
Muzyka. Dzieła operowe u polskich autorów współczesnych są bardzo rzadko zamawiane. Powodów jest kilka: pieniądze, ryzyko, ale i inne niż dawniej podejście widzów do rozrywki
Polskie teatry operowe wolą stawiać na znane i sprawdzone tytuły. Wystarczy przejrzeć repertuar od Krakowa po Bydgoszcz - „Carmen” Bizeta, „Madame Butterfly” Pucciniego, „Czarodziejski flet” Mozarta, „Poławiacze pereł” Bizeta, „Cyrulik Sewilski” Rossiniego. To powoduje, że mało jest zamówień dla współczesnych autorów polskich tego gatunku. A jak udowadniają pojedyncze realizacje, może to przynieść zachwyty publiczności i krytyki. Tak było z ostatnim zamówieniem festiwalu Sacrum Profanum „ahat ilī” do tekstu Olgi Tokarczuk i muzyki Alka Nowaka. Dowodem na to jest też wcześniejsza koprodukcją tej imprezy i festiwalu Malta „Czarodziejska góra” Pawła Mykietyna w reżyserii Andrzeja Chyry albo utwór Agaty Zubel do tekstu Heinera Müllera „Bieldbeschreibung” dla tegorocznej edycji Transfest w Bolzano.
Czytaj więcej:
- "W XIX wieku opera była ówczesną muzyką rozrywkową. Dziś tak już nie jest"
- Kupienie biletu do opery w Krakowie graniczy z cudem. Dlaczego?
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.