Marcin Mamoń

Chcę wiedzieć. Braterstwo

Chcę wiedzieć. Braterstwo
Marcin Mamoń

„Od tygodnia spływają do mnie info o dziwnej sytuacji w relacjach polsko – ukraińskich” ogłosił ktoś na Twitterze. „Chodzi o transport wiozący z Polski pomoc humanitarną i zaopatrzenie dla Ukrainy. 4 przejścia graniczne na tej granicy nie zapewniają polskim przewoźnikom nawet szans na szybkie powroty do Polski. Kierowcy są coraz bardzie przeciwni jeżdżeniu na Ukrainę, coraz bardziej mają dość nieprzychylności jaką zwłaszcza ostatnio prezentują w opinii tych naszych kierowców - służby celne i graniczne Ukrainy.”

Kilka dni temu wróciłem z Kijowa: 600 km i 6 godzin jazdy do Lwowa i kolejnych 6 do Medyki mimo, że to ledwie 80 km. Wszystko przez zaśnieżone, oblodzone drogi i leżące w ich poprzek TiR-y. Przed granicą dwunastokilometrowa kolejka ciężarówek i krótsza - kilkukilometrowa samochodów osobowych – głównie dostawczych. Polskich pojazdów brak. Wszyscy to Ukraińcy. Wszyscy, oprócz mnie.

Dojechałem do posterunku ukraińskich służb granicznych. Liczyłem, że przepuszczą, że pomogą tak, jak w pierwszych tygodniach wojny. Miałem w końcu polskie tablice i to chyba dla nich jasne, że przyjechałem tu nie w interesach tylko pomagać. Powinna też być – jak kiedyś – śluza z przejazdem tylko da obywateli UE i Szwajcarii.

- Ty gdzie? Krzyknął jeden z nich. - Taloncik [kartka dająca wjazd na przejście graniczne -red.] masz? Nie miałem. Tłumacze, że jestem tu jedynym Polakiem. Wracam do domu a nie jadę po samochód na szrot do Berlina jak pozostali, że padam z nóg bo jadę z Kijowa. Nie przyszło mi wtedy do głowy, że talończik to system, dzięki któremu można godziwie zarobić. - A co ty myślisz, żeś Polak to jesteś lepszy? Na koniec kolejki! Tam ci dadzą talońcik”. Usłyszałem w odpowiedzi.

Na końcu kolejki nikt niczego nie dawał. Talonciki mieli przecież oni… Czekałem więc w kolejce, która niemal zastygła. Część kierowców zasnęła. Na własną zgubę, bo nikt nie miał zamiaru ich budzić. Lepiej ich ominąć i szybciej mieć Ukrainę za plecami.

Minęło 8 godzin. Przez cały ten czas ujechałem może 50 metrów, a minęły mnie dziesiątki, może setki samochodów. Głównie lawety albo wypasione fury. Jadą do granicy. Jadą pod prąd i znikają. Nikt nie odesłał ich na koniec kolejki.

Pojechałem więc i ja łudząc się, że tym razem się uda. W końcu pomagamy im. Muszą to wiedzieć szczególnie tu na polskiej granicy. Muszą czuć jakąś wdzięczność. - Przez 5 miesięcy mieszkała u mnie kobieta z Mariupola – zacząłem w nadziei, że zrobi to na nich wrażenie. - Ch… nas obchodzi czy ona z Mariupola czy z innego miejsca. Na koniec kolejki! - wrzasnął w odpowiedzi.

Hej wy, którzy granicę przechodzicie na luzie: bez kolejki i z paszportem dyplomatycznym w ręce. Pogadajcie z naszymi braćmi z Ukrainy. Wytłumaczcie im, że braterstwo działa w obie strony, że objawia się nie tylko w mowie ale i w czynach.

Pomagajmy Ukraińcom, ale na litość Boską wymagajmy też czegoś od nich!

Marcin Mamoń

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.