Dramaty millenialsa: Została tylko kasa

Czytaj dalej
Aleksandra Suława

Dramaty millenialsa: Została tylko kasa

Aleksandra Suława

Hojność obietnic wyborczych tyle oszałamia, co nuży. Według padających deklaracji mamy dostać dużo, ale jednorodnie. Zniknęły - mające przekonać nas w poprzednich kampaniach - atrakcje w rodzaju: cyfryzacji, gładkich dróg, urzędów z miłymi urzędnikami, gospodarczych innowacji i nowoczesnych szkół . Została tylko - albo prawie tylko - czysta kasa.

I ja to doskonale rozumiem. Ostatnie lata nauczyły nas, że wyborca to człowiek rozsądny i, jak na rozsądnego człowieka przystało, chce konkretów: ile, za co i kiedy przyjdzie pierwszy przelew. Jeśli on daje politykowi głos, to chciałby wiedzieć, co dostanie w zamian. Dlaczego jednak w tym hojnym rozdawnictwie mielibyśmy ograniczać się wyłącznie do czystej gotóweczki? Przecież w Polsce nie brakuje publicznych dóbr, które można by przekazać w prywatne ręce.

Na pierwszy ogień mogłyby iść dzieła sztuki. Proszę sobie wyobrazić program „Rodzina Obraz Plus”, w ramach którego każda para posiadająca akt ślubu dostawałby obrazy w ilości wprost proporcjonalnej do liczby dzieci . Do salonu oczywiście coś z Kossaka albo Michałowskiego, do gabinetu sympatyczny kapista, do pokoju dziecięcego obowiązkowo Wojtkiewicz, a do sypialni może (hihi) Podkowiński? Niech sami państwo pomyślą: po co ma się to marnować w muzealnych magazynach, jeśli może stać się ozdobą polskich domów. A ileż by było radości! Kto nie wierzy, niech przypomni sobie entuzjastyczne głosy w rodzaju: „Wreszcie moja/wreszcie nasza”, które rozległy się po zakupie przez ministerstwo kolekcji Czartoryskich. Że obrazów braknie? Wtedy program płynnie ewo-luuje w rozdawnictwo zalegających w magazynach białych kruków oraz taśm niszczejących w studiach filmowych typu TOR i Kadr.

Nie samą sztuką żyje człowiek. Ci, którzy od patrzenia na obrazy wolą kontakt z naturą, mogliby otrzymać na własność atrakcje w rodzaju: kolejki na Gubałówkę, krzyża z Giewontu, jezior mazurskich na sztuki albo sopockiego molo na deski - wszystko w ramach programu np. Pejzaż Plus. Co bardziej przedsiębiorczym obywatelom można by sprezentować np. oddziały szpitalne, odcinki linii kolejowych albo pojedyncze okienka w urzędach - skoro tak często powtarzają, że „trzeba zrobić z tym porządek”, pozwólmy im się wykazać.

Że się nie da? Że krótkowzrocznie i populistycznie? Że publiczne z definicji oznacza należące do wszystkich? Naprawdę nie udawajmy, że ktoś przejmuje się takimi detalami.

Aleksandra Suława

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.