Gustaw Holoubek krakowski. W stulecie urodzin artysty

Czytaj dalej
Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
Anna Piątkowska

Gustaw Holoubek krakowski. W stulecie urodzin artysty

Anna Piątkowska

Gustaw-Konrad ze słynnych "Dziadów" Dejmka, Fantazy ze spektaklu w Teatrze Telewizji, Woland z serialu Macieja Wojtyszki. Wymieniać można by długo kreacje, którymi zapisał się w historii teatru i filmu. Dla jednych był tym wielkim Holoubkiem, po mistrzowsku grającym pauzą, dla innych Guciem czy Gusteczkiem. W stulecie urodzin artysty przypominamy krakowskie początki, o których, z ogromnym sentymentem, opowiadał we "Wspomnieniach z niepamięci".

Wszystko zaczęło się w Krakowie, w sobotę 21 kwietnia 1923 roku. "W jednym z dwóch pokoi mieszkania krakowskiej kamienicy przy ulicy Kraszewskiego 25, na Zwierzyńcu, niedaleko placu Na Stawach i Błoni, a co najważniejsze - niemal tuż przy stadionie Cracovii" - pisze Zofia Turowska, biografka Gustawa Holoubka.

On sam mówił: "Krakowska przeszłość ma dla mnie znaczenie pierwotne, więc absolutnie podstawowe" i "urodziłem się i wychowałem w miejscu dość niezwykłym - w Krakowie. Postarał się o to, żeby przetrwać, i nie chodzi o same budynki, ale ducha tego miasta, które w swojej zasadzie zachowało niezmienność".

Po latach, kiedy zamykał oczy, wracał obraz ulic, domów, najbliższych. W 2019 roku skwerowi przy zbiegu ulic Fałata i Kraszewskiego - w pobliżu miejsc dziecięcej Arkadii - nadano imię Gustawa Holoubka.

Dom

We "Wspomnieniach z niepamięci" pisze: "Pamiętam zapach matki, gdy pochylała się wieczorem nad moim łóżeczkiem, ubrana do wyjścia, wydekoltowana, ze sznurem pereł zwisającym z szyi. Kładła je ciężko na moich piersiach i ustami dziwnie małymi i wilgotnymi dotykała mojej buzi. Był to zapach perfum, słodkich, rozlewających się perfum. Zapach, który utkwił mi w pamięci na zawsze, ponieważ nigdy już takiego nie spotkałem".

Imię dostał po ojcu, absolwencie wiedeńskiej Akademii Wojennej, byłym legioniście, działaczu Towarzystwa Gimnastycznego Sokół, nauczycielu gimnastyki.

"Widzę go na końcu naszej ulicy, kiedy skręcając z placu Na Stawach, idzie prosto w kierunku domu, coraz bardziej wyrazisty, wsparty na lasce, którą za każdym krokiem wyrzuca w górę, w kapeluszu na bakier, w szeroko rozpiętym palcie, z pakunkiem zwisającym na sznurku zaczepionym o środkowy guzik kamizelki. Płynął jak okręt, kołysząc się lekko na boki, a mnie zamierało serce z lęku i dzikiej ciekawości - co za jego powrotem spadnie na mnie nowego, olśniewającego. Pędziłem jak wariat na górę, krzycząc od progu: Ojciec idzie!"

"Od ojca nie doznaje czułości, jest przecież byłym wojakiem z temperamentu i powołania, przestrzegającym dyscypliny" - pisze biografka. Ale to właśnie ojciec otwiera przed nim świat teatru, zabierając Gusteczka, jak nazywa go rodzina, na pierwsze jasełka do nieistniejącego już dziś klasztoru albertynów, a później na "Betlejem polskie" Lucjana Rydla do Teatru im Słowackiego.

Kiedy Gustek przychodzi na świat, jego rodzice mają już piątkę dzieci z poprzednich małżeństw. To starsza przyrodnia siostra zabiera chłopca do kościoła franciszkanów. Po mszy zachodzą czasem z ojcem na ciastko do Noworola albo na Planty.

Z przyrodnimi braćmi ćwiczy układy gimnastyczne - chudy maluch jest idealny, by stanąć na wierzchołku piramidy. Najważniejsza jest jednak gra w szmaciankę.

Swoje zwierzynieckie dzieciństwo wspominał pod koniec życia w rozmowie z Tadeuszem Konwickim, z którym tworzył nierozłączny duet warszawskiego krajobrazu - mieli nawet swój stolik w Czytelniku i kawiarni Bliklego.

"Moja wigilia dziecięca to było coś wspaniałego. Jeden pokój był zamknięty przez ojca, bo tam aniołek ubierał choinkę, a ja przez szparę między drzwiami i podłogą chciałem zobaczyć, co tam się dzieje. Leżałem na brzuchu na podłodze i całymi godzinami śledziłem. Co chwilę bańka spadała z tego drzewka ze strasznym hukiem. Biegłem wtedy do kuchni, do matki i mówiłem: Mamusiu, aniołek powiedział, k... mać." - opowiada w filmie "Słońce i cień" nakręconym przez syna Gustawa Holoubka i Magdaleny Zawadzkiej - Jana. Na pytanie, skąd nauczył się "brzydkich słów", przyznaje, że to zasługa kolegów z podwórka.

"Opowiadał pikantne anegdoty. W sposób przepiękny używał brzydkich słów - brzmiały jak poezja. Świat artystyczny składa się z tych, którzy lubili Gustawa i zgadzali się z nim we wszystkim, i pozostałych, którzy na przykład uważali, że rozbija każdą imprezę: Tak wciąga, opowiadając żarty, że na nic więcej nie pozostaje miejsca" - pisze w biografii "Gustawa. Opowieść o Holoubku" Zofia Turowska.

Znana jest też anegdotka, którą Gustaw Holoubek opowiadał przed laty na temat polskiego życia politycznego: "Przytoczę taki obrazek obyczajowy, który moim zdaniem dobrze ilustruje to, co się teraz dzieje w polskiej polityce. W jednym z teatrów na próbie Kalina Jędrusik zapaliła papierosa. Na scenie nie wolno palić papierosów. Zbliżył się strażak i powiedział: "Proszę zgasić papierosa, bo tu nie wolno palić". A Kalina jak Kalina - z wdziękiem odparła: "Odpier...l się strażaku". I on strasznie się zamyślił, poszedł za kulisy i tam trwał jakiś czas. Potem nabrał powietrza, wrócił na scenę, ale tam już nie było Kaliny, tylko Basia Rylska. On jednak tego nie zauważył, bo oczy zaszły mu bielmem z wściekłości, i krzyknął do Rylskiej: "Ja też potrafię przeklinać, ty kur...o stara!". Kompletnie zdumiona Basia pobiegła do Edwarda Dziewońskiego, który był reżyserem spektaklu, i powiedziała mu, że strażak zwariował, bo ją zwyzywał bez żadnego powodu. Dziewoński strasznie się zezłościł, poszedł do strażaka i powiedział: "A pan jest ch...j!". Przy czym strażak na posterunku też był już inny. Więc tak wygląda życie polityczne w naszym kraju".

Ale to już dużo późniejszy okres.

Kiedyś ktoś spytał aktora, o ten ze zwierzynieckiej młodości. Odpowiedział: "No, staliśmy sobie z chłopakami na ulicy pod latarnią i tak sobie pluliśmy..."

Ale różowo nie jest, kiedy ma 10 lat, Gustaw senior umiera na grypę. To najboleśniejsze doświadczenie w życiu małego Gustka.

Szkoła

Najpierw podstawowa imienia św. Jana Kantego na ul. Smoleńsk 5. Ten okres wspomina kolega ze szkoły Gustka, prof. Aleksander Krawczuk, historyk, minister kultury i sztuki: "Holoubek był o rok młodszy. Szansę na spotkania mieliśmy tylko podczas przerw, zabaw, wycieczek na Błonia, nad Rudawę, do parku Jordana". "Kiedyś chłopcy na dziedzińcu zaczęli go dla żartu przepytywać: jak on się właściwie nazywa: Holubek, Holoubek, Holołbek? I co to nazwisko znaczy?" Ta niepewność towarzyszyła nie tylko szkolnym kolegom. Czeskie nazwisko Holoubek oznacza gołąbka.

Potem jest Państwowe Gimnazjum im. Nowodworskiego, tu zdaje małą maturę, a 62. lata po jej skończeniu - z inicjatywy uczniów i polonisty Stanisaława Czesława Kurdziela - zostaje ptronem sali nr 47.

"To stamtąd, ze światła tej wspaniałej uczelni, z talentów jej świetnych nauczycieli, mogę czerpać pewność, że wychowanie w duchu humanistycznym to dochowanie się człowieka z takim poczuciem godności, jakie wynika z przekonania, że najwyższą wartością doczesną jest drugi człowiek" - pisał we "Wspomnieniach z niepamięci".

Po ogłoszeniu mobilizacji w 1939 roku, będąc jeszcze uczniem, dostaje przydział do 20 Pułku Piechoty Ziemi Krakowskiej wchodzącej w skład 6 Dywizji Piechoty. Kiedy docierają do Lwowa, idą do kina Chimera na film Disneya "Królewna Śnieżka". Po latach mówił Małgorzacie Terleckiej-Reksnis: "Zabawane, że z tego pierwszego tygodnia nalotów, ucieczki i zagrożenia najbardziej utkwiła mi w pamięci właśnie ta bajka".

Trafia do stalagu w Magdeburgu, a stamtąd do fortu w Toruniu, skąd - dzięki staraniom matki - zostaje zwolniony, w kwietniu 1940 roku wraca do Krakowa. Tu zaczyna pracę w Miejskiej Gazowni, po latach otrzyma szarfę z tytułem "Zasłużonego Gazownika".

Teatr

"Polski teatr XX wieku ma twarz Holoubka" - mówił Andrzej Łapicki. Mówiono o nim także, że "należy do owej rasy aktorów, którzy zawsze grają tylko siebie, a których nigdy nie ma się dosyć".

On sam pierwsze - dziecięce jeszcze - doświadczenia teatralne wspominał: "Drżałem z lęku i zachwytu". Choć stworzył niezapomniane kreacje filmowe, teatr zawsze przedkładał nad film.

Teatr, rzecz jasna, zaczął się w Krakowie, choć Kraków nie docenił chyba talentu dramatycznego Holoubka, ważne role zagrał na scenach w Katowicach, a potem Warszawie.

Pierwsze teatralne kroki to sceny konspiracyjnego kółka teatralnego. W 1945 roku aktorem postanawia zostać na serio, choć matce marzyło się, by był urzędnikiem magistratu - zdaje egzamin do krakowskiego Studia Dramatycznego przy Teatrze im. Słowackiego.

"Wszystkie moje warunki zewnętrzne zaprzeczały temu, że powinienem zostać aktorem: ważyłem tylko 48 kilo, z urody miałem tylko nos i uszy i niczym specjalnym się nie odznaczałem, do tego mówiłem gwarą krakowską" - wspominał.

Na egzaminie do szkoły aktorskiej recytuje "Testament mój" Słowackiego, zalewając się łzami.

" I kiedy skończyłem wygłaszanie tego wiersza, byłem pewny, miałem głebokie poczucie, że odniosłem sukces, że oto sprzedałem przed szanownym jury wszystko, co mam najdroższe. Wtedy po długiej ciszy przewodniczący jury zapytał taktownie: Przepraszam bardzo, czy pan dobrze się czuje? Czy pan jest w porządku psychicznie? Dając do zrozumienia, czy nie postradałem zmysłów. Kiedy zaprzeczyłem, zaczął mi delikatnie tłumaczyć, że bardzo niewłaściwie postąpiłem, sprzedając przed nimi serce. Trzeba było ten wiersz potraktować zgoła inaczej, bo to jest wiersz wesoły i nie należy się rozczulać nad sobą" - opowiadał w programie "Niedziela z Gustawem Holoubkiem".

Ddebiutował - jeszcze w czasie nauki w Państwowej Szkole Dramatycznej w Krakowie - w październiku 1946 roku w "Żeglarzu" na deskach Starego Teatru. Sam wspomina: "O ile dobrze pamiętam, zadebiutowałem statystowaniem w jednej ze sztuk Jerzego Szaniawskiego".

Pierwszą rolę zagra w sztuce Stefana Flukowskiego "Odys u Feaków" wystawionej przez Józefa Karbowskiego w Starym Teatrze w 1947 roku. Gra Charysa. "Tygodnik Powszechny" napisze o spektaklu: "Woźniak jako Odys mówił tekst wybornie. Spośród jego otoczenia wyróżniał się znacznie Holoubek doskonałym swoistym i samorodnym komizem".

Choć trudno w to uwierzyć, widząc w nim późniejszego Gustawa-Konrada, na początku kariery w teatrach krakowskich grywał głównie niewielkie role komediowe.

"Wyglądałem dosyć komicznie, więc tak mnie typowali reżyserzy. Nie sądziłem jednak, żeby to była moja droga przyszłości" - wspomina.

Ostatni raz na krakowskiej scenie występuje w "Romansie z wodewilu" jako Franek, syn Floriana Gzymsika w historii o sporze klanu murarzy z Krowodrzy i radcostwa Kłaczków.

Krytyczka Elżbieta Baniewicz napisze o tym krakowskim okresie teatralnym: "Tuż po wojnie w Krakowie spotkało się dwóch młodych ludzi, którzy określili styl i format powojennego aktorstwa: Tadeusz Łomnicki i Gustaw Holoubek. O pierwszym z nich można było mówić: temperament w stanie wrzenia, o drugim: intelekt w stanie wrzenia".

W 1949 roku wyjeżdża do Katowic, a stamtąd do Warszawy.

Ponad pół wieku później Gustaw Holoubek ponownie stanie na deskach krakowskiego teatru - okazją będzie pięćdziesięciolecie jego pracy twórczej.

Film

"Wielcy aktorzy także grywają w filmie, ale osiągają sukces tylko wtedy, kiedy są dobrze obsadzeni, a nie dlatego, że są wielkimi aktorami" - mówił. I choć zawsze uważał się za aktora teatralnego, zagrał w ponad siedemdziesięciu filmach, zapisując się w historii X Muzy.

Filmowym debiutem Gustawa Holoubka była rola Feliksa Dzierżyńskiego w "Żołnierzu zwycięstwa" Wandy Jakubowskiej z 1953 roku, ale do historii kina przeszła jego kolejna rola w ekranizacji opowiadania Marka Hłaski "Pętla".

Plan filmowy pozwolił mu wrócić na chwilę do Krakowa. W 1961 roku Sylwester Chęciński kręci tu swoją debiutancką "Historię żółtej ciżemki", opowieść o terminującym u Wita Stwosza chłopcu i powstawaniu ołtarza. W roli rzeźbiarza obsadzony został Gustaw Holoubek. Rolę Wawrzka, chłopca, który chce uczyć się u wielkiego mistrza zawodu, zagrał Marek Kondrat. Po latach mówił: "Dziesięć lat miałem, kiedy poznałem Gucia na planie "Historii żółtej ciżemki", gdzie grałem jego ucznia, a on mojego mistrza - Wita Stwosza. I w takim właśnie stosunku pozostawaliśmy przez całe jego życie".

Cracovia

"Sport był dla Gustawa biżuterią, czymś, co zdobi życie" - mówił Waldemar Dąbrowski, były minister kultury, dyrektor Teatru Wielkiego - Opery Narodowej w Warszawie.

Przez całe życie Holoubek był wiernym kibicem Cracovii, choć swoim uczuciem obdarzał także inne dyscypliny i inne drużyny.

Z Cracovią zaczęło się chyba od samego urodzenia - na świat przyszedł przecież na Zwierzyńcu, w pobliżu stadionu. Jedno ze wspomnień Gustawa Holoubka z dzieciństwa: "Kopało się wszystko: kamienie na drodze, szmacianki zszywane ze starych szmat w jako tako foremne kule, zośkę, to jest kawałek metalu - najlepiej ołowiu - ubranego kunsztownie w sukienkę z włóczki".

Na gali stulecia klubu powie: "Cracovia była moim pierwszym nauczycielem. Pierwszą instancją edukacyjną. Właściwie mam takie dziwne wrażenie, że urodziłem sie na boisku Cracovii, a w każdym razie tam się wychowałem".

Gdy mówił o sporcie, wracał do krakowskiej gwary.

Konwicki wspomina w autobiograficznej powieści "Nowy Świat i okolice" m.in. jak podczas jakiegoś meczu piłkarskiego - tym razem kibicowali Legii - oburzony zachowaniem kibiców, Holoubek walnął głową jednego z nich o swe kolano. Chuligani wynieśli się ze słowami: "Chodźmy stąd, bo tu granda siedzi".

Z kolei Jerzy Pilch - również wielki kibic Cracovii - opowiadał Krzysztofowi Marcowi z "Rzeczpospolitej" jak to oglądali wspólnie z Holoubkiem mecz w strefie VIP-ów. Obaj zadowoleni, bo ich drużyna wygrywała. "Holoubek przez cały mecz w ogóle się nie odzywał , tylko raz ryknął: "A bramkarz jak ch... stoi!".

W pewnym momencie przestaje na żywo śledzić sportowe turnieje, ale jak wspomina jego syn Jan Holoubek: "w telewizji oglądał nawet zawody w rzucie lotkami. Nie lubił tylko kolarstwa, ale i tak je oglądał". Magdalena Zawadzka opowiada, jak podczas oglądania transmisji meczu tak poniosły go emocje, że wyrwał poręcz z fotela. A będąc dyrektorem teatru, potrafił przesunąć godzinę spektaklu, kiedy koliduje z transmisją ważnego meczu. "A jeżeli to było niemożliwe, zobowiązywał aktorów do informowania widowni o stanie meczu" - pisze w biografii "Gustaw. Opowieść o Holoubku" Zofia Turowska.

Podczas uroczystości 50-lecia pracy artystycznej, obchodzonej w Krakowie, dostaje tytuł "Krakowianina spoza Krakowa roku 1997". Mówi wówczas: "Jeśli ktoś zakosztował pobytu w Krakowie, kiedy się w nim urodził, to nie może nigdy z niego do końca odejść, chociaż czasem innym się wydaje, że to zrobił".

Anna Piątkowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.