Wojewódzki Zakład Opiekuńczy w Białogardzie, rok 1946. Sześcioletniego Józia odwiedził plutonowy z Komendy Powiatowej w Białogardzie. – Gdzie jest tatuś? – zapytał milicjant. – Pojechał z tym panem na pole z gnojem. – I już go więcej nie widziałeś? – dopytywał. – Byłem na grobie. Tam, gdzie tatuś leży... – usłyszał.
Przez niemal pół roku morderca był przekonany, że popełnił zbrodnię doskonałą. Był tak pewny siebie, że kilka dni po zabójstwie opowiedział o nim koledze rolnikowi.
Był przekonany, że nikt go nie wsypie. Że ludzie będą się bać. Mylił się i przyszło mu za to zapłacić najwyższą cenę. Po kilku miesiącach od zabójstwa milicjanci otrzymali zgłoszenie – jeden z mieszkańców Białogardu miał w sobie tyle odwagi, że wskazał sprawcę okrutnej zbrodni.
Wykup dostęp i poznaj szczegóły tej wstrząsajacej sprawy. Zobacz, jak wyglądała rzeczywistość tuż po wojnie.
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.