- Nie dotrzymali dżentelmeńskiej umowy w sprawie wyborów do Senatu - mówi nam jeden z polityków Platformy. Działacze MN przekonują, że żadne ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły.
Platforma Obywatelska i Mniejszość Niemiecka to koalicjanci w sejmiku województwa opolskiego. Dobrą współpracę chcieli rozszerzyć na wybory do Senatu w dwóch strategicznych okręgach: nr 52 i 53. Pierwszy obejmuje Opole, a drugi wschodnią część Opolszczyzny.
W tym ostatnim wspólnym kandydatem Koalicji Obywatelskiej (w której główne decyzje podejmuje PO) został Roman Kolek z mniejszości, obecny wicemarszałek województwa. Koalicja nie tylko wycofała swoją faworytkę do Senatu (miała nią być Brygida Kolenda-Łabuś), ale nawet zgodziła się, by wspólny kandydat wystartował z list mniejszości.
W zamian Niemcy mieli zadeklarować, że odpuszczą mandat w okręgu opolskim i poprą kandydata koalicji, a w praktyce Platformy. - To była umowa słowna. Obie strony miały na tym zyskać. Koalicja ma pewny mandat w Opolu, a Niemcy na wschodzie Opolszczyzny - mówi nam jeden z polityków PO. - Kiedy my odpuściliśmy kandydata, Niemcy postanowili jednak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i wystawić swojego człowieka także w Opolu.
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.