Dawid Ogrodnik. Aktorstwo jest dla niego działaniem wbrew swej naturze

Czytaj dalej
Fot. Sylwia Dąbrowa
Paweł Gzyl

Dawid Ogrodnik. Aktorstwo jest dla niego działaniem wbrew swej naturze

Paweł Gzyl

Potrafi się zmienić dla roli nie do poznania. Dlatego prawie każda jego kreacja jest poruszająca. Płaci jednak za to wysoką cenę - od kilku lat jest pod stałą opieką psychoterapeuty. Rozpadło się też jego małżeństwo z koleżanką po fachu - Martą Nieradkiewicz.

Postrzegamy go jako speca od skomplikowanych psychologicznie ról. Takie były jego występy w „Chce się żyć”, „Ostatniej rodzinie” czy „Johnny’m”. Teraz do tej galerii niezwykłych postaci dołączy nowa – główny bohater filmu „Jedna dusza”, który właśnie trafił na ekrany naszych kin. Górnik Alojz nadużywa alkoholu i terroryzuje swoją rodzinę do czasu aż wypadek w kopalni odmieni jego losy. Nic dziwnego, że biorąc takie role, Dawid Ogrodnik od dłuższego czasu pozostaje pod opieką psychologa.

- W zawodzie aktora działamy wbrew naszej naturze. Nasz organizm i nasza psychika przecież będzie stawiała bezsprzeczny opór. Mówimy jej, wręcz żądamy, bo nam właśnie za to płacą: „Teraz odczuwaj ból, teraz odczuwaj lęk, gniew, złość!”. Nasza psychika tego nie chce. Musimy ją nauczyć i przyzwyczaić do tego. I tak przez dwanaście godzin dziennie przez średnio trzydzieści dni, by widz potem usiadł wygodnie w fotelu i powiedział: „Ale on to fajnie zagrał!” - mówi w „Więzi”.

Jak rodzi się przemoc

Wychowywał się w rodzinie o muzycznych tradycjach. Ponieważ jego dziadek grał na klarnecie, rodzice uznali, że będzie się uczył grać na tym instrumencie. Starsza siostra zasiadała codziennie przy fortepianie, a młodsza sięgała po skrzypce. Dawid lubił lekcje gry, ale irytowały go inne zajęcia w szkole muzycznej. Ojciec trzymał jednak rodzinę żelazną ręką – i nie raz sięgał po pas, aby wymusić na synu posłuszeństwo.

- Gdyby nie to, że ojciec stawiał przede mną wymagania, że rozbudzał we mnie nadzieje, że pilnował mojego wykształcenia, nie byłbym tym, kim jestem. Ojciec wyraził się jasno – skoro zacząłeś grać na instrumencie i lubisz to, musisz doprowadzić sprawę do końca. Dla ojca ogromną wartością jest konsekwencja. Uważa, że jeśli nie umiesz dojść do końca, musisz się do tego przyznać i umieć zrezygnować – wspomina w magazynie „Esquire”.

Rodzice zdecydowali, że po skończeniu podstawówki Dawid pojedzie do Poznania, by kontynuować naukę w gimnazjum i w liceum muzycznym. Tak też się stało i młody chłopak zamieszkał w przyszkolnej bursie. Tam zetknął się z „przeciągiem” – odpowiednikiem wojskowej „fali”, polegającym na tym, że starsi uczniowie gnębią młodszych.

- Przeszliśmy tam niezłą szkołę. U nas też było się kotem, oberkotem, a dopiero po przejściu wszystkich upokorzeń można było kocić i cieszyć się przywilejami wyższego stanowiska. Widziałem, jak w ludziach rodzi się przemoc. Jak sami sobie nadają prawo do robienia rzeczy złych. Przewaga, która jest uzurpacją, jest bardzo okrutna. Nagle widzisz, jak ze zwykłego gościa wyrasta bestia. Bo zaczyna mu się wydawać, że ma prawo mieć w rękach drugiego człowieka – opowiada w „Esquire”.

Badanie kondycji człowieka

Mimo, że udało się wywalczyć dla Dawida indywidualny tok nauczania, chłopak nie potrafił poświęcić się nauce gry na klarnecie. Całe szczęście w liceum nowa polonistka dostrzegła w nim aktorski talent. Zaprosiła go do udziału w przedstawieniach szkolnego teatru i tam nastolatek rozsmakował się w występach na scenie. Dlatego po maturze zdecydował się zdawać do szkoły teatralnej. Niestety – nie udało się.

Rodzice uznali, że skoro Dawid jest pełnoletni, sam powinien zarobić na swoje utrzymanie. Cóż było robić: chłopak namówił kuzyna na wspólny kredyt i niebawem obaj wystartowali z agencją artystyczną. Kiedy po kilku miesiącach działalności zbankrutowali, Dawid musiał się imać dorywczych zajęć. Był akwizytorem, reklamował piwo, a nawet pracował w rzeźni. W końcu zaliczył kurs aktorski pod Wawelem i dzięki temu zdobył indeks krakowskiej uczelni.

- W szkole bardzo się nawzajem inspirowaliśmy, poszukiwaliśmy metod dotarcia do prawdy o emocjach ludzkich i technikach ich uzyskiwania. Sami dla siebie byliśmy wykładowcami i studentami, próbowaliśmy różnych metod, na przykład medytacji, nasze studia to było permanentne badanie kondycji człowieka. Nakręcał to Mateusz Kościukiewicz, ale szliśmy za nim wszyscy zainteresowani – wyznaje w „Elle”.

Również na studiach Dawid miał problemy z subordynacją. Nie potrafił się przekonać do niektórych zajęć i buntował się wobec wykładowców. Po latach wyznał, że doświadczył w Krakowie psychicznego mobbingu. Nic dziwnego, że o mały włos nie wyleciał z uczelni. Uratował go atak wyrostka robaczkowego, dzięki któremu mógł zdawać egzamin z tańca w późniejszym terminie. Po studiach wyjechał od razu do stolicy, gdzie znalazł angaż w teatrze TR Warszawa.

Pod opieką psychologa

To właśnie na scenie dostrzegł młodego aktora reżyser Leszek Dawid i zaproponował mu występ w swoim filmie „Jesteś bogiem”. Rola śląskiego rapera Rahima otworzyła przed nim wrota do kariery. Wkrótce po tym zachwycił wszystkich wcieleniem się w postać niepełnosprawnego chłopaka w „Chce się żyć”. Z kolei zagranie Tomka Beksińskiego w „Ostatniej rodzinie” podzieliło krytyków: jedni uznali ten występ za jego najlepszą kreację, a inni stwierdzili, że tym razem zagrał nazbyt histerycznie.

- Od czasu „Chce się żyć” jestem pod kontrolą psychologa. Sprawniej mi to idzie. Wiem o sobie więcej. Zdaję sobie sprawę, że pewne zachowania nie należą do mnie, tylko do postaci. Nie odczuwam ich konsekwencji. Chociaż czasami łapię się na tym, że słuchając w radiu jakiejś piosenki, robię ten sam gest co Tomek. Rozumiem, że tak może być. Nie budzi to we mnie niepokoju. Raczej sentyment – śmieje się w „Polityce”.

Nowy rozdział w karierze Dawida otworzył się wraz z jego występem w komedii muzycznej „Disco-Polo”. Od tamtej pory aktor co jakiś czas pojawia się w lżejszych rolach – i trzeba przyznać, że również w nich świetnie się sprawdza. Hitem okazał się film „Najmro. Kocha, kradnie, szanuje”, w którym brawurowo zagrał peerelowskiego Robin Hooda – Zdzisława Najmrodzkiego. Krytyka pochwaliła go jednak bardziej za wcielenie się w księdza Kaczkowskiego w poruszającym „Johnny’m”.

W międzyczasie aktor próbował ułożyć sobie życie prywatne i związał się z koleżanką po fachu – Martą Nieradkiewicz. Owocem tej relacji jest pięcioletnia dziś córeczka Jaśmina. Kilka miesięcy temu Dawid zaczął się jednak publicznie pokazywać z nową partnerką. Jest nią psychoterapeutka Paulina Bernatek, którą poznał na planie „Johnny’ego”. Para otworzyła w Warszawie ośrodek rozwoju osobistego. Ona prowadzi terapię osób dorosłych, a on – zajęcia z aktorstwa.

Paweł Gzyl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.