Codziennie budzę się i myślę: życie mnie cieszy, bo czuję się dobrze. Im mniej chcemy, tym lepiej rozumiemy swój własny świat

Czytaj dalej
Fot. Wojciech Krosnowski
Jolanta Tęcza-Ćwierz

Codziennie budzę się i myślę: życie mnie cieszy, bo czuję się dobrze. Im mniej chcemy, tym lepiej rozumiemy swój własny świat

Jolanta Tęcza-Ćwierz

W dziedzinie zdrowia i życiowego dobrostanu nie ma magicznych suplementów ani pigułek o natychmiastowym działaniu. Istnieje jednak wiele praktyk, które sprawiają, że każdy z nas może poczuć się lepiej. O sposobach na poprawę jakości życia mówi Natalia Sosin-Krosnowska, autorka książki „Poczuj się dobrze”.

Najprawdopodobniej każdy z nas czuje, że jego życie mogłoby być pełniejsze, lżejsze i szczęśliwsze. Od czego zacząć?

To dość banalne, ale podstawą jest, żeby się wysypiać. Sen umożliwia regenerację psychofizyczną, wzmacnia kreatywność i koncentrację. Im lepiej śpimy, tym większa jest nasza odporność fizyczna i psychiczna, poprawia się ogólny nastrój i pamięć. Organizm kocha rutynę, dlatego najlepiej kłaść się spać i wstawać o stałej porze, która pozwoli przespać co najmniej siedem godzin. Przed snem należy unikać ciężkostrawnych posiłków, zadbać o wyciszenie hałasów, zaciemnienie i przewietrzenie sypialni. Rano warto wyjść na zewnątrz albo otworzyć okno i popatrzeć na światło dzienne. Wówczas wydziela się kortyzol, który „ustawia” nasz rytm dobowy. Dzięki temu będziemy łatwiej i szybciej zasypiali wieczorem. Kolejna rzecz to odżywianie. Dobrze odżywiony organizm ma energię, by działać, do walki z chorobami i wysiłku intelektualnego. Najlepsza jest dieta różnorodna, niewykluczająca dużych grup produktów, urozmaicona. Obecnie za najzdrowszy model żywienia uznaje się tzw. dietę śródziemnomorską, opartą na warzywach i owocach, oliwie, pełnoziarnistych produktach zbożowych, orzechach, nasionach i rybach, zawierającą umiarkowane ilości mięsa i nabiału. Trzecia rzecz to nawadnianie. Mam patent na picie zalecanej ilości wody - to udaje się bez problemu, gdy pijemy ciepłą. Co jest zresztą o wiele łatwiejsze i zdrowsze dla układu pokarmowego. I wreszcie ruch, który jest konieczny, żeby żyć. To może być bieganie, chodzenie na spacery, praca w ogrodzie, taniec - możliwości jest mnóstwo, a wszystkie są bezkosztowe.

Co to znaczy dobra jakość życia?

Dla mnie to poczucie szczęścia, sensu życia i działań, zadowolenia z naszych warunków życiowych, niski poziom stresu, poczucie, że nasze potrzeby są zaspokojone. W dziedzinie zdrowia i życiowego dobrostanu nie ma magicznych suplementów ani pigułek o natychmiastowym działaniu. Istnieje jednak wiele praktyk, które sprawiają, że każdy z nas może poczuć się lepiej. To drobne zmiany w stylu życia, które powodują wielkie i długofalowe zmiany w naszym samopoczuciu. Mam to szczęście, że prowadzę „życie luksusowe”. Mieszkam pod Krakowem, z dala od zgiełku miasta. Z racji wolnego zawodu mam czas, którym mogę dysponować, wstaję, gdy jestem wyspana, mam możliwość niespiesznego wypicia porannej kawy i zastanowienia się nad tym, co będę robić w danym dniu. To wszystko jest dla mnie luksusem. Nie samochody ani drogie ciuchy, ale to, że każdego dnia czuję się dobrze, na miejscu.

Dla każdego jakość życia oznacza coś innego. Jednak wszyscy chcemy być szczęśliwsi i czerpać satysfakcję z codzienności. Jak to osiągnąć?

Ludzkość w pewien sposób zatoczyła koło. Dawniej powszechna była tzw. mądrość ludowa, będąca wynikiem doświadczeń wielu pokoleń. Zawierała wiedzę, wynikającą z obserwacji działań natury, zwyczajów żywieniowych i trybu życia służących zdrowiu. Potem zaczął rozwijać się przemysł. Ludzie dostali jedzenie w puszkach, mleko w proszku i zupki instant, a oprócz tego najróżniejsze technologiczne nowinki, które miały ułatwiać życie, komunikację czy pracę. Szybko się okazało, że staliśmy się niewolnikami tych urządzeń i wynalazków. Z rozrzewnieniem wspominam czasy liceum, kiedy nie było telefonów komórkowych, ale była wolność. Dzisiaj każdy ma telefon, by było wygodniej, ale to oznacza, że każdy może nas w każdej chwili złapać. Przetestowałam na sobie wiele sposobów i okazało się, że najlepsze są te najprostsze. Jednak - uwaga - działają tylko wtedy, kiedy wprowadzimy je jako codzienny nawyk. Życie w pełni możemy osiągnąć, wracając do absolutnych podstaw: troski o odpowiednią ilość snu, właściwe odżywianie się i nawadnianie organizmu oraz ruch. Dzięki temu w starszym wieku będziemy sprawni, elastyczni i mobilni, a więc niezależni. Z naukowego punktu widzenia szczęście to równowaga w ciele. Na poczucie dobrostanu składa się to, że codziennie budzimy się i myślimy: życie mnie cieszy, bo czuję się dobrze.

We wstępie do pani książki czytam za Leszkiem Kołakowskim: „Chcieć niezbyt wiele. Nie mieć pretensji do świata. Mierzyć siebie swoją własną miarą”. Czy to oznacza, że szczęście możemy osiągnąć tylko przez ograniczanie pragnień i przyjmowanie ze spokojem przeciwności losu?

W dobie globalnych problemów środowiskowych to bardzo odpowiedzialne podejście, żeby chcieć mniej i zadowolić się tym, co posiadamy. A mamy bardzo dużo w porównaniu do naszych rodziców czy dziadków. Goniąc za materialnymi rzeczami, przestajemy zauważać, ile piękna jest wokół nas, ile mamy powodów, aby czuć się szczęśliwie.

Warto pielęgnować w sobie dziecięcą wrażliwość i umiejętność zachwycania się światem. Im mniej chcemy, im mniej jesteśmy przywiązani do kultu młodości, z tym większą pogodą podchodzimy do zmian, które są nieuniknione.

Zrozumienie własnego świata i mierzenie siebie własną miarą, a nie tym, co ma sąsiad czy kompletnie obca osoba z internetu, to droga do pogodzenia się ze sobą. Często jest tak, że ktoś kupuje wymarzony samochód, zegarek, buty, mieszkanie… i pyta: co dalej? Bo nagle się okazuje, że to nadal nie jest to.

Ale są rozmaite dobra: przyjaźń, radość, rodzina, przyjemność, wiedza, wolność... Czy to coś złego, jeśli się ich pragnie?

Absolutnie nie. Motto Leszka Kołakowskiego, którego fragment pani cytuje, potwierdza, że do zdrowego, długiego i szczęśliwego życia konieczne są relacje. Posiadanie przyjaciół to bardzo prozdrowotny czynnik życiowy. Oznacza bliskość, poczucie bezpieczeństwa i przynależności. Działa na nas w takim samym stopniu jak sen, dieta i niepalenie papierosów. Do prawidłowego funkcjonowania potrzebujemy też dotyku i przytulenia. Wprowadzamy wówczas organizm w stan relaksu, wyciszamy się i rozluźniamy. Zresztą to nie tylko ludzki odruch - wie o tym każdy właściciel psa czy kota. Nie ma też nic złego w tym, żeby chcieć posiadać różne rzeczy. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że jestem minimalistką. Poświęcam cały rozdział książki dbałości o rozwój i uczeniu się nowych rzeczy. To jeden z doskonałych sposobów na poprawę jakości życia, bez względu na to, czy ta nowa umiejętność to robienie na drutach, znajomość języka obcego czy zielarstwo. Nauka wykazała, że nasze mózgi nie tracą z wiekiem swojej plastyczności, dlatego powinniśmy się uczyć przez całe życie. Uczęszczając na kursy czy prace ręczne, nie tylko ćwiczymy mózg, ale mamy szansę na poznawanie nowych ludzi, zapewniamy sobie tym sposobem - pośrednio - długowieczność. Nie mówiąc o tym, że jest to po prostu przyjemne.

Wynika z tego, że kluczem do szczęścia jest akceptacja tego, jakim się jest i poszukiwanie sposobu życia, który będzie dla mnie najlepszy.

Tak. Zależało mi, aby moja książka była przewodnikiem, stanowiła inspirację. To zbiór porad i wskazówek, czego warto spróbować, aby nasze życie było weselsze, przyjemniejsze, lepsze, żebyśmy byli zadowoleni. Zaczęło się w pandemii, kiedy wszyscy siedzieliśmy zamknięci i wymienialiśmy się nie tylko przepisami na chleb, ale też różnymi poradami, jak zachować sprawność i optymizm mimo zamknięcia w czterech ścianach. Ktoś odkrył robienie na drutach, inny uczył się tańczyć albo praktykował jogę. Okazało się, że ilu ludzi, tyle sposobów na to, by poczuć się normalniej w nienormalnej rzeczywistości. Postanowiłam je spisać i sprawdzić, które z nich działają.

Niby wiemy, że dobrze jest się ruszać albo że praca w ogrodzie uspokaja, ale czy proponuje pani coś, co jest uniwersalne i działa dobrze na wszystkich?

Każda z opisanych przeze mnie rzeczy jest uniwersalna i działa na wszystkich. Na przykład wspomniane ogrodnictwo. Praca w ogrodzie daje ruch, dotlenienie, przynosi spokój, cierpliwość, daje poczucie sprawczości. To jedno z niewielu zajęć, w którym wykorzystujemy wszystkie zmysły: podziwiamy i wąchamy kwiaty, smakujemy owoce, dotykamy ziemi, słyszymy śpiew ptaków. Nie da się być bardziej „tu i teraz”. Poza tym okazuje się, że w glebie znajduje się zupełnie nieszkodliwa bakteria Mycobacterium vaccae, która w ludzkim organizmie pobudza wytwarzanie serotoniny i noradrenaliny, działa antydepresyjnie i przeciwlękowo. Podobnie jest z chodzeniem po lesie. Kontakt z naturą jest nie do przecenienia, przecież o wiele dłużej - jako gatunek - biegaliśmy po sawannie niż żyjemy w mieście. Warto więc pójść na spacer, który wpływa na elastyczność ścięgien i zdrowie stawów, dotlenia mózg, wycisza i relaksuje. Dla każdego dobre jest pomaganie innym, otaczanie się pięknem, masaże i ćwiczenia oddechowe. Pytanie brzmi: czy to polubię czy nie? Marchewka też jest obiektywnie zdrowa, ale nie każdy musi ją lubić. W mojej książce omawiam 52 sposoby na poprawę jakości życia. W każdym tygodniu w ciągu roku można spróbować czegoś innego. Tydzień to wystarczająco dużo czasu, aby przekonać się, czy coś polubię, czy za każdym razem będę się do tego zmuszać. To książka, do której w przypływie gorszego samopoczucia warto zajrzeć i poszukać inspiracji, by poprawić sobie humor.

Jolanta Tęcza-Ćwierz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.