Chcę wiedzieć. Zawiść.

Czytaj dalej
Marcin Mamoń

Chcę wiedzieć. Zawiść.

Marcin Mamoń

Nasz portal i.pl wystartował i od razu dostał po głowie. Co ciekawe - za wywiad z Wołodymyrem Zełeńskim. Nie dlatego, że redaktor Grzegorz Kuczyński zapytał w nim o Wołyń i wprowadził go do dyskursu z prezydentem Ukrainy. Miał rzekomo wszystko zmyślić, a „z politykiem, którego wita się na Zachodzie oklaskami” w ogóle nie rozmawiać.

Do anonimowych hejterów dołączyli tym razem dziennikarze. Tomasz Jędruchów stwierdził, że o wywiadzie Kuczyńskiego nic nie wie rzecznik prasowy prezydenta Ukrainy. „Czy więc wywiad jest fejkowy, czy załatwiony z pominięciem oficjalnej drogi?” - pyta retorycznie. Dziennikarka (czy może bardziej aktywistka pomocowa na Ukrainie) Karolina Baca-Pogorzelska poinformowała z kolei, że nie zalinkuje wywiadu, ponieważ nie rozumie, jak Zełeński mógł rozmawiać z portalem, „który powstał 2 dni temu.”

Kiedy w 2018 roku wylądowałem na placówce korespondenta w Tbilisi i już po kilku tygodniach żaliłem się Jędruchówowi - doświadczonemu koledze po fachu z Moskwy, że Telewizyjna Agencja Informacyjna to nieporozumienie, że od razu zaczęli mnie grillować, że nie chcą żadnych materiałów, ani wysłać mnie gdziekolwiek w rejon, który miałem obsługiwać - ten radził: - Rób tematy kościelne albo o Polakach, to będą brali. Miał chyba rację, bo wciąż jest korespondentem TVP. Karolina Baca-Pogorzelska zasłynęła ongiś ofiarną pomocą dla Omara - Syryjczyka podającego się za dziennikarza, choć potem wyszło na jaw, że wiele opowieści, którymi oczarował dziennikarkę, okazało się zmyślonych. Polska go przyjęła, a policja wkrótce założyła mu Niebieską Kartę za bicie ocalonej z Syrii (też przez Pogorzelską) żony.

Dzisiaj oboje zajmują się Ukrainą: Jędruchów zmienił Moskwę na Kijów, a Pogorzelska wciąż komuś pomaga. Trafiło na żołnierzy ukraińskich na froncie. Jej social media pękają w szwach od tej pomocy i osobistej odwagi dziennikarki. Pogorzelska pracuje dla Wprost - tygodnika, który w listopadzie 2001 roku opublikował wywiad z przywódcą talibów mułłą Omarem. Podpisał się pod nim Henryk Suchar. Miał rozmawiać telefonicznie z człowiekiem, za którego Amerykanie dawali dziesiątki milionów dolarów. Ten był nieuchwytny i dożył swoich dni m.in., dlatego że nie używał telefonu. Naturalnie nie miał też możliwości sprostowania radosnej twórczości Suchara. Prezydent Zełeński (jego rzecznik) miał i mógł teraz pogrążyć Kuczyńskiego. Nie zrobił tego. Dziwne, prawda?

Jeśli pod pierwszym dla polskich mediów wywiadem z prezydentem walczącej Ukrainy nie podpisali się Jędruchów ani Pogorzelska, to pretensje mogą mieć tylko do siebie.

Marcin Mamoń

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.