Aleksandra Suława

Dramaty millenialsa: Bez człowieka bardzo proszę

Dramaty millenialsa: Bez człowieka bardzo proszę
Aleksandra Suława

Wizja zastąpienia człowieka przez maszyny bywa kusząca.

Z daleka? - Z Wrocławia. - I jak Wrocław? - Ładny, bez zmian - Byłem kiedyś we Wrocławiu. - Hmm, naprawdę? - Z kolegą! - Hmm, to fajnie. - Na rynku byliśmy - Hmm, to miło - przytakuję cicho, a w mojej głowie rozlega się wrzask: święty Jezu weź mnie stąd…

Moją niechęć do rozmów w taksówce przebija chyba tylko niechęć do rozmów w fotelu fryzjera i w kolejce do lekarza. Nie chodzi tu o antypatię wobec bliźniego, ale raczej antytalent do prowadzenia rozmów o niczym. Konwersacje zwane small talkami idą mi na tyle kiepsko, że jestem w stanie powiedzieć „tak jest”, „dokładnie” i „cóż zrobić” w odpowiedzi na największe światopoglądowe kocopoły wygłaszane przez interlokutora. Byle tylko nie wdawać się w dyskusję.

Pewnej nadziei na wyjście z tego fatycznego impasu upatruję w technice. Po ulicach Phoenix w Arizonie kilka lat temu zaczęły krążyć zautomatyzowane taksówki. Z podobnych usług można skorzystać też w mieście Masdar na półwyspie Arabskim. Taxi to nie jedyna usługa z opcją „bez człowieka”. Mieszkańcom Houston w stanie Teksas pizzę dostarcza auto bez kuriera (całkiem jak w serialu „Black Mirror”). Takie rzeczy tylko na Zachodzie? Gdzie tam. W pięknym kraju nad Wisłą też odbieramy listy bez listonoszy, kasujemy zakupy bez kasjerek, kupujemy bilety bez bileterek, numery w telefonie wybiera nam automatyczna asystentka, a problemy techniczne rozwiązujemy czatując z botem (choć akurat rozmowy z tym ostatnim uciążliwością dorównują konwersacjom z taksówkarzami).

Wizja wybawienia od small talków ręką postępu wydaje się więc całkiem realna. Jej blask przyćmiewa jedynie pamięć o kadrach z apokaliptycznych filmów wszelkiej maści, w których ludzie zmieniają się w pozbawione więzi społecznych zombie. Cień rośnie, gdy weźmie się pod uwagę słowa psychologów, twierdzących, że zamknięcie w informacyjno-komunikacyjnej bańce to prosta droga do otępienia, nerwicy i innych emocjonalnych nieprzyjemności. To też uwiąd mózgu, który nie znajduje pretekstu do odnajdywania się w nowej sytuacji i wykonywania coraz to ciekawszych jezykowo-emocjonalnych wygibasów. Może więc warto - póki jeszcze można - small talk potraktować po prostu jako rodzaj językowego sudoku.

Aleksandra Suława

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.