Co można znaleźć w skrytkach z czasów wojny? Broń, dokumenty, ślady ludzkich dramatów [Zdjęcia]

Czytaj dalej
Fot. Policja
Szymon Spandowski

Co można znaleźć w skrytkach z czasów wojny? Broń, dokumenty, ślady ludzkich dramatów [Zdjęcia]

Szymon Spandowski

Konspiracyjne skrytki kryją na ogół tajemnice. Możemy się tylko domyślać, kim byli ludzie za nie odpowiedzialni i dlaczego nie odebrali depozytów. Czasami, poza bronią i bibułą, udaje się wydobyć z nich niezwykłe historie.

W zasadzie jest to gotowy materiał na film. Mocny. Wojna, konspiracja, a więc spora dawka emocji. Pokaźny zestaw informacji, co momentami czyni całą historię bardziej zagadkową. 21 kwietnia, podczas prac w piwnicy kamienicy przy ul. Łaziennej 32 na toruńskiej starówce, robotnicy znaleźli konspiracyjną skrytkę z czasów okupacji. Szukali zamurowanych przed laty schodów, trafili na ukrytą pod schodami skrzynię z czterema pistoletami i dwoma rewolwerami. Wewnątrz znajdowały się również dwie kabury i trochę amunicji.

Ten adres wiele mówi

- Miejsce ukrycia broni, w budynku sąsiadującym z kamienicą, w której mieszkali jedni z najbardziej zasłużonych toruńskich konspiratorów, państwo Maria i Roman Dalkowscy, przywodzi jednoznaczne skojarzenia - mówi Marcin Orłowski, toruński przewodnik i badacz wojennych dziejów miasta. - Kamienica państwa Dalkowskich przy ul. Łaziennej 30 była miejscem, gdzie już w 1939 r. spotykali się działacze konspiracyjnej organizacji „Grunwald”, która miała prowadzić działania wywiadowcze i sabotażowe wobec Wehrmachtu, a której korzenie sięgają jeszcze czasów przedwojennych. W mieszkaniu Dalkowskich urzędował też przez wiele tygodni w 1940 roku dowódca Okręgu Związku Walki Zbrojnej (poprzedniczka Armii Krajowej) na Pomorzu, major Józef Ratajczak. Wymagania konspiracji zakazywały umieszczania skrytek w lokalach tak narażonych na inwigilację, a później na rewizję, z tego też powodu poproszono jakichś dobrze sobie znanych sąsiadów z kamienicy obok o zorganizowanie i udostępnienie skrytki na arsenał broni.

Trudno jest jednak zachować tajemnicę w domu, w którym mieszka ciekawy świata nastolatek. Zmarły w 2017 roku syn państwa Dalkowskich wspominał, że dostał kiedyś burę od ojca, gdy myszkował po piwnicy. Andrzej Dalkowski wiedział jednak, że skrytka znajduje się za ścianą, w sąsiedniej kamienicy. Jak się okazało, miał rację, chociaż z pewnością nic nie wiedział o tym, że pod schodami leżą pistolety i rewolwery: dwa austriackie steyery, belgijskie dwa naganty i bergman oraz niemiecka „parabelka”.

Kim był człowiek, który tę broń przechowywał? Prawdopodobnie był nim Zygmunt Neumann, Niemiec, który jednakże nie lubił Hitlera, miał polskie obywatelstwo i ożenił się z Polką. Już w październiku 1939 został zaprzysiężony jako żołnierz podziemia, był podkomendnym sąsiada z kamienicy obok. A ponieważ przed wojną posiadał sklep z bronią i działalności tej nie zaprzestał także podczas okupacji (jako Niemiec miał do tego prawo), został zbrojmistrzem toruńskiego podziemia.

Nasza ciekawa historia, jak dotąd układa się w logiczną całość. A jednak... Na jednym z pistoletów jest karteczka z ceną, jeszcze w złotówkach. Austriacki steyer musiał więc pochodzić ze sklepu Neumanna. Nic w tym dziwnego, ale wygląda na to, że nikt z tego pistoletu nie skorzystał. Dlaczego?

Broń mogła trafić do schowka już w 1939 roku. Tymczasem w roku 1940 Niemcy przeprowadzili masowe aresztowania wśród konspiratorów, w tym między innymi zatrzymali Romana Dalkowskiego. Dlaczego Zygmunt Neumann nie zlikwidował schowka? W każdej chwili mógł przecież zostać zdekonspirowany.

Tajemnicę zabrali do grobów

Roman Dalkowski zginął w obozie koncentracyjnym dwa lata po aresztowaniu. Skrytki ani sąsiada nie wydał. Zygmunt Neumann nadal zaopatrywał podziemie w broń. Robił to do jesieni 1943 roku, kiedy razem z żoną został aresztowany. Gestapo przesłuchiwało go najpierw w Toruniu, później w Bydgoszczy. Wreszcie trafił do Gdańska, gdzie stanął przed sądem. Obciążyły go zeznania konfidenta Edwarda Słowikowskiego, który 11 stycznia 1945 roku z wyroku konspiracyjnego sądu został zastrzelony w Toruniu przy ul. Sukienniczej. Zygmunt Neumann zginął wcześniej. Za swoją działalność w podziemiu skazano go na śmierć. Wyrok przez ścięcie gilotyną wykonano w gdańskim więzieniu. On również tajemnicę skrytki zabrał do grobu. Być może nieco światła na tę historię mogłaby rzucić córka pana Neumanna, która mieszka w Poznaniu. Czasów okupacji zapewne nie pamięta, jednak mogła się czegoś dowiedzieć od matki. Pani Neumannowa przeżyła niemieckie więzienie.

Opowieść ta ma wiele znaków zapytania, jednak przynajmniej część jej bohaterów znamy, a to sporo. Większość odkrywanych do dziś konspiracyjnych skrytek, poza dokumentami czy bronią, kryje w sobie tajemnice. Dziś możemy się tylko domyślać, jakie z nimi był związane dramaty i kim byli ludzie, którzy nie zgłosili się po tajne depozyty.

Bez cienia przesady można powiedzieć, że budowanie skrytek jest naszą narodową specjalnością, taką mamy historię. Broń i dokumenty ukrywali pradziadowie powstańcy, konspiratorzy z czasów okupacji, opozycjoniści z lat powojennych.

- W wielu rodzinach jest przekazywana opowieść o tym, że ktoś gdzieś coś ukrył - mówi Marcin Orłowski. - W domu moich krewnych z Lublina jest na przykład skrytka, w której jeszcze przed I wojną światową schowane były ulotki Polskiej Partii Socjalistycznej. Znajduje się w łazience, dziś stoją tam detergenty.

Dziś takie miejsca odkrywa się na ogół przez przypadek, podczas rozbiórek czy remontów. Ukryte w nich skarby, bo inaczej tego nazwać nie można, często są rozkradane albo unicestwiane. Razem z nimi ginie nasza historia, dlatego, nawet do znalezionych gdzieś za szafą starych papierów, należy podchodzić z uwagą. Przykład? Kilka lat temu podczas rozbiórki drewnianej chaty pod Kraśnikiem ze skrytki wyspały się - na pierwszy rzut oka - ścinki papieru. Na szczęście trafiły w bardzo odpowiedzialne ręce. Okazało się, że to bardzo cenne wydawnictwa antykomunistyczne z lat 40. Były w fatalnym stanie, jednak konserwatorom z Muzeum Piśmiennictwa i Drukarstwa w Grębocinie udało się je uratować.

Nasi przodkowie sztukę ukrywania doprowadzili do perfekcji. W Warszawie przy ul. Polnej znaleziono skrytkę Armii Krajowej. Podwójną. Pod parkietem zamontowany był schowek z mało istotnymi rzeczami, pod nim natomiast znajdował się jeszcze jeden, m.in. z dokumentami pułkownika Jana Rzepeckiego.

Jedenaście lat temu do konserwacji trafiła słusznych rozmiarów przedwojenna szafa, która przez dekady stała w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Służyła m.in. profesorowi Franciszkowi Staffowi. Brat słynnego poety był pierwszym powojennym rektorem Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Mebel miał dużo przegródek i, jak się okazało, również dwa schowki, a w nich - niemal kompletne archiwum dowództwa Narodowych Sił Zbrojnych. Podczas konserwacji pracownicy szkoły wydobyli blisko cztery i pół tysiąca dokumentów!

Oddział specjalny

W 2014 roku, podczas remontu w mieszkaniu przy ul. Niemcewicza w Warszawie, światło dzienne ujrzała skrytka z dokumentami legendarnego batalionu Parasol, natomiast w parapecie mieszkania przy ul. Filtrowej znalazło się bezcenne archiwum Komendy Głównej Armii Krajowej. Tu warto dodać, że AK posiadała specjalną komórkę, której członkowie zajmowali się budowaniem skrytek. Na jej czele stał Czesław Bożym, pseudonim „Szprycha”.

Podobne skarby można znaleźć praktycznie wszędzie. W 2013 roku pewien człowiek kupił na jednym z portali aukcyjnych stolik. Mebel miał długie nogi, zbyt długie, nowy właściciel postanowił więc je skrócić. W jednej z nóg były schowane raporty AK.

Coś większego kalibru? Na krakowskim Bieżanowie AK-owcy ukryli cały arsenał, w tym ciężkie karabiny maszynowe i granatniki. Bezpieka szukała broni do lat 60., bez skutku. Jeden z konspiratorów ujawnił schowek dopiero w 1997 roku. Jak się okazało, niemal cała broń zachowała się w doskonałym stanie.

Tego typu znaleziska zawsze trzeba zgłaszać policji, chociaż czasami może to powodować problemy. Przekonał się o tym pewien 87-letni weteran z Kielecczyzny, który postanowił oddać swój karabin z czasów wojny. Później miał nieprzyjemności, bo - było nie było -przez lata nielegalnie posiadał broń.

W wielu polskich rodzinach krążą opowieści o ukrytej broni i dokumentach. Albo o pamiątkach, które trzeba było schować podczas ucieczek czy innych, mniej lub bardziej przymusowych wędrówek. Takich skrytek również jest bardzo wiele. Na ogół nikt ich jednak wcześniej nie przygotowywał. I później, przeważnie nie miał już szans odnaleźć.

Szymon Spandowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.