Chcę wiedzieć. Nie są terrorystami

Czytaj dalej
Marcin Mamoń

Chcę wiedzieć. Nie są terrorystami

Marcin Mamoń

Kiedy rozmawiałem z nim kilka lat temu przewidywał, że wcześniej czy później dojdzie do globalnego konfliktu z Rosją. Życzył go sobie, by znów bić się o swoją ojczyznę. Obawiał się jednak, że kiedy Rosja podpali świat może być już za późno, by on i jego kaukascy bracia stanęli po stronie wiarołomnego Zachodu. Chcieli bronić go przed barbarią ze wschodu, umierać za tych, którzy najpierw woleli nie widzieć rosyjskich zbrodni w Czeczenii a potem uwierzyli Moskwie, że jego naród to bandyci i terroryści.

Teraz ten najbardziej charyzmatyczny czeczeński komendant polowy nowego pokolenia bojowników pojawił się w Kijowie i objął dowództwo nad oddziałem podlegającym Ahmedowi Zakajewowi uważanemu za przywódcę umiarkowanego skrzydła diaspory czeczeńskiej na emigracji. Zakajew jest też de facto jedynym sukcesorem tradycji niepodległego i demokratycznego państwa czeczeńskiego – Iczkerii. Większość przywódców Iczkerii zginęła w walce lub została zamordowana przez Rosjan.

Niewiele ponad 40-sto letni Rustam Ażijew, znany pod wojennym pseudonimem Abdul Hakim to weteran II wojny czeczeńskiej, konspirator, partyzant – człowiek, który całe życie spędził na wojnie, ale i na dżihadzie dowodząc walczącym w Syrii dżamaatem Adżnad al-Kaukaz. Mimo, że nie wolno go łączyć z terrorystycznymi organizacjami takimi jak ISIS czy Al-Kaida emir Abdul Hakim Sziszani (Czeczen w j. arab.) uchodził dotąd za radykała, islamistę, jednego z tych, którym ten sam Zakajew nie szczędził surowej krytyki.

Przyjazd syryjskiego emira do Kijowa odnotowały nie tylko ukraińskie media, ale i obserwatorzy z tzw. drugiej strony – Rosjanie czy pro rosyjscy influencerzy z Syrii i Serbii choćby tacy, jak „Zoka” którego na Twitterze obserwuje ponad 100 tys. użytkowników. Dla nich Abdul Hakim jest liderem terrorystycznej organizacji. Twierdzą też, że przybył na Ukrainę wprost z syryjskiego Idlibu i konstatują że: „Kijowski reżim skupia pod swoimi sztandarami terrorystów i ekstremistów z całego świata”.

Zwolennicy „ruskiego miru” celowo zataili łatwe do sprawdzenia informacje, że Abdul Hakim dawno wycofał się z Syrii. Świadomie kłamią, że na Ukrainę teleportował się z odciętego od świata i wciąż kontrolowanego przez rebeliantów Idlibu.

Abdul Hakim od lat mieszka w Turcji – państwie, z którym Moskwę łączą specjalne relacje. Co ciekawe, sąd w Stambule zwolnił czeczeńskiego emira z więzienia na tydzień przed jego przyjazdem na Ukrainę. Ten trafił do niego w kwietniu tego roku. Aresztowano go na podstawie oskarżeń sfabrykowanych przez obywatela Federacji Rosyjskiej, który w czasie trwania procesu nagle zniknął, a jak się wkrótce okazało, wrócił do Rosji. Możliwe, że Moskwa wymogła na Turcji eliminację czeczeńskiego lidera jednak z czasem ukraińskie sukcesy na froncie znacznie osłabiły zapał Turków do wyświadczania Moskwie podobnych przysług. Być może w Ankarze spodziewają się już nieuchronnej klęski Rosji na Ukrainie a w konsekwencji rozpadu imperium i dekolonizacji m. in. Północnego Kaukazu.

Zgoda Kijowa na przyjazd Abdul Hakima i błyskawiczne przyznanie mu ukraińskiego obywatelstwa oznacza amnestię i rehabilitację również dla innych emirów i bojowników pochodzących z Rosji i walczących jeszcze niedawno na dżihadzie w Syrii. Przestają oni być wyjętymi spod prawa terrorystami, przestępcami figurującymi na czerwonej liście Interpolu, dżihadystami ściganymi listami gończymi. Mogą znów „legalnie” wg zachodnich standardów walczyć o wolność i niepodległość swoich ojczyzn.

Marcin Mamoń

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.