Rozmowa z Henrykiem Taczyńskim, szefem firmy „Taczbud” o kulisach wstrzymania budowy schroniska dla zwierząt.
- Mówi się, że zeszliście z budowy...
- Raczej zostaliśmy z niej wygonieni! 30 października dostaliśmy „ultimatum”, że do 20 listopada mamy zakończyć budowę, łącznie z uzyskaniem pozwolenia na użytkowanie budynków. W tak krótkim czasie to było niemożliwe. Samo zdobycie pozwolenia na użytkowanie trwa co najmniej miesiąc, bo potrzebne są do niego dokumenty ze straży pożarnej, sanepidu, nadzoru budowlanego...
- Ale to wy złożyliście pismo o zejściu z placu budowy.
- Przygotował je prawnik MZK, a my dostaliśmy je do podpisu. Gdybyśmy go nie podpisali, zostałyby nam naliczone kary umowne na 1,2 mln zł. Na to nas nie stać, więc byliśmy zmuszeni pismo podpisać. Ja i syn, którego firma „Taczbud Bis” w konsorcjum z moją budowała schronisko.
Z czego wynikało duże opóźnienie na budowie? Kto jest winny temu, że schronisko nie jest teraz otwierane? Czytaj w dalszej części artykułu.
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.