Maria Konieczna

„Codziennie nas ubywało…” - harcerze z plutonu „Alicja”

Jeden z niemieckich afiszów śmierci, z zaznaczonymi nazwiskami harcerzy z plutonu „Alicja” Fot. archiwum IPN Jeden z niemieckich afiszów śmierci, z zaznaczonymi nazwiskami harcerzy z plutonu „Alicja”
Maria Konieczna

Krakowski Oddział IPN i "Dziennik Polski" przypominają. W przeciągu zaledwie kilku miesięcy zginęło 41 harcerzy z podgórskiego plutonu Szarych Szeregów„Alicja” - młodych chłopców i dziewcząt w wieku od 17 do 22 lat.

Krakowscy harcerze od samego początku II wojny światowej angażowali się w działalność na rzecz walki z niemieckim okupantem. Stosunkowo szybko rozpoczęli działalność poprzez organizowanie zbiórek, wydawanie i kolportowanie konspiracyjnej prasy, prowadzenie obserwacji czy też akcje małego sabotażu. Najstarsi harcerze chętnie włączali się w działalność różnych organizacji konspiracyjnych.

W „Ulu Smok”

Już 15 listopada 1939 r. odbyło się spotkanie krakowskich instruktorów na którym podjęto decyzję o kontynuowaniu pracy harcerskiej w nowych okupacyjnych warunkach. W całej Polsce organizacja wznowiła działalność przyjmując nazwę Szare Szeregi. Poszczególnym jednostkom nadano specjalne kryptonimy - Chorągiew Krakowska otrzymała kryptonim „Ul Smok”. Kwatera Główna Szarych Szeregów widząc olbrzymie chęci i zaangażowanie młodych w walkę w obronę Ojczyzny wprowadziła program „wychowanie poprzez walkę”. W konsekwencji jesienią 1942 r. podzielono harcerzy na trzy grupy wiekowe: najmłodsi chłopcy w wieku do 14 lat utworzyli Zawiszę, starsi Bojowe Szkoły, a najstarsi powyżej 18 lat Grupy Szturmowe.

Adekwatnie do ich możliwości wiekowych i rozwoju dopasowano program szkoleniowy oraz zakres zadań. Co więcej już wcześniej, w marcu 1942 r., Komendant Główny Armii Krajowej jednoznacznie stwierdził, że harcerze i harcerki Szarych Szeregów, którzy „wejdą w skład oddziałów i zespołów konspiracyjnych będą uważani bez względu na wiek za żołnierzy”.   

Walka zbrojna z Niemcami przypadła w udziale najstarszym harcerzom z Grup Szturmowych. Wiosną 1943 r. ówczesny komendant Krakowskiej Chorągwi Szarych Szeregów Edward Heil „Jerzy” w porozumieniu z AK zaczął tworzyć harcerską kompanię „Bartek”, składającą się z trzech plutonów: „Danuta”, „Ewa” i „Felicja”. Na jej czele postawił Franciszka Baraniuka „Schulze” (1922–1943). Zamierzano utworzyć również dwie inne kompanie o kryptonimach „Wojtek” i „Maciek”. Te trzy kompanie miały stać się częścią składową batalionu ochrony sztabu Okręgu AK. Przystąpiono do organizowania trzech kolejnych plutonów o krypt. „Alicja”, „Barbara” i „Cecylia” w ramach kompanii „Maciek”. Ostatecznie kompanii nie udało się utworzyć, jednakże poszczególne jednostki wykonywały odrębne rozkazy AK.

Podgórska „Alicja”

Tworzenie plutonu „Alicja” rozpoczęto w marcu 1943 r. w oparciu o podgórski hufiec Szarych Szeregów. Na czele plutonu stanął sam Franciszek Baraniuk, a jego zastępcą został hufcowy Mieczysław Barycz „Lis-Jacek” (1921–1943). Szacuje się, że w skład plutonu weszło ok. 80 osób, w tym również ok. 12 dziewcząt. Nie wszyscy członkowie plutonu są znani z imienia i nazwiska, niektórych znamy tylko z pseudonimu. Cztery miesiące później, w lipcu 1943 r. pluton rozkazem Komendanta Chorągwi Krakowskiej został przekazany do dyspozycji Kedywu czyli Kierownictwa Dywersji Okręgu Kraków AK.

Dowódcą z ramienia Kedywu został cichociemny por. Ryszard Nuszkiewicz „Powolny”, natomiast pod względem wychowawczym pluton nadal pozostawał pod kontrolą Szarych Szeregów. W tym samym czasie w Warszawie przy Komendzie Głównej AK powstawał oddział dywersyjny „Agat” – poprzednik słynnego batalionu „Parasol”. Do plutonu „Alicja” włączono również młodzież nieharcerską z terenu Zabłocia i Płaszowa. Rozpoczęto intensywne szkolenia wojskowe i dywersyjne. Uczono przede wszystkim zasad konspiracji oraz obchodzenia się z bronią, a także dokonano takiego podziału na „piątki” konspiracyjne, aby uniknąć łączenia rodzonych braci.

Działalność młodych konspiratorów obejmowała zdobywanie broni poprzez rozbrajanie pojedynczych żołnierzy niemieckich, prowadzenie rozpoznania i wywiadu, czyli zbieranie informacji o działalności konfidentów, obserwacja więzienia przy ul. Montelupich i siedziby gestapo na ul. Pomorskiej, obserwacja niemieckich pociągów i samochodów wojskowych oraz sporządzanie spisów urzędów niemieckich i ich lokalizacji.

Ponadto żołnierze plutonu uczestniczyli w kolportażu prasy i rozlepianiu ulotek, w akcjach sabotażowych - takich jak bojkot kin czy dywersja kolejowa – a także w likwidowaniu konfidentów. Punkt kontaktowy plutonu znajdował się na podwórku domu przy Rynku Podgórskim 8, z kolei w dawnym gimnazjum przy ul. Zamojskiego znajdował się magazyn z bronią. W tym szkolnym budynku, gdzie urządzono niemieckie koszary, mieszkali bracia Świstakowie, których matka była wcześniej dozorczynią. Jak wspominała Janina Potoczek „Telimena”, jedna z nielicznych członków plutonu, która przeżyła wojnę: „Był to najlepiej zabezpieczony magazyn broni gdyż pilnowali go nieświadomi tego Niemcy”.

„Śmierć idzie za nami”

28 października przy ul. Szerokiej razem z 30 więźniami z więzienia przy ul. Montelupich rozstrzelano czterech harcerzy. „Telimena” wspominała: „Tuż po ich rozstrzelaniu pojawiłam się razem z „Lubym” na ul. Szerokiej z pękiem czerwonych goździków, tak czerwonych jak ich męczeńska krew. Kwiaty rzuciłam na ciepły jeszcze od ich krwi bruk. Przeleciały ponad głową wartownika pilnującego, by nikt nie zbliżał się do miejsca straceń.

Oparci o mur brudnej pożydowskiej kamienicy - płakaliśmy. Nie można zapomnieć bohaterów, takich jak „Szatan”, on jeden wyrwał się z grupy więźniów i uciekał w stronę gdzie stały skrzynie z piaskiem i było wysypisko śmieci. Zryw do wolności trwał sekundy, ciało posiekane kulami zostało na śmietniku. Więźniów przywieziono na miejsce kaźni z rękoma związanymi drutem kolczastym i zagipsowanymi ustami. Byliśmy wstrząśnięci, ustały śmiechy, chodziliśmy z ponurymi minami, zdawało się nam, że śmierć idzie za nami, gdziekolwiek się ruszymy. Codziennie nas ubywało…”

Do rozbicia grupy przyczynił się również jeden z aresztowanych nastolatków, który prawdopodobnie na skutek tortur oraz pod wpływem matki, próbującej go uwolnić z więzienia, zaczął współpracować z gestapo i    jeżdżąc samochodem z gestapowcami wskazywał im poszczególne osoby i miejsca. Podczas jednej z rewizji przeprowadzanych w domach aresztowanych Niemcy dodatkowo znaleźli zdjęcie drużyny futbolowej, której niemal wszyscy zawodnicy byli członkami plutonu. Zatrzymania trwały nieprzerwanie do kwietnia 1944 r. Nazwiska kolejnych aresztowanych pojawiały się systematycznie na nowych „afiszach śmierci” budząc grozę i przerażenie wśród mieszkańców Podgórza.

Nie są znane dokładne okoliczności śmierci wszystkich zatrzymanych. Wiemy, że czterech z nich przez jakiś czas przebywało w więzieniu przy ul. Montelupich, o czym pisał we wspomnieniach Tadeusz Kwiatkowski. Antoni Gaweł „Luby” i Halina Dziedzic „Alina” zginęli w niemieckich obozach koncentracyjnych. Józef Świstak „Bunkier” był katowany w obecności swojej matki, a Mieczysław Barycz został zadeptany przez gestapowca Rudolfa Körnera podczas brutalnego przesłuchania. Janina Potoczek wspominała: „Kiedy nas przewożono na Montelupich byliśmy półżywi, zbici i opuchnięci. Drapich Józef ps. „Lawina” raz po raz tracił przytomność. Na Montelupich rzucili go pod ścianę w korytarzu. Po kilku dniach zobaczyłam ich po raz ostatni w tym samym korytarzu. Oczekiwaliśmy na wyrok, a było to dnia 17 grudnia 1943 r. Na salę rozpraw wprowadzano nas pojedynczo i odczytywano wyrok. Z oskarżenia wynikało, że należałam do bandy terrorystycznej, która grabiła i mordowała ludność niemiecką. Dlatego też Najwyższy Sąd III Rzeszy skazuje mnie na karę śmierci”.

Szczególnie ciężko los doświadczył rodziny, które równocześnie straciły dwójkę dzieci, ponieważ wśród zamordowanych było kilkoro rodzeństwa: Stanisław i Zdzisław Czarny „Pikuś”, Wiesław i Arkadiusz Jaguś „Kadek”, Ludwik i Władysław Latowiecki „Wałkoń”, Władysław i Marian Niżnik „Orlik”, Aleksander i Karol Seidler, bliźniacy Józef Świstak „Bunkier” i Zbigniew Świstak „Przepiórka” oraz Tadeusz i Feliks Woźniczka.

Na zdrajcy i jego matce pod koniec marca 1944 r. patrol Kedywu AK wykonał wyrok śmierci wydany przez Wojskowy Sąd Specjalny. W odwecie za ich zabicie Niemcy rozstrzelali 10 zakładników.

W przeciągu zaledwie kilku miesięcy zginęło 41 harcerzy z plutonu „Alicja” – młodych chłopców i dziewcząt w wieku od 17 do 22 lat. Choć zostali upamiętnieni na pomniku przy kościele św. Józefa w Podgórzu, to o ich tragicznych losach niewielu pamięta.

Maria Konieczna

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.