Chcę wiedzieć. Ratujcie ich

Czytaj dalej
Fot. Andrzej Banas / Polska Press
Marcin Mamoń

Chcę wiedzieć. Ratujcie ich

Marcin Mamoń

„Sytuacja w Antiochii jest dramatyczna. Zawaliły się całe budynki, zniszczone zostały meczety i kościoły. Jest dużo ofiar, ludzie są pogrzebani pod gruzami, nikt ich nawet nie szuka bo do wielu miejsc pomoc jeszcze dotarła. Ratujcie ich! Jest mróz, nie ma światła, wody, piece chlebowe są zniszczone, sklepy zamknięte. Zasypane gruzem ulice są nieprzejezdne nawet dla pojazdów ratowniczych. Powiedziano mi, że co najmniej połowa miasto jest zniszczona lub doznała poważnych zniszczeń, zwłaszcza w najstarszej części”. To relacja, ojca Domenico Bertogli, 86 letniego kapucyna z Modeny do niedawna proboszcza jedynej katolickiej parafii w starożytnej Antiochii, mieście zamieszkałym dzisiaj niemal wyłącznie przez muzułmanów.

Kiedyś w pierwszych wiekach po Chrystusie Antiochia była jednym z najważniejszych miast ówczesnego świata, obok Rzymu, Jerozolimy, Konstantynopola czy Aleksandrii. Była metropolią znacznie większą od dzisiejszej trochę ponad 200 tys. tureckiej Antakyi. Tutaj niedługo po śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa przybył i zatrzymał się na dłużej apostoł Piotr zanim wyruszył do Rzymu. Tutaj wg Dziejów Apostolskich po raz pierwszy zostaliśmy nazwani chrześcijanami.

Poznałem kiedyś Ojca Domenico. To święty mąż. Mieszkałem u niego, w niewielkim pensjonacie czy raczej pokojach gościnnych przy jego parafii. Zatrzymałem się tam w 2015 r. w drodze do ogarniętej straszliwą wojną Syrii. Rozumiał w co się pakuje, wiedział, że legalnie tam się nie przedostanę. Modlił się abym wrócił i o nic nie pytał.

Zostawiłem u niego część bagażu. Nie mogłem go później odebrać. Wróciłem do miasta apostołów ale już pod strażą. Po nielegalnym przejściu granicy do Syrii, porwaniu i w końcu odzyskaniu wolności wylądowałem w więzieniu deportacyjnym w Antakyi.

Wiele lat temu ojciec Domenico otworzył w opuszczonym niemal przez chrześcijan mieście parafię Świętych Piotra i Pawła. Wyremontował dwie niewielkie kamienice, rozpadające się ruiny w żydowskiej dzielnicy - najstarszej części miasta, miejscu gdzie przed wiekami mogli mieszkać pierwsi chrześcijanie. To labirynt starych kamiennych wąskich uliczek biegnących bez planu ale we wszystkich kierunkach świata i zawsze w górę, ku niebu w stronę zamykającej horyzont twierdzy. Na jednym z budynków przy Kutlu Sohak (ulicy Szczęśliwej) Ojciec Domenico wmurował tablicę: Türk Katolik Kilisesi, „Turecki Kościół Katolicki”. Wewnątrz ciche kamienne podwórko, z drzewami pomarańczowymi dającymi błogosławiony cień i wytchnienie przed upalnym słońcem. Obok stara synagoga i meczet z górującym nad parafią minaretem, gdzie czas odmierza muezin wzywając na modlitwę. Tak było do dnia kiedy w Turcji zatrzęsła się ziemia, a liczba ofiar według profesora Övgüna Ahmeta Ercana tureckiego geofizyka, wykształconego w Massachusetts Institute of Technology może sięgnąć nawet 180 tysięcy.

Kiedy powróci do Antiochii spokój i błoga, ale nie śmiertelna cisza? Kiedy znów zabrzmi głos muezina? Meczet przy szczęśliwej ulicy leży w gruzach. Runął też jego stary minaret. Niskie parterowe kamienice parafii, gdzie znajduje się też kościół w większości ocalały. Pełne są teraz zdezorientowanych zrozpaczonych ludzi, którzy w sekundzie stracili wszystko: bliskich i dach nad głową.

Ojca Domenico nie zapomnę. Może, przez ten spokój jaki z niego emanował, ciszę którą do siebie przyciągał. A na pewno, przez Mszę w której mogłem uczestniczyć na dzień przed wyruszeniem do Syrii, przed skokiem w przepaść z czego wtedy nie zdawałem sobie sprawy. Odprawił ją dla ledwie kilkunastu osób. Dla wszystkich 8 katolików z Antiochii i kilku prawosławnych chrześcijan.

Ratujmy (też naszą) Antiochię.

Marcin Mamoń

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.