerów spółek skarbu państwa. Jednak w związku z projektem widmo, pod którym się podpisał, nie ma sobie nic do zarzucenia - choć przyznaje, że to Zarząd Województwa Małopolskiego podjął decyzję kierunkową w sprawie sprzedaży firmy, a on był wtedy jego pierwszoplanową postacią. Twierdzi, że wszystko było zgodne z przepisami, transparentne, publiczne. O tym że firmy, którym oddał publiczny majątek były bankrutami, miał nie wiedzieć.

Red. W pierwotnej formie artykułu wdarł się błąd. Chodzi o zdaniu "Po 10 latach wracamy do jednej z największych afer w Małopolskim Urzędzie Wojewódzkim, którym zarządzał marszałek Marek Sowa, dziś poseł PO.". Chodzi oczywiście o Urząd Marszałkowski Województwa Małopolskiego.

Paweł Zastrzeżyński i Marcin Mamoń

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.