Grzegorz Tabasz: Jeż. Lubi towarzystwo ludzi i mnoży się doskonale

Czytaj dalej
Grzegorz Tabasz

Grzegorz Tabasz: Jeż. Lubi towarzystwo ludzi i mnoży się doskonale

Grzegorz Tabasz

Z jeżami w ogrodzie to jest tak: są, są, znikają na kilka lat i wracają. Przez pięć lat z rzędu miałem własne ogrodowe jeże. Byłem bardzo zadowolony z ochrony moich grządek. Słuchałem wieczornego tuptania jeża w żywopłocie oraz wizyty pani jeżowej z przychówkiem pod schodami.

Częstowałem je karmą dla kota czy surowym mięsem, choć ręka świerzbiła mnie, by nalać im miseczkę mleka. Ponoć niezdrowe dla kolczastych stworów, ale strasznie im smakuje. Potem jeże zniknęły. Jak ręką odjął. Nie wiem, z jakiego powodu. Być może koncentracja pasożytów i chorób pod tarasem, gdzie mieszkały, była zbyt duża. Dwa lata temu wróciły na jeden sezon i znowu przepadły bez śladu, choć wieczorami nasłuchuję znajomego tuptania. W każdym razie stałem się prywatnym doradcą do spraw jeży dla znajomych.

***

W jednym z zaprzyjaźnionych ogrodów pomagałem ustawić domek dla jeża wypleciony z wikliny. Zwierzak wprowadził się dopiero po obsypaniu eleganckiego domku suchymi patykami i korą. Tudzież naprowadzeniu go na lokum przynętą z krwistej wątróbki. Niestety, potomstwa nie wyprowadził. Pewnie był to pan jeż.

Teraz mam akcję „Zima”, czyli eksperyment z zimowym mieszkaniem dla zwierzaka. Z kilku kawałków starych desek skleciliśmy rodzaj pudła z przegrodami. Wewnętrzne ściany tworzą wąski korytarz zagięty pod kątem prostym i sypialnię. Dzięki temu nie będzie żadnych przeciągów. Środek wymoszczony suchym sianem. Lekko wkopana w ziemię konstrukcja ma odwodnienie na wypadek deszczów. Jako ocieplenie i maskowanie zarazem służy stos patyków i liści. Przed wejściem miseczka z drobiową wątróbką. Znika co noc, więc jeż chyba jest w pobliżu. Namawiam znajomych na zainstalowanie prostej fotopułapki. Będzie wiadomo, kto korzysta z posiłku i co najważniejsze, czy jeż zamieszkał w norze.

***

Zimowisko dla jeża to dla mnie terra incognita. Nigdy nie eksperymentowałem z zimowymi ukryciami, ograniczając się jeno do kontaktów w ciepłej porze roku. Wieczorne spotkania z kolczastym ssakiem w kręgu światła. Czatowanie bez ruchu, gdy wyłapywał zwabione światłem owady. Powolne nabieranie do siebie zaufania i co tu kryć, próby oswojenia. Całkiem udane, gdyż po niespełna dwóch tygodniach przestał na mój widok zwijać się w kolczastą kulę i tylko dla pozoru stroszy kolce. I z cicha fukał. Potem bez większych ceregieli wyjadał karmę z miski dla kota. Ba, nawet popijał posiłek wodą z kociego poidła. Oj, użył sobie u mnie niejeden raz, użył.

Po którejś kolacji zaczął bezceremonialnie czekać na wycieraczce, a gdy poczęstunek nie był obfity, głośno fukał, okazując niezadowolenie. Prawdę mówiąc, widziałem w tych wizytach dobry interes. Bardzo przyziemny. Chciałbym, żeby został na stałe. Jeż w ogrodzie to skarb. Wytrzebi owady i wypłoszy myszy. Jeśli trzeba, nawet żmiję zagryzie. Jadowitej gadziny, póki co, nie posiadam, ale reszta tałatajstwa bywa, jak w każdym ogrodzie, w nadmiarze. Karmiłem go z lekka, gdyż syty pewnie przestanie polować. Gdy młode jeże zaczęły przychodzić na poczęstunek, chciałem ogłosić sukces. Niestety, zwierzaki przepadły bez śladu.

***

Jeż, jak rzadko który gatunek zwierząt, obrósł w legendy. Ma mieszkać w sadzie i jadać jabłka. Ilustracje jeża niosącego nabite na kolce czerwone jabłuszko są często powtarzanym motywem bajek dla dzieci. Ponoć pierwsze opowieści o jeżu z jabłkiem nabitym na kolce zawdzięczamy Pliniuszowi Starszemu, skądinąd poważnemu badaczowi przyrody. Co ciekawsze, wielu dorosłych święcie wierzy w jabłkową dietę. Prawda jest zupełnie inna. Jeże są częstymi mieszkańcami sadów. Końcem lata i początkiem jesieni chętnie zaglądają pod jabłonie, a nawet łażą pomiędzy opadłymi owocami. Gdyby nawet chciały, to odgryzienie kęsa najbardziej dojrzałego jabłuszka nie wchodzi w grę. To nie te zęby. Ostre niczym szpilki, nadają się do przebijania pancerzy owadów, chwytania dżdżownic czy kawałkowania innej mięsnej zdobyczy. Przewód pokarmowy mięsożercy nie strawiłby nawet najbardziej smakowitego kęsa jabłka. Za to gnijące owoce przyciągają owady i to jest prawdziwy cel spacerów po sadzie.

Nadgniłe, sfermentowane owoce na dodatek lekko oszałamiają konsumentów (ech, ten alkohol…), co sprawia, że są wyjątkowo łatwym łupem. Co do jabłek nabijanych na kolce, to spadający owoc, nawet gdyby jakimś cudem trafił w zwierzaka, to prędzej pogruchocze mu delikatne kości, niż nabije się na kolce. Jeże z jabłkami na grzbiecie występują jedynie w kreskówkach dla dzieci.

***

Wedle innych opowiadań ma być też odporny na jad żmii. To kolejna fikcja. Prawdziwą ochronę dają mu kolce i zwinne unikanie jadowych zębów podczas walki. Jeśli zostanie celnie trafiony w odsłonięty pyszczek, przegra starcie z kretesem. Seksualne życie jeży również otacza wiele dziwacznych opowieści. Z powodu kłującej zbroi mają uprawiać miłość stykając się brzuszkami. Zupełnie jak ludzie. Nic z tego. Jeśli samica zdecyduje się dopuścić admiratora, usłużnie składa kolczastą ochronę, co zwykle czyni po długich zalotach.

Reszta wygląda tak jak u innych ssaków. Zaś narodzinom młodych wcale nie towarzyszą przeraźliwe wrzaski samicy, gdyż noworodki, co prawda przychodzą na świat z kolcami, lecz te są miękkie i twardnieją dopiero po kilku dniach. I jeszcze coś: jeże nie są nieme. Do standardowych odgłosów należy głośne posapywanie. Fukanie w stanach irytacji. Tudzież warczenie i głośne wrzaski w stanie najwyższego zagrożenia.

***

Jeże należą do nielicznych zwierząt, które natura wyposażyła w kolczastą zbroję. Ostre kolce to nic innego jak zgrubiała wersja włosów. Dorosły jeż ma ich około pięciu tysięcy i w połączeniu ze specjalnym mięśniem rozciągniętym na grzbiecie od głowy do ogona tworzą znakomity system obronny. Centymetrowej długości ciernie potrafią skutecznie zniechęcić lisa czy psa. Zwinięty w kolczastą kulę i syczący gniewnie stwór, cierpliwie czeka, aż napastnik pokłuje pysk na tyle mocno, by w końcu dać mu święty spokój. Jak się zdaje, tylko borsuk może jeża pokonać swoimi długimi pazurami.

Strategia obronna oparta na kolczastej zbroi jest niestety obarczona problemami. W gęstwinie kolców żyją roje krwiopijców. Normalna obsada jednego zwierzaka liczy do dwóch setek kleszczy i pcheł. Jeśli dołączyć do tego mieszkające w jelitach robaki, to jeż jawi się jako jedna z najbardziej obciążonych przez pasożyty istot. Prowadzi życie na krawędzi. Każda choroba czy rana połączona z bagażem nieproszonych gości może go zabić.

Kolce i wypracowana przez miliony lat strategia obronna przegrywają w konfrontacji z samochodami. Jeże namiętnie włażą na asfalt w pogoni za dżdżownicami lub podczas jesiennych i wiosennych wędrówek. Na widok samochodu zwijają się w kolczastą kulę i… giną. Niemieckie statystyki mówią o średnio pięciu zwierzakach rozjechanych na każdym kilometrze podmiejskich dróg. W ciągu roku daje to setki tysięcy zabitych. Przy tak wysokich stratach fakt istnienia gatunku w otoczeniu człowieka zakrawa na cud.
Zoolodzy po latach badań podzielili europejskie jeże na dwa gatunki: wschodnioeuropejski o jasnym futerku na podbrzuszu i zachodnioeuropejski o ciemniejszej szacie, zaś małopolskie jeże należą do gatunku wschodnioeuropejskiego.

***

Jeż świetnie czuje się w otoczeniu ludzi. Nie jest specjalnie wymagający i mnoży się doskonale, jeśli zostawić mu zapuszczony, dziki zakątek ogrodu zarośnięty chwastami. Mile widziany stos luźno ułożonych kamieni i patyków. To sypialnia, gdzie jeże spędzają dzień. Jeśli w takim miejscu ułożyć pryzmę grubszych konarów, stertę niepotrzebnych patyków, to tylko patrzeć, jak pani jeżowa urodzi tam swoje młode. W zimie zapada w głęboką hibernację. To nastąpi lada tydzień, po kilku kolejnych nocach z przymrozkami. Serce będzie uderzać kilka razy na minutę, oddechy będą płytkie i niewyczuwalne. Zwierzak będzie z wolna spalał zapas nagromadzonego jesienią tłuszczu. Jest całkowicie bezbronny, stąd dla przetrwania warto wybudować dla niego zimowe ukrycie. Choćby takie, jak opisane na wstępie. Nie będzie musiał odbywać jesiennych wędrówek i uniknie spotkania z samochodami.

Jeże nie znoszą wypielęgnowanych do bólu ogrodów. Trawników, gdzie ani jedno źdźbło nie odchyli się o milimetr od pionu i poziomu. Idealnie wyplewionych grządek. Geometrycznie przyciętych żywopłotów. Także całej nowoczesnej chemii z pestycydami i herbicydami.

I zaręczam, że nie pożałujecie, gdy zamieszka w waszym ogrodzie na dłużej.

Grzegorz Tabasz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.