Epidemia zaburzeń, które rozkładają służbę zdrowia na łopatki. Pacjent cierpi, lekarz nie potrafi pomóc

Czytaj dalej
Fot. Mikołaj Woźniak
Maria Mazurek

Epidemia zaburzeń, które rozkładają służbę zdrowia na łopatki. Pacjent cierpi, lekarz nie potrafi pomóc

Maria Mazurek

Kilka milionów Polaków cierpi na zaburzenia psychosomatyczne - czyli takie, które mają podłoże w psychice, ale manifestują się dolegliwościami ciała. Latami chodzą po lekarzach, przechodzą drogie badania, a nikt nie potrafi znaleźć źródła ich cierpienia.

Kolejka pacjentów w przychodni zdrowia. Statystycznie co trzeci pacjent z tej kolejki przyszedł do lekarza z dolegliwościami na tle psychicznym. Taki pacjent może cierpieć na zawroty głowy, kołatanie serce, bóle różnych części ciała i inne dolegliwości. I nawet nie zdawać sobie sprawy, że źródło jego cierpienia leży w psychice.

Tę (zaskakująco dużą, bo o skali tego problemu się prawie nie mówi i nie pisze) liczbę potwierdza wojewódzki konsultant psychiatrii w Krakowie, dr Łukasz Cichocki. Jest to liczba szacunkowa - też dlatego, że NFZ nie wymaga od lekarzy pierwszego kontaktu sprawozdania, z czym przychodzą do nich pacjenci.

Tymczasem te rzesze pacjentów, którzy w istocie wymagają wsparcia psychologów lub psychiatrów, a nie lekarzy „od ciała”, generują wielkie kolejki i ogromne koszty. Gdyby nie one, kondycja służby zdrowia byłaby o niebo lepsza.

Weźmy pacjenta, który skarży się na zawroty głowy, uczucie gorąca, mrowienie.

Trafia do lekarza pierwszego kontaktu. Ten odsyła go do neurologa. Neurolog zleca, finansowane z kieszeni podatnika, badania: tomografię głowy (ok. 400 zł), rezonans (ok. 450 zł), EEG (ok. 100 zł), kontrolę przepływu krwi (ok. 120 zł).

W badaniach nic niepokojącego nie wychodzi, a dolegliwości nie ustają, przeciwnie - nasilają się. W konsekwencji pacjent chodzi od lekarza do lekarza, z silnymi objawami może trafić również na SOR, ale nikt nie wpadnie na to, żeby skonsultować go z psychiatrą.

Czy nie można tego zmienić?

Dr Łukasz Cichocki przyznaje, że to bardzo potrzebne. Tyle że - nie tak łatwe.

- Są dwie trudności. Jedna tkwi w głowach lekarzy, którzy są skoncentrowani na dolegliwościach ciała. Tak byli uczeni. Jeśli już wysyłają kogoś do psychiatry, to dlatego, że wyczerpali już wszystkie inne możliwości. Druga sprawa to tabu, jakie istnieje wokół psychiatrii. Pacjent wysyłany do psychiatry często stwierdza „chcą ze mnie zrobić wariata”. Niestety, system na razie nie znajduje dobrego rozwiązania tego problemu - mówi dr Cichocki.

Jednak czym większa świadomość społeczna tego problemu, tym skuteczniej możemy z nim walczyć.

Czytaj więcej:

  • Czy można umrzeć na serce, choć zaczęło się od głowy?
  • Czy jesteśmy w stanie pomóc sami sobie?

Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów

  • dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
  • codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
  • artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
  • co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.
Kup dostęp
Masz już konto? Zaloguj się
Maria Mazurek

Jestem dziennikarzem i redaktorem Gazety Krakowskiej; odpowiadam za piątkowe, magazynowe wydanie Gazety Krakowskiej. Moją ulubioną formą jest wywiad, a tematyką: nauka, medycyna, życie społeczne. Jestem współautorką siedmiu książek, w tym czterech napisanych wspólnie z neurobiologiem, prof. Jerzym Vetulanim (m.in. "Neuroertyka" i "Sen Alicji"), kolejne powstały z informatykiem, prof. Ryszardem Tadeusiewiczem i psychiatrą, prof. Dominiką Dudek. Moją pasją jest łucznictwo konne, jestem właścicielką najfajniejszego konia na świecie.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.