Codzienny pokarm pachnący na ulicy

Czytaj dalej
Fot. Archiwum
Andrzej Kozioł

Codzienny pokarm pachnący na ulicy

Andrzej Kozioł

Kulinaria. Wśród fundamentalnych, najprostszych zapachów szczególnie miła, wręcz cudowna, jest woń świeżego chleba. Kiedy w głupich czasach młodości wracało się nad ranem do domu, aromat buchający z piekarni drażnił, budził apetyt na najprostszy z posiłków - kromkę chleba posmarowaną masłem. Prawdziwym, osełkowym, składającym się tylko z masła.

I od razu pojawia się kromka, a jak kromka, to i bochen wielki, krojony długim nożem, w specyficzny sposób, bo nie położony na stole, ale oparty o pierś. A wcześniej bochenek należało przeżegnać. Jeszcze wtedy nikt nie sprzedawał krojonego chleba, chociaż Amerykanie na ten pomysł wpadli dawno, w 1925 roku.

Kromka kromce nie była równa. Tadeusz Socha, autor autobiograficznych krakowskich wspomnień pod tytułem „W kręgu naftowej lampy” pisał o pierwszym dniu w szkole. Równie ważne jak mundurek - podobny do cesarsko-królewskiego, oficerskiego z „ciakiem”! - elementarz i piórnik było śniadanie - kromki chleba ze smalcem lub powidłami. Kromki musiały być grube, takie jak wyciągane przez robotników podczas przerwy w pracy. Godne prawdziwego mężczyzny.

I wspominał też Socha przywoływany na początku chlebowy zapach unoszący się w targowe dni nad Rynkiem. W ten sposób prawdopodobnie, a nawet najpewniej, pachniał najsłynniejszy krakowski chleb, prądnicki, przez lud zwany promnickim. Chleb-legenda, chleb godny królów i nawet cesarza! W 1880 Kraków odwiedził Franciszek Józef I, podejmowany w Sukiennicach, wspominał Stanisław Cyrankiewicz:

Pieszo szedł monarcha z Pod Baranów z namiestnikiem ówczesnym hr. Alfredem Potockim bez świty między tłumem, który witał bez końca monarchę, który do Sali Sukiennic przechodził, w hali postał trochę pod tronem, dla niego umyślnie ustawionym na wzniesieniu przy przejściu od ulicy Szewskiej, a wtedy przed nim parami w rodzaju poloneza przesunęło się krakowskie wesele i złożyło u stóp tronu chleb, sól i wielkiego kołacza. Po wyjściu cesarza z Sukiennic rozpoczęły się tany ogólne i ja też tańczyłem z jakąś przebraną Krakowianką, a kto co chciał, to pił, bo były za darmo aż cztery bufety.

Cyrankiewicz, który wraz z kolegami, teatralnymi rzemieślnikami, budował tron dla cesarza, po uroczystości dostał niezwykły prezent:

Podczas pobytu monarchy w Sukiennicach stało nas czterech kulisjerów za tronem tym, a po wyjściu monarchy z Sukiennic pan delegat, naówczas hr. Kazimierz Badeni, podarował nam chleb złożony monarsze, tak duży i tak ciężki, że nas dwóch do teatru ma malarnię niosło i nie było noża tak długiego, aby go przekroić, aż go piłą porżnąłem na części, którymi podzielił nas i siebie Berwald.

Słynny chleb stawał się nawet powodem rozruchów. Po powstaniu styczniowym, jak pisała Maria Estreicherówna:

...tłum pod przewodnictwem przekupek z placu Szczepańskiego rzucił się na prądniczan, sprzedających chleb na targu, oskarżając ich o zabijanie i denuncjowanie powstańców i rabując im chleb, który policja odebrała, ale nie zwróciła prawowitym właścicielom, tylko rozdała na „rajtszuli” rozbitkom z powstania. To zajście miało podstawę w zadawnionym między prądniczanami a krakowskimi odbiorcami ich chleba. Ten chleb prądnicki (zwany zwykle promnickim) niepowrotnie zaginiony i nieporównalny specjał, który jeszcze pamięta moje pokolenie, to był codzienny pokarm dla wszystkich warstw krakowian. Delektowali się nim smakosze i żywili się nim ubodzy. Prądniczanie skarżyli się na zbyt niską taryfę sprzedaży i nawet w r. 1854 strajkowali czas pewien, nie dowożąc chleba do miasta; przeciwnie zaś uboższe sfery miały do nich pretensje o zbyt wygórowane ceny, stąd wzajemna niechęć.

Jak smakował prądnicki chleb, nigdy się nie dowiemy, bo smaków nie można opisać. Ani chleba, ani wędlin, ani prawdziwych kurczaków...

Andrzej Kozioł

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.