Joanna Lubecka

Jak monachijski pucz sprzed stu lat stał się mitem założycielskim III Rzeszy

Zdjęcie z procesu przywódców „dyletanckiego” puczu monachijskiego Fot. Bayerische Staatsbibliothek Zdjęcie z procesu przywódców „dyletanckiego” puczu monachijskiego
Joanna Lubecka

Krakowski Oddział IPN i "Dziennik Polski" przypominają. Nieudana próba puczu, podjęta przez Hitlera 8-9 listopada 1923 r., nazwana została przez niemieckiego historyka  Hansa Mommsena „dyletanckim zamachem”.

Sam Hitler przygnębiony tą klęską napisał, że „zarył nosem w ziemię”. Wydawało się, że to już koniec    kariery, a jednak „prowincjonalny podżegacz działający w halach piwnych” – jak nazwał młodego Hitlera Ian Kershaw – 10 lat po nieudanym puczu przejął władzę w Niemczech, a 15 lat po monachijskiej porażce dyktował już warunki mocarstwom europejskim.

„Upadek wszelkich reguł”

Powiedzieć, że sytuacja w Niemczech po I wojnie była trudna, to nic nie powiedzieć. „Mieliśmy za sobą wielkie wojenne igrzyska, a także szok wywołany ich zakończeniem, pozbawiający wszelkich iluzji polityczny kurs w dziedzinie rewolucji, a teraz codzienny pokaz upadku wszelkich reguł” – pisał historyk Sebastian Haffner.

Rządząca Republiką Weimarską koalicja socjaldemokratów, liberalnych demokratów i konserwatystów z partii Centrum w 1920 r. utraciła większość i tworzyła niestabilny rząd mniejszościowy, który nie radził sobie z narastającymi lawinowo problemami. Główną bolączką władz    i źródłem innych kłopotów była potężna hiperinflacja. Będący wtedy młodym człowiekiem Haffner pisał: „w sierpniu (1923 r.) dolar osiągnął wartość miliona Reichsmarek, we wrześniu milion praktycznie nie miał już żadnej wartości, a jednostką płatniczą stał się miliard. Pod koniec października zastąpił go bilion”. Pieniądze traciły wartość z dnia na dzień, co skutkowało demonstracjami, strajkami i zamieszkami głodowymi.

Z powodu trudnej sytuacji gospodarczej w 1922 r. Niemcy przestały płacić odszkodowania, czego skutkiem było wkroczenie wojsk francuskich i belgijskich do Zagłębia Ruhry i ekonomiczna eksploatacja tego uprzemysłowionego regionu. W ramach pokrycia kosztów reparacji okupanci wywozili surowce i wysiedlili ok. 150 tys. „niepotrzebnych” im mieszkańców regionu. Wobec przewagi wojsk okupacyjnych, podjęto pasywną obronę, polegającą przede wszystkim na strajkach, sabotażu oraz drobnych aktach agresji. Francuzi odpowiedzieli masowymi represjami.

W walkach ulicznych setki osób zostało rannych, były również ofiary śmiertelne. Sytuacja wywoływała oburzenie w całych Niemczech i oskarżenia rządu o nieudolność. Równocześnie w Nadrenii rosły sympatie profrancuskie, a    lokalni działacze coraz głośniej mówili o odłączeniu tej krainy i stworzeniu bliżej nieokreślonej federacji z Francją. We wschodniej części Niemiec (Saksonii, Turyngii) doszło jesienią do prób wywołania zbrojnej rewolucji komunistycznej, która miała być częścią większej akcji Kominternu, mającej na celu rozniecenie ogólnoniemieckiej rewolucji.

„Dyktatura łobuzerii”

Tymczasem komplikowała się również sytuacja w Bawarii. Po likwidacji Bawarskiej Republiki Rad w 1919 r. przewagę zdobyły siły prawicowe i skrajnie konserwatywne, które rywalizowały ze sobą o władzę. Sytuacja była daleka od stabilności, szczególnie, że lokalny rząd pozostawał w sporze z socjaldemokratycznym, „pruskim” rządem w Berlinie, a w zasadzie jawnie go ignorował. Hitler, będący wówczas jeszcze mało znanym politykiem, starał się przekonać władze w Monachium do wspólnej akcji przeciwko rządowi w Berlinie.

Jednak różnice między NSDAP a siłami prawicowymi były zbyt duże. Bawarska prawica grupowała przede wszystkim monarchistów, pochodzących nie tylko z warstwy arystokratycznej, ale również mieszczańskiej. Hitler nie był monarchistą, co więcej w burżuazji widział jednego z naczelnych wrogów narodowego socjalizmu. Ostatecznie Hitler nie uzyskał    wsparcia Otto von Lossowa - dowódcy Reichswehry w Bawarii. Wprost przeciwnie, von Lossow nakazał rozbroić demonstrujące 1 maja 1923 r. oddziały SA. Tymczasem bojówki NSDAP rosły w siłę, co niepokoiło rząd centralny. „W Bawarii zwolennicy NSDAP mają więcej zwolenników niż partie prawicowe” – raportował na początku 1923 r. Rudolf Hess. Ostatecznie w Berlinie podjęto zdecydowane kroki. Politycy monachijscy otrzymali polecenie rozwiązania bojówek oraz zakazania wydawania nazistowskiej gazety „Völkische Beobachter”. Choć nie sprzyjali Hitlerowi, to jednak poleceń tych nie wykonali, gdyż najbardziej obawiali się komunistów.                                                         
Mimo, iż narastały pogłoski o zbliżającym się puczu, jeszcze w 1922 r. premier Bawarii Eugen von Knilling uspokajał amerykańskiego konsula w Monachium, że Hitler pozostanie jedynie „mówcą ludowym”, gdyż „nie dysponuje niezbędnym instrumentarium umysłowym”.

Tymczasem bojówkarze Hitlera pozwalali sobie na coraz większą bezkarność – rewidowali przechodniów na ulicy, atakowali i upokarzali żydowskich mieszkańców Monachium. Jeden z księgarzy skarżąc się na bojówkarzy, którzy zmusili go do usunięcia z wystawy książki uznanej przez nich za „niestosowną”, nazwał w liście protestacyjnym te rozboje „dyktaturą łobuzerii”.

Niemiecki Mussolini

We wrześniu 1923 r. rząd bawarski wprowadził stan wyjątkowy. Triumwirat złożony z komisarza generalnego Gustawa von Kahra, Otto von Lossowa oraz szefa bawarskiej policji Hansa von Seißera dążył do ogłoszenia niepodległości Bawarii. Berlin zareagował żądaniem wprowadzenia stanu wojennego i zadeklarowania pełnej lojalności. Hitler nie był zadowolony z przebiegu wydarzeń, jego cele były daleko bardziej ambitne - chciał obalić rząd berliński i stworzyć silną, zjednoczoną narodowo-socjalistyczną Rzeszę. Wierzył, że może zostać „niemieckim Mussolinim”.

Chciał postawić polityków przed faktami dokonanymi i w ten sposób zmusić ich do realizacji własnego planu. Była to „ucieczka do przodu”, jednak bez planu, bez wsparcia Reichswehry, bez porozumienia z politykami bawarskimi - nie miała szans powodzenia. Po załamaniu się sojuszu z prawicą Hitler wierzył, że będzie w stanie rozpalić ruch ludowy, uruchomić pospolite ruszenie. Były to skrajnie naiwne kalkulacje. Nie udało mu się wówczas zdobyć sympatii średniej klasy, która nim gardziła jako parweniuszem. Popierała go tylko niewielka grupa fanatycznych bojowników, wśród których wyjątkiem był bohater I wojny światowej gen Erich von Ludendorff.

Pod naciskiem uzbrojonych bojówkarzy triumwirat bawarski przyłączył się do puczu Hitlera,    jednak była to jedynie gra na czas. W nocy z 8 na 9 listopada von Lossow telefonicznie zażądał wsparcia od wszystkich oddziałów wiernych rządowi i podobnie jak Kahr odciął się od puczu Hitlera. Rano 9 listopada 2000 ludzi, których Hitler i Hermann Göring pospiesznie zgromadzili w Monachium, pomaszerowało pod budynki rządowe, gdzie czekał już kordon policji bawarskiej, wyposażony w karabiny maszynowe. Do policjantów zwrócił się jeden z puczystów: „Nie strzelajcie. Nadchodzą jego ekscelencja generał von Ludendorff i Hitler”. Wtedy padł pierwszy strzał, który zabił jednego z przywódców puczu, Maxa Erwina von Scheubner-Richter. Puczyści rzucili się do ucieczki, lecz policja przystąpiła do pacyfikacji. Rannych zostało kilku ochroniarzy Hitlera, ciężko raniono również Göringa. W czasie walk zginęło czterech policjantów, zastrzelono też 16 bojówkarzy. Tego samego dnia został aresztowany Ludendorff, a 11 listopada również Hitler.

„Zbłąkani patrioci”

„Farsa”, „kpina z narodu niemieckiego”, „monachijska parodia sądowa” – to tylko niektóre komentarze procesu, który odbył się w dniach od 26 lutego do 1 kwietnia 1924 r. przed sądem ludowym w Monachium. Błędów formalnych nie byli w stanie usprawiedliwić nawet przychylnie nastawieni prawicowi prawnicy i dziennikarze. Pucz był kwalifikowany jako zdrada stanu, a więc czyn zagrożony karą dożywocia lub śmierci. Proces powinien więc toczyć się przed sądem Rzeszy w Lipsku, jednak władze Bawarii postarały się, aby odbył się przed sądem ludowym w Monachium.

Chodziło o to, aby ukryć niejednoznaczne zachowanie członków bawarskiego triumwiratu i uchronić ich przed odpowiedzialnością. Duże wątpliwości budziła jawnie przyjazna wobec oskarżonych postawa sędziego, który nie reagował na żywiołowe reakcje sali w obronie puczystów. W wyroku nie wspomniano o obciążającym fakcie śmierci 16 puczystów i 4 członków bawarskiej policji, ani o tym, że Hitler już wcześniej miał karę w zawieszeniu, co więcej jego austriackie obywatelstwo zobowiązywało sędziów do    wydalenia go z Niemiec. Niski wyrok sąd uzasadniał motywacją puczystów, którymi kierować miał „duch    patriotyzmu i najszlachetniejsza wola”. Uznano ich za „zbłąkanych patriotów”.

Klęska jako mit założycielski

Sala sądowa posłużyła Hitlerowi do skutecznej autoprezentacji. Zarówno w trakcie procesu, jak i odsiadując wyrok w więzieniu w Landsbergu, Hitler uwierzył w swoje posłannictwo „męża opatrznościowego”. Pucz stał się klęską heroiczną, pionierskim wyczynem, a z czasem mitem założycielskim wielkiego ruchu narodowo-socjalistycznego.

Bojówkarze, którzy zginęli w strzelaninie traktowani byli jak męczennicy – to im Hitler zadedykował pierwszy tom Mein Kampf. Nieudany pucz prawdopodobnie wykrystalizował niejasne do tej pory pojęcie Hitlera o własnej roli. Pozwolił mu też wyciągnąć praktyczne wnioski, które sprowadzały się do kilku paradygmatów: nie występować przeciwko armii, szacować i ograniczać ryzyko, budować obraz charyzmatycznego Führera poprzez pracę nad sobą - wystudiowane pozy, świadomie budowaną narrację, wzbudzanie emocji tłumów. Za 10 lat ta recepta okazała się skuteczna.

Joanna Lubecka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.