Felieton Tadeusza Płatka: Jak wciągałem mirabelki odkurzaczem

Czytaj dalej
Fot. Andrzej Banaś
Tadeusz Płatek

Felieton Tadeusza Płatka: Jak wciągałem mirabelki odkurzaczem

Tadeusz Płatek

Posadzenie w ogrodzie dwóch mirabel było nieprzemyślaną decyzją. Ale przecież to, co się stanie za lat, powiedzmy, piętnaście, nikogo w momencie sadzenia nie obchodzi. Tak jest ze wszystkim, nie tylko w ogrodach.

Wyobrażałem sobie mirabelę jako urocze drzewko, rodzące śliczne owocki, z których można zrobić kompot, nalewkę. Tyle tylko, że owoców co roku tysiące i nie tylko cysternę kompotu, ale również boisko kwaśnego ciasta pokrytego żółtym powidłem można by z nich uczynić. Należałoby wszelako zbierać je regularnie, co jest ponadupierdliwe, lub wymyślić jakiś złoty sposób, bo dotychczas, od lat, każdą wczesną jesienią gniją, wrastają w trawę, osy przyciągają. Przypominają, że wszystko na końcu słodowo zaśmierdnie.

Tym złotym sposobem, myślałem, mogłaby być na przykład zielona, śródziemnomorska siatka, rozłożona pod drzewami na ziemi tak, jak to Grecy robią w gajach oliwnych. I gdyby już wszystkie owoce na siatkę spadły, można by je łatwo zebrać, nie pozostawiając na trawie nic, poza samą trawą.

Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów

  • dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
  • codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
  • artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
  • co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.
Kup dostęp
Masz już konto? Zaloguj się
Tadeusz Płatek

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.