Egzaminy semestralne i piekło szkolnej audycji
Pamiętam z dzieciństwa szkołę muzyczną, egzaminy semestralne. Były w osobnej salce, nie pamiętam w każdym razie, żeby tam się cokolwiek poza egzaminami odbywało. Pokój z boazerią, pachnący strachem, zielone sukno, komisja.
Audycje, z kolei, to były małe koncerty dla rodziców, żeby się dzieci ze sceną otrzaskały. Siedzieliśmy rzędem, pod ścianą, czekając na swoją kolej, z nadzieją, że to się szybko skończy. Nie zdawałem sobie jednak sprawy, że taka audycja musi być również traumatycznym przeżyciem dla przeciętnie muzykalnego rodzica. Aż do teraz.
Musicie wiedzieć, że od dziesiątków lat, w szkołach muzycznych gra się te same utwory, tych samych kompozytorów. Beethovena, Mozarta Wieniawskiego - każdy zna, ale Viotti, Komarowski, Krejci, Dancla? Słyszał kto takie nazwiska? Bottesini - Paganini kontrabasu? A to oni właśnie niepodzielnie panują w ciasnych pokojach szkół muzycznych, wyposażonych zwykle w lakierowane biurko, zielony dywan, pulpit i drukowane w sekretariatach dyplomy uznania.
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.