Barbara Szczepuła

Człowiek pod gruzami zawalonego domu. "Ludzi trzeba się dziś bać, nie dzików"

Dariusz Kobzdej (w ciemnych okularach) z narzeczoną i przyjaciółmi Dariusz Kobzdej (w ciemnych okularach) z narzeczoną i przyjaciółmi
Barbara Szczepuła

Brną nocą przez las, mylą drogę, krążą, z krzaków wypada stado dzików, przestraszona Danka chwyta Darka za rękaw. - Ludzi trzeba się dziś bać, nie dzików - uspokaja ją.

Ksiądz Cyrklaff przyjechał do Gołębiewka tuż przed godziną milicyjną. Zapytał Reginę i Edmunda Langmesserów, czy nie przyjęliby mężczyzny, który musi się ukrywać. To były pierwsze miesiące stanu wojennego, „Solidarność” rozbita, działacze aresztowani i internowani, tysiące ludzi wyrzuconych z pracy, masakra w kopalni Wujek, dziewięciu górników zabitych, dwudziestu trzech rannych, ludzie przestraszeni, kryjący się w domach. Zomowcy pilnują ładu i porządku na zaśnieżonych ulicach i drogach, także na kociewskiej szosie biegnącej z Gdańska do Starogardu, która przechodzi przez Gołębiewko.

Losy Dariusza Kobzdeja, lekarza i działacza opozycji demokratycznej opisuje Barbara Szczepuła.

Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów

  • dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
  • codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
  • artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
  • co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.
Kup dostęp
Masz już konto? Zaloguj się
Barbara Szczepuła

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.