Eurostandard i protest lekarzy. Na Wschodzie każde słowo z przedrostkiem „euro” oznacza coś lepszego od standardu

Czytaj dalej
Paweł Kowal

Eurostandard i protest lekarzy. Na Wschodzie każde słowo z przedrostkiem „euro” oznacza coś lepszego od standardu

Paweł Kowal

Sens protestu lekarzy nie polega na tym, że zarabiają mało - minister Konstanty Radziwiłł ma rację, mówiąc, że kilka tysięcy złotych to jednak w Polsce nie jest nic.

Istota sprawy polega na tym, że z analogicznym wykształceniem, doświadczeniem i przedsiębiorczością w innych państwach Unii zarobiliby lepiej, musieliby wypełniać mniej kwitków - ich uzupełnianie w wielu systemach należy do współpracowników lekarzy po to, by doktor miał więcej czasu i mógł więcej uwagi poświęcić pacjentom.

Podobny mechanizm przyniósł nam po latach 500+. Nie chodzi o to konkretne świadczenie - ono mogło oczywiście przybrać inną formę. Ludzie jednak widzieli, że w większości państw Unii, a także bogatych państwach spoza Unii, obowiązuje zasada, że z budżetu państwa premiuje się rodziny, które mają więcej dzieci, bo to jest potencjalnie korzystne dla całego społeczeństwa.

Mechanizm był zatem analogiczny: Polacy podróżowali, czuli się częścią Unii, częścią Zachodu i zadawali sobie pytanie: „dlaczego my nie mamy tego samego?”. W końcu zgłosili się do swego państwa po podobne świadczenia. Z czasem odpowiedzi typu: „bo jednak jesteśmy biedniejsi” przestały funkcjonować. Obywatele zauważyli, że państwo polskie stać na coraz więcej.

Na Wschodzie każde słowo z przedrostkiem „euro” oznacza coś lepszego od standardu. Powiedzmy, „euroremont” jest w jednej i tej samej firmie lepszy od remontu i oczywiście droższy.

Protest lekarzy odpowiada po części na pytanie, dlaczego nastroje proeuropejskie w Polsce wciąż są bardzo silne, a ludzie pomimo ostrej krytyki Unii Europejskiej, która pojawia się w oficjalnych mediach, jednak odpowiadają Unii „tak”. Unia Europejska jest dla zwykłego obywatela nie tylko dostarczycielem środków na budowę infrastruktury czy prowadzenie firmy - te pieniądze pochodzą zresztą częściowo także z polskiego budżetu.

Unia - wspólnota zachodnich państw w Europie - jest też, i może to jest najważniejsze, nośnikiem standardu - trochę jak prawo magdeburskie w średniowieczu. Rozwiązania prawne, pewne normy zachowań związane z bezpieczeństwem obywatela, a do nich należy długość czasu pracy lekarzy, przychodzą z Zachodu.

Szczerze mówiąc, zbyt często są to rozwiązania nadmiernie socjalne, bo zachodnich sąsiadów stać na nie w dużo większym stopniu, ale od nich nie uciekniemy. Właśnie takie sytuacje jak chęć lekarzy, by byli traktowani jak francuscy czy niemieccy, więcej robi dla prounijnych nastrojów w Polsce niż idealistyczne opowieści euroentuzjastów, a być może także więcej niż unijne pieniądze, których zawsze może być mniej.

Paweł Kowal

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.