Hrabicz z Krupniczej i chłopak z Półwsia
W drukowanym w 1950 roku wspomnieniu, rychły publicystyczny filar paryskiej „Kultury” - Juliusz Mieroszewski napomknie niby mimochodem o drobnym epizodzie przedwojennej kariery. W „Ilustrowanym Kuryerze Codziennym”, największym polskim dzienniku tego czasu „byłem początkującym dziennikarzem, gdy pewnego dnia redaktor Jan Stankiewicz położył przede mną niedzielny felieton samego Zygmunta Nowakowskiego i powiedział: - Niech Pan wymyśli kilka innych tytułów.
Przeczytałem felieton i na luźnej kartce napisałem trzy czy cztery. Pod jednym z nich felieton ukazał się w druku”. Doprawdy… nie chce się wierzyć. Cyzelował mistrza? Starszy o piętnaście lat, wytrawny kolega z tych samych łamów, przywiązywał przecież niebywałą wagę do nagłówków… Mieroszewski, używający na emigracji pseudonimu „Londyńczyk” chciał zapewne dogryźć pisarzowi. A może jakiś skryty kompleks go ciągle drążył?
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.