Iwkowa, Warszawa. Włodzimierz Knurowski, jak Don Kichot walczy z wiatrakami - sądów i polityki
To już ćwierć wieku, jak Włodzimierz Knurowski, chłop rodem z Iwkowej, wziął się za bary ze światem. Jak mówi, walczy o sprawiedliwość. I w tej batalii nie zamierza spocząć, póki sił mu starczy.
Prawdziwy dramat Włodzimierza Knurowskiego zaczął się pod koniec lat 90., gdy powodzie kilka razy zalewały gospodarstwo, które dzierżawił w Porębie Spytkowskiej.
Odszkodowania nie pokryły strat, w efekcie czego rolnik popadł w problemy finansowe. Ciąg dalszy to zlicytowanie jego majątku i odebranie ziemi. Knurowski przed sądami przekonywał, że można było uniknąć katastrofalnych skutków żywiołu powodzi, gdyby właściwie dbano o utrzymanie koryta rzeki Uszwica. Temida nigdy nie przyznała mu racji. Rolnik wygrał tylko raz - walkę o dzieci, które chciano mu odebrać.
Zawodowy „protestant”
Trudno zliczyć, ile pikiet i protestów w ostatnim ćwierćwieczu zorganizował Knurowski. Przez kilka zimowych miesięcy mieszkał w przyczepie traktora pod sejmem, przykuwał się łańcuchem pod siedzibą premiera, widziany był pod licznymi ministerstwami.
Od grudnia demonstruje przed pałacem prezydenckim w Warszawie. Chwilowo zaocznie, ale o tym za chwilę. Z równą powagą traktuje lokalne imprezy. Byleby wywiesić transparenty: „Mafio, oddaj ziemię i zwierzęta”.
W dalszej części przeczytacie m.in.:
- przeciwko komu i czemu demonstruje Włodzimierz Knurowski. I kogo ma teraz na celowniku
- o jego spotkaniach z prezydentem Andrzejem Dudą i premier Beatą Szydło
- jak w marcu cudem uniknął śmierci
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.