Bombel w każdym z nas. Plemię - międzypokoleniowa grupa teatralna - wystawia w łemkowskiej Watrze spektakl „Bombel-Nahacz”

Czytaj dalej
Fot. Natalia Pacana-Roman i Teodor Włosek
Katarzyna Kachel

Bombel w każdym z nas. Plemię - międzypokoleniowa grupa teatralna - wystawia w łemkowskiej Watrze spektakl „Bombel-Nahacz”

Katarzyna Kachel

To historia o ludziach stąd i nie tylko stąd, o człowieku i nieprzynależeniu, o tych, co nie umieli i nie chcieli się dopasować, bo im było za ciasno, o pomijanych, zapomnianych, których los nikogo nie obchodzi. To opowieść z trzewi, teatr najbardziej autentyczny bez masek i kamuflażu. Plemię - międzypokoleniowa grupa teatralna - wystawia w łemkowskiej Watrze spektakl „Bombel-Nahacz”

Do Gładyszowa jedzie się drogą między pagórkami Beskidu Niskiego, polami, sadami, wśród drzew bukowych. Mija się drewniane cerkwie i cmentarze z I wojny światowej. Ale tym razem nie patrzę na cerkwie, nie podziwiam nawet buczyny karpackiej, a zerkam na przystanki autobusowe, z których odjeżdża od lat autobus w stronę Gorlic i Koniecznej. I wcale nie zdziwiłabym się, gdyby na jednym z nich siedział Bombel, tak, ten, co gada do siebie godzinami i znów nie ma żadnych perspektyw, bo te pojawią się za dwa dni, kiedy listonosz z dużymi wąsami zajedzie z rentą. No, chyba że pojawi się ktoś niespodziewanie, jakiś zapomniany kolega albo turysta i nawet nie z wódeczką, wystarczy że z winkiem.

***

Ale dziś Bombla nie było, chociaż podobno wciąż przychodzi, wciąż kumpluje się z Pietrkiem. Mówi mi o tym jedna z pań, która zna ludzi z Gładyszowa. I znała Mirka Nahacza, chodziła z nim do szkoły, tyle że on niżej, bo młodszy. I opowiada, ale też słucha z zaciekawieniem o tym, co ja widziałam na scenie, a ona na własne oczy, bo w wiosce obok. A te oczy zawsze dużo widzą, bo przecież, jak mówi, w miarę tu wszyscy wszystko wiedzą o sobie, znają Stasiuków z Wołowca, co to wydawnictwo mają, i rodzinę Mirka Nahacza, i tych, i tamtych.

***

A z Mirkiem było tak, że słuchał, a potem zapisał, podobno nawet bał się tego zapisywania, bo przecież bohaterowie wypisz wymaluj jak ci, których spotykał na co dzień. Ale potrzeba była większa. I tak zapisał historię o Świętej Dziewicy, która pachniała zielonym mydełkiem i mówiła do Bombla wysokim i czyściutkim jak nowo kupione prześcieradło głosem, że wcale nie jest krowim gównem i wszystkim tym, co sobie pomyślał, ale nie powiedział. Bombel: „Powiedziała mi, czym nie jestem, i powiedziała, że nie jestem dokładnie tym, czym bałbym się być”. I jeszcze, że to nie jego wina, tylko tego Małego Bombla, który jest zły jak szatan.
W kolejnych rozdziałach opowiedział jeszcze, jak Bombel na Słowację z Pietrkiem pojechali w gości i pobili Cygana, straszna chryja się z tego zrobiła, skończyło się zakazem wjazdu na Słowację. I jak razem poszli na ryby, gdzie spotkali turystkę bez biustonosza, co to się opalała, i też kiepsko się skończyło. Dużo tego było i złożyło się na drugą powieść Mirka.

Pierwszą zostawił lata wcześniej na kuchennym stole Andrzeja Stasiuka, do którego chodził pogadać i pożyczać książki. „Osiem cztery” wydane przez Czarne opowiada o pokoleniu, które się bawi, imprezuje i szuka siebie w halucynogennych doświadczeniach. A potem był właśnie „Bombel” i jeszcze „Bocian i Lola”, którą Mirek napisał już po przeprowadzce do Warszawy. To po niej pisano o nim, że jest polskim Burroughsem. A później jeszcze przyszedł 2007 rok i Mirek postanowił odejść z życia, wylogować się na zawsze. Został pochowany na łemkowskim cmentarzu w Leszczynach, gdzie na tabliczce pod nazwiskiem bliscy napisali: pisarz.

***

Życie w Beskidzie Niskim płynęło dalej, Bombel nadal siadywał na przystanku, Pietrek nosił piwa w reklamówce, ludzie żyli z zasiłków, kobiety musiały czasami uciekać z domu przed mężami. Przyjeżdżali tu turyści, a czasami wracali ci, którzy przed laty opuścili te strony. Aktorka Monika Babula była jedną z nich. - Moja mama jest z Czarnej koło Uścia Gorlickiego, tak więc jestem stąd, z tej ziemi. Mam w sobie zapisane rytmy następujących po sobie pór roku i przywiązanie do tego miejsca - mówi mi.

Wróciła do korzeni po intensywnym życiu w stolicy, po pracy w kabarecie „Pożar w burdelu”. Na początku wróciła jeszcze bez planów, bez wiedzy, co chce robić. Przyjechała w Beskid z partnerem, także aktorem, Mariuszem Laskowskim. - Nie wiedzieliśmy, na jak długo, nie zastanawialiśmy się, szukaliśmy ukojenia i odpoczynku - mówią. Zwiedzali okolice, także Leszczyny, gdzie na cmentarzu zobaczyli skromny grób Mirka Nahacza.

I to było to pierwsze spotkanie, potem były kolejne. - Przyszła pandemia i pewnie jak wielu osobom, także nam, wyprostowała nieco ścieżki. Świat zwolnił, wszystko nagle zaczęło żyć innym rytmem, nadeszła wiosna, a my postanowiliśmy, że zostajemy. Bez planu, z dużym lękiem, ale z przekonaniem, że to dobry kierunek. Mariusz zajął się pracą w drewnie, z jego kawałków wycinał misy, lampy, ozdoby. Monika chciała zrobić coś z ludźmi stąd i dla ludzi stąd. Dla tych, którzy tu wrośnięci, ale także dla tych, którzy porzucili wielkie miasta i szybkie życie, ale nadal szukali wysokiej kultury, nadal chcieli oglądać dobre i mądre sztuki.

***

Tak powstał projekt teatru, który nie rodzi się w wielkich miastach i salach, a w ciszy i prawdzie. Bez przymusu, a z autentycznej potrzeby mówienia o rzeczach ważnych i świętych. Plemię - międzypokoleniowa grupa teatralna zaczęła działać. Na pierwsze spotkanie przyszło sto osób, ludzie stąd, nauczycielki, gospodynie, właściciele agroturystyki, sprzedawczynie, studenci. Na spektakl „Dziady Beskidzkie”, w którym Monika i Mariusz wykorzystali scenę pogrzebu z powieści „Bombel”, przyszli też Jurek i Marysia, brat Mirosława Nahacza i bratowa. - Od momentu kiedy przeczytaliśmy tę powieść, wiedzieliśmy, że ją wystawimy w całości. I taki moment nadszedł. Premiera odbyła się w ostatnim tygodniu wakacji. A ci, którzy przyszli, zobaczyli historię wcale niewesołą o Bomblu, który przesiaduje na przystanku i snuje swój monolog, czekając aż ktoś go wysłucha lub poczęstuje winem. To historia tęsknoty, bólu, to historia o marzeniach człowieka i jego ograniczeniach, to zapis losu stąd. - Kiedy zaczęliśmy „Bombla” dotykać, krajać na kawałki, rozdzielać, dostrzegliśmy, jak jest duży, jak jest mocny. Dlatego podzieliliśmy go na Małego Bombla i Dużego. Ja gram Małego - mówi Monika.

Marek Czarnota, który bywa konferansjerem, a na co dzień sprzedaje w sklepie z farbami, podjął się zagrać Dużego Bombla. Mirka Nahacza gra Emilia Cetnarowska, studentka drugiego roku krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych. Monika: - Spektakl jest pokazywany w miejscu użyczonym przez Łemkowską Watrę, za co z serca dziękuję Natalii Hładyk. Teresa Poręba, która pracuje w Uściu Gorlickim, uszyła ogromne i piękne kulisy teatralne. Marysia i Jurek razem ze swoimi pracownikami zrobili nam piękną scenę. Dziękujemy panu akustykowi Robertowi Kowalskiemu, który pięknie ustawił światła. Towarzyszy nam muzyczny band Mirka Bogonia.
Monika: - Siłą tego spektaklu jest mięsisty, mocny i muzykalny język, który tworzy przejmującą, wręcz mityczną opowieść o życiu. To nie jest teatr realistyczny, to opowieść metaforyczna i symboliczna, momentami okrutna, o tych, którzy nie przystają, czasami nie przynależą.

O tych, którzy nadal czasami siedzą na przystankach, choć nigdzie nie wyjeżdżają, o tych, którzy siedzą pod sklepami monopolowymi, o tych, którym nie ma kto dać nadziei.

Miejsce: Zdynia, Watra Łemkowska.
Spektakl „Bombel- Nahacz”, reż.: Monika Babula i Mariusz Laskowski, scenografia Mariusz Laskowski
kostiumy Joanna Zając, adaptacja Marta Fortowska i Mariusz Laskowski, muzyka Mirosław Bogoń

Pozostałe terminy:
• 2 września 2023, godz. 19.30
• 9 września 2023, godz. 19.30
• 10 września 2023, godz. 19.30

Katarzyna Kachel

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.