Felieton naczelnego. Pomoc Ukrainie powinna nas łączyć

Czytaj dalej
Fot. Aneta Zurek / Polska Press Gazeta Krakowska
Arkadiusz Rogowski

Felieton naczelnego. Pomoc Ukrainie powinna nas łączyć

Arkadiusz Rogowski

Poświąteczny wtorek, około godziny 13. Odbieram telefon z nieznanego numeru. Rozmówca nie przedstawia się, tylko od razu przystępuje do ataku. Powodem ku temu, jak się okazuje, jest artykuł, który tego samego dnia ukazał się na portalu nowiny24.pl, na temat… Ukraińców zarejestrowanych w powiatowych urzędach pracy.

- Wy robicie tu jakąś Ukrainę! Tych artykułów, tego wszystkiego jest tyle, że ja już nie wiem, czy jestem w Polsce, czy na Ukrainie! - strzela w tempie kałasznikowa mój rozmówca, któremu przeszkadzają również tłumaczenia na język ukraiński na stronach internetowych banków czy państwowych instytucji. Określa to mianem „paranoi”.

- Czy pan nie rozumie, że w tej chwili na skutek wojny przebywa w Polsce kilka milionów Ukraińców i chodzi o to, żeby im jak najwięcej pomagać? - pytam i jak zawsze łudzę się, że po drugiej stronie jest osoba nastawiona na dialog i dyskusję.

- To może zacznijmy od Wołynia. Piszcie o tym więcej. Ale wy chyba chcecie powtórki, drugiego Wołynia - pada odpowiedź, po której już wiem, że ta rozmowa nie będzie łatwa. Mimo to próbuję…

- Czy gdyby Polska znalazła się w takiej sytuacji jak Ukraina, to oczekiwałby pan pomocy ze strony naszych sąsiadów i innych krajów?

- Nieeeee, no trzeba pomagać, ale nie róbcie już wszystkiego pod Ukraińców. Oni by nas mieli w d****! - słyszę w słuchawce kolejny „argument”, a na myśl przychodzą mi wypowiedzi pewnego posła, który w 2019 roku kandydował na prezydenta Gdańska, a 2 lata później na prezydenta Rzeszowa.

- Czyli co mamy robić jako Polacy? Co pan proponuje? - dopytuję.

- Nic nie proponuję - odpowiada mój rozmówca, wyraźnie zaskoczony pytaniem o pomysły na lepsze jutro.

***

Najbardziej zdumiewający jest ten brak empatii wobec losu naszych wschodnich sąsiadów. Bo czy naprawdę tak trudno jest zrozumieć, że dzięki naszej szeroko zakrojonej pomocy uchodźcom, ukraińskich żołnierzy nie paraliżuje strach przed losami ich rodzin? Czy naprawdę tak trudno jest zrozumieć, że zdecydowana większość uchodźców to kobiety i dzieci, które są w naszym kraju po raz pierwszy, nie znają naszego języka i po prostu potrzebują pomocy? Czy naprawdę są jeszcze ludzie, do których nie przemawiają obrazy zburzonych miast, masowych grobów i milionów uciekających przed rosyjskimi rakietami? Co jeszcze musi się wydarzyć, żeby ta antyukraińska, czyli de facto prorosyjska propaganda została całkowicie odrzucona przez takich ludzi jak mój rozmówca?

Odnoszę wrażenie, że im więcej czasu upływa od 24 lutego 2021 roku, tym bardziej ta arcyważna dla przyszłości wszystkich Polaków kwestia skutecznej pomocy Ukrainie próbuje być wykorzystywana politycznie. Jedni próbują zbić kapitał na straszeniu „ukrainizacją” Polski, a nawet „drugim Wołyniem”, drudzy próbują przekonywać, że tylko oni pomagają uchodźcom. A efekt jest taki, że to, co powinno nas łączyć, powoli zaczyna nas dzielić. Potwierdzają to niestety badania opinii publicznej. Z ostatniego sondażu Social Changes na temat stosunku Polaków do uchodźców wynika, że 40 proc. respondentów ocenia go jako „pozytywny”, 20 proc. jako „negatywny”, zaś 40 proc. jako „obojętny”. Dla porównania, w kwietniowym sondażu CBOS odpowiedzi „pozytywnie” udzieliło aż 82 proc. badanych, „obojętnie” 11 proc., zaś tylko 2 proc. „negatywnie”. A przecież wojna na Ukrainie cały czas trwa.

Arkadiusz Rogowski

Komentarze

2
Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

syuv

O pomocy uchodźcom z Ukrainy wypowiedział się Listkiewicz. Podzielił się doświadczeniem z apteki, gdy polscy emeryci nie mieli pieniędzy na wykup leków.

„Jestem całym sercem za pomaganiem Ukrainie. Ale darmowe leki za 500 zł (często są to kosmetyki lub paraleki) to przesada. Biednych polskich emerytów często nie stać na leki za 100 zł, widziałem w aptece. A info z oficjalnej strony państwowej instytucji, nie jestem ruską onucą” – napisał Listkiewicz.

„Goście z Ukrainy kupują w aptekach kosmetyki np. a nie leki pierwszej potrzeby. Sam widziałem, nie zmyślam. W okienku obok staruszka zrezygnowała z wykupu całej recepty, bo skończyły się jej pieniądze, musi czekać do kolejnej skromnej emerytury” – dopisał w komentarzu.

Rzeczywiście każdy uchodźca z Ukrainy może liczyć na kod o wartości 500 złotych do wykorzystania we wskazanych aptekach. Warto jednak podkreślić, że ten akurat program finansuje prywatna organizacja Direct Relief.

„Ok, ale należy o tym mówić, by uspokoić nastroje. No i kontrolować by kupowano leki a nie kosmetyki” – podkreślił Listkiewicz.

syuv

Kto chce — niech tam sobie „pomaga” ile wlezie, jak nie ma ważniejszych spraw do załatwienia. Z własnego niech pomaga.
Państwo polskie nie powinno być do tego angażowane, tym bardziej w drodze pozakonstytucyjnej, jak to się odbywa obecnie, czyli po prostu w drodze łamania prawa. I to na wielką skalę.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.