Są ludzie, którzy zmieniają miasta i tacy, którzy nie ruszają się na dłużej z jednego. Ja to ten drugi przypadek. Nie jestem „towarem eksportowym”, nawet na krajowy rynek wewnętrzny nie jestem. Dla mnie Lubuskie to Zielona Góra, którą kocham i uwielbiam.
Gdy raz wyjechałam pomieszkać w Niemczech, najpierw wracałam do mojego miasta na weekend. Potem wyjeżdżałam w poniedziałek i przyjeżdżałam w czwartek, a dzwoniłam codziennie.
A potem przyszły rachunki za połączenia telefoniczne... I już było wiadomo, że na eksport się nie nadaję, bo to za kosztowny interes.
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.